Wilki mają prawo po swojej stronie. Rolnik niewiele może
Wilk może wszystko. Rolnik niewiele. Przekonali się o tym na własnej skórze rolnicy z województw lubuskiego i dolnośląskiego.
Wilkowi wolno więcej
Formalnie jest to niemal tak skomplikowane, jak kiedyś w przypadku bandyty. Jeżeli okradał nasz dom, lepiej było mu pozwolić na ucieczkę i zabranie łupu, bo jeśli właściciel skrzywdziłby złodzieja, groziłyby mu poważne konsekwencje.
Obecnie w takiej właśnie sytuacji są rolnicy. Ich przeciwnik jest o wiele groźniejszy, bo „ekologiczny” i pod jeszcze większą ochroną.
– Jestem przeciwnikiem likwidacji, ale zwolennikiem kontroli liczebności i redukcji, czyli regulowanego odstrzału. Przerost populacji nie jest dobry, także dla niej samej. Przecież można w tym zakresie wykorzystać wiedzę naukowców, myśliwych, rolników – mówi Marek Buda, rolnik i myśliwy z Trzebiechowa (powiat zielonogórski).
Jego zdaniem nawet kontrolowany odstrzał wilka nie będzie prosty do wykonania, gdyż jest to niezwykle sprytny drapieżnik, który ma niesamowity węch oraz słuch.
– Udało mi się zdobyć zezwolenie na odstrzał dwóch wilków i nie mogłem tego zrealizować przez dwa lata – opowiada pan Marek. – W nocy to zwierzę potrafi przebyć kilkadziesiąt kilometrów, a jego łowisko to kilka tysięcy hektarów. Jeśli zabijał u nas zwierzęta, to zjadał żołądki, szynki, lepsze części, a resztę zostawiał. Drugi raz już po to nie przychodził. To wyjątkowy bandyta.
53 mufolny zabite przez wilki
Marek Buda ma bardzo złe doświadczenia z tym chronionym drapieżnikiem, gdyż to właśnie wilki zlikwidowały jego hodowlę 53 muflonów. W stworzonym przez niego stadzie są jeszcze jelenie, o które wcale nie jest spokojny, chociaż są już w ogrodzonej części gruntów. Wilki operują bowiem w rejonie, gdzie ma swoje ziemie, czyli od Sulechowa przez Cigacice aż do Bojadła.
– Już mamy z tym problem, a będzie jeszcze większy – uważa rolnik. – Kiedy watahy pójdą w Sudety, w okolice Jawora czy Bielawy, gdzie są ośrodki hodowli zarodowej Lasów Państwowych, to aż boję się myśleć, co będzie się tam działo.
– To coraz większy problem hodowców, ale także innych mieszkańców wsi czy turystów, którzy odwiedzają tereny wiejskie albo lasy – wskazuje Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej. – Usiłowałem przekonywać łowczych z Polskiego Związku Łowieckiego i wojewodę do zmniejszenia liczebności wilków albo wprowadzenia innego rodzaju środków zaradczych, które zmniejszą szkody powodowane przez te dzikie drapieżniki. Co równie istotne – zmniejszą też zagrożenie, jakie stwarzają dla człowieka. A to jest już ogromne, ponieważ drapieżniki podchodzą nie tylko w pobliże budynków gospodarczych, terenów, gdzie pasą się stada czy głównych dróg, ale także do budynków mieszkalnych.
Lubuska Izba Rolnicza przyjmuje interwencje od rolników
W związku z tym do Lubuskiej Izby Rolniczej napływa od rolników w tego rodzaju sprawach coraz więcej interwencji. Zgłaszają zagryzione zwierzęta – i to nie jedną sztukę, ale nawet po kilka. Zdaniem prezesa LIR doskonale pokazuje to choćby minimalna już liczba psów przy gospodarstwach. Teraz prawie już ich nie ma, gdyż wilki je zlikwidowały.
– Niepokojące jest to, że wielu tak zwanych ekspertów nie dostrzega problemu albo udaje, że go nie widzi. Często bowiem podczas oględzin pogryzionych czy zagryzionych zwierząt gospodarskich wskazują na wałęsające się stada psów, a nie drapieżnika – mówi Myśliwiec.
W Lubuskiem wilki są już chyba wszędzie – widziano je często z bliższej czy dalszej odległości w różnych miejscach. W wielu miejscowościach coraz częściej drapieżniki atakują zwierzęta gospodarcze, a przynajmniej próbują. Choćby w okolicach Parowa (gmina Osiecznica, powiat bolesławiecki).
Wilki będą próbowały dostać się do ofiary
Wojciech Marczycki z Parowa, który hoduje bydło mięsne, również dostrzega ten problem, ponieważ utrzymuje stado w wolnym wybiegu. Jego ochrona to bardzo dokładne i mocne, podwójne ogrodzenie z siatki, które chroni zwierzęta przed drapieżnikami. Niedawno wilk zauważył młode cielę nieco oddalone od głównego stada, ruszył za nim, ale odbił się właśnie od ogrodzenia.
– Jednak wilki będą próbowały przejść przez ogrodzenie, podkopać się – opowiada rolnik. – Dlatego trzeba dokładnie je sprawdzać.
Jego zdaniem na razie w tym rejonie Lubuskiego, gdzie mieszka, rolnicy będą mieć nieco spokoju, gdyż wilk łamie prawo i zabija inne chronione zwierzę, czyli bobra.
Poza tym wszystko jest zgodne z przepisami – przynajmniej formalnie. Wilk jako gatunek zagrożony wyginięciem jest pod ścisłą ochroną w Polsce (rozporządzenie Ministra Środowiska z 16 grudnia 2016 roku w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt), ale i na podstawie prawa europejskiego – Dyrektywy Siedliskowej.
Zgodnie z art. 56 ust. 1 pkt. 1 ustawy o ochronie przyrody z 16 kwietnia 2004 r. jedynie Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska może zezwolić na odstrzał wilka. Polowanie bez tego zezwolenia może skutkować karą grzywny, a nawet pozbawieniem wolności. O skali ochrony drapieżnika może świadczyć fakt, iż nawet odstraszanie wilków bez odpowiedniego zezwolenia jest karalne.
„Zgodnie z przepisami ustawy z 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody możliwe jest uzyskanie zezwolenia na odstępstwo od zakazów wobec osobników tego gatunku w celu wyeliminowania powodowanego zagrożenia – np. na umyślne płoszenie, umyślne przemieszczanie z miejsc regularnego przebywania w inne miejsce czy zabijanie. Zezwolenia wydawane są przez właściwego miejscowo regionalnego dyrektora ochrony środowiska (w zakresie umyślnego płoszenia i przemieszczania), Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska (w zakresie umyślnego zabijania) oraz Ministra Środowiska (w przypadku gdy czynności mają być wykonane na terenie parku narodowego” – informuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
Idziemy śladami Hiszpanii?
Niestety, wszystko wskazuje na to, że Polska idzie w tym zakresie drogą Hiszpanii, gdzie nie tylko zakazano odstrzału drapieżnika, jak w Polsce, ale dodatkowo jego populacja tak się rozrosła i przestała bać człowieka, że ataki na ludzi w Hiszpanii nikogo tam nie dziwą. Ale tam nawet i to nie pomaga. Choć wilki zaatakowały tam dzieci cztery razy, przed rokiem wprowadzono zakaz polowań na te zwierzęta.
– Być może uda się kontrolować odpowiednio i zmniejszyć populację, ale niestety musi chyba dojść do nieszczęścia. Jeśli wilk zaatakuje jakiegoś VIP-a albo celebrytę, wtedy być może zacznie się na ten temat poważna rozmowa – mówi pół żartem, pół serio Marek Buda.
Artur Kowalczyk
fot. A. Kowalczyk
Artur Kowalczyk
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Legnicy
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Legnicy
Najważniejsze tematy