Kiepskie lata do producentów trzody chlewnej
Paweł Woleński ze wsi Aleksandrów (pow. radomski) gospodaruje na 120 hektarach. Uprawia 12 ha rzepaku, 45 ha kukurydzy na ziarno, 40 ha zbóż ozimych i ponad 20 ha zbóż jarych. Utrzymuje trzodę chlewną w cyklu otwartym, rocznie sprzedaje 2600 tuczników.
– Minęły już ponad 2 bardzo słabe lata dla opłacalności chowu trzody chlewnej. Obecna cena 6 zł za kg żywca ma się nijak do ponoszonych kosztów produkcji, a zwłaszcza bardzo drogich pasz. Lepiej opłaca się sprzedać zboża niż chować świnie. Dlatego już o połowę ograniczyłem skalę produkcji żywca wieprzowego. Pewnie gdyby nie zobowiązania względem ARiMR, to już w ogóle nie miałbym świń. Jednak skorzystałem z dofinansowania na bioasekurację, a konkretnie na budowę ogrodzenia i teraz muszę utrzymywać świnie, aby nie ponieść konsekwencji finansowych. Jedynym naszym zyskiem jest gnojowica. Stosujemy jej powiększone dawki, zmniejszając jednocześnie dawki drogich nawozów mineralnych. Zastanawia mnie tylko skąd nadal jest importowane mięso do Polski i to przypuszczalnie po dumpingowych cenach, skoro na nasze świnie nadal nie ma przyzwoitej ceny. Przecież Polacy nie przestali jeść wieprzowiny, a pogłowie świń jest rekordowo niskie od niepamiętnych czasów. Niesprawiedliwa jest też ogromna różnica pomiędzy ceną, jaką za świnie otrzymuje rolnik, a ceną na półce sklepowej. Mam znajomego masarza i proszę sobie wyobrazić, że koszt produkcji najtańszej kiełbasy, którą on produkuje to 9 zł za kg, a ta sama kiełbasa w sklepie kosztuje 33 zł za kg – powiedział Paweł Woleński.
Opłacalność coraz słabsza
Mariusz Matuszewski z Woli Włościańskiej (pow. makowski) gospodaruje na 30 ha. Uprawia 8 ha kukurydzy na kiszonkę, 12 ha trwałych użytków zielonych i 10 ha zbóż. Utrzymuje 80 sztuk bydła, w tym 50 krów i 30 jałówek. Miesięcznie dostarcza 30 tys. l mleka do Mazowieckiej Spółki Mleczarskiej w Makowie Mazowieckim, wchodzącej w skład Grupy Polmlek.
– Produkcja mleka jest bardzo pracochłonna, nie mamy nawet chwili odpoczynku, a opłacalność jest coraz słabsza. Obecna cena 2 zł, a nawet 2 zł z hakiem za litr mleka nie jest tak atrakcyjna jak 1,40 zł sprzed 2 lat. Obecne 2 zł za litr mleka to mniej więcej tyle co 1 zł w realiach sprzed pandemii. To pokazuje jak w rolnictwie mocno wzrosły koszty produkcji. Sam mocznik podrożał 4-krotnie na przestrzeni dwóch lat. Obecnie trwają zbiory sianokiszonek. Krocie wydajemy na siatki i folie, które na przestrzeni roku podrożały o 40%. A przecież mleko w poprzednim roku w sierpniu już sprzedawaliśmy po prawie 1,90 zł i nie było źle. Gdyby wtedy nastąpiło pewne zahamowanie inflacji, ale tak się nie stało. W kwietniu wystąpił u nas duży deficyt opadów, co dla użytków zielonych oznacza 20% spadku plonu na najwartościowszym pierwszym pokosie. Natomiast w przypadku zbóż sianych na dość słabych glebach V klasy, spadki plonowania będą jeszcze wyższe. Niska opłacalność powoduje wstrzymanie inwestycji, dlatego odłożyliśmy w czasie zakup wozu paszowego. Można powiedzieć, że jestem szczęśliwym rolnikiem, bo mam następców w postaci córki i zięcia. Córka skorzystała z premii dla młodego rolnika, ukończyła studia rolnicze na SGGW i razem z mężem pomagają nam w gospodarstwie, a sami dodatkowo utrzymują bydło opasowe w liczbie ok. 50 sztuk. Z tych względów krowy kryjemy nie tylko buhajami mlecznymi, ale też mięsnymi – powiedział Mariusz Matuszewski.
Andrzej Rutkowski
fot.