Prezes izb rolniczych: tylko dopłaty do nawozów mogą pomóc rolnikom
Z Wiktorem Szmulewiczem – prezesem Krajowej Rady Izb Rolniczych oraz prezesem Mazowieckiej Izby Rolniczej rozmawiają Krzysztof Wróblewski i Andrzej Rutkowski
Jesteśmy w okresie pobożnych życzeń i różnych kongresów, które mają zbawić polskie rolnictwo, a przecież najwyższy czas na realne działania?
– Zapowiedzi są bardzo huczne, a to nie przekłada się na realne działania. Rozwiązania tarczy antykryzysowej praktycznie nie dotyczą polskiej wsi. Zmniejszenie VAT-u odnosi się do gospodarstw ryczałtowych, zwłaszcza tych mniejszych. Natomiast mamy ponad 100 tys. gospodarstw tzw. vat-owców, typowo towarowych, które z obniżki VAT-u zupełnie nie skorzystają, bo dla nich zawsze była cena netto, bo ten VAT sobie odliczali.
Jako redakcja zgłosiliśmy postulat dotyczący paliwa rolniczego, który poparł również Michał Kołodziejczak z AgroUnii, mam tu na myśli zwiększenie limitu paliwa objętego zwrotem akcyzy do 200 l na ha i do 110 l do 1 DJP – dużej jednostki przeliczeniowej inwentarza. To byłaby realna pomoc?
– To by była realna i bardzo potrzebna pomoc, bo dziś zakup paliwa zarówno przy uprawie ziemi, jak i hodowli generuje głównie koszty. Ale nie powinno być to jedyne rozwiązanie pomocowe. Ogromny problem stwarzają wzrosty cen nawozów. Każdy rolnik, by zrozumiał gdyby te koszty wzrosły nawet 30–50% na skutek inflacji i cen gazu, ale nie 300%. To zupełnie wywraca nam do góry nogami kalkulację zysków i strat. Z jednej strony pozornie cieszymy się z wysokich cen zbóż na giełdach, ale wielu producentów sprzedało ziarno po żniwach po znacznie niższych stawkach. Na wiosnę trzeba wysiać duże dawki nawozów azotowych, a większości rolników po prostu nie stać na ich zakup. Duża część rolników wysieje nawozy w ograniczonych dawkach, a niektórzy mając obornik nawożenie mineralne zminimalizują wręcz do zera.
Do naszej redakcji napływają liczne informacje, że tuż przed 1 lutego nawozy podrożały o 200–300 zł na tonie, na korzyść dilerów i właściwie żaden rolnik nie skorzysta na obniżce cen nawozów, nawet ryczałtowcy. Wartość mleka, zboża czy rzepaku spada pomimo cen w skupie dużo wyższych niż w latach poprzednich, ze względu na olbrzymie koszty produkcji. Przykre w tym wszystkim jest to, że to właśnie rolników obwinia się za podwyżki żywności?
– Produkcja trzody chlewnej zeszła już zupełnie na margines, są wsie, gdzie nie ma nawet jednej sztuki. Została jeszcze produkcja mleka, gdzie nawet cena 2 zł za litr płacona w solidnych mleczarniach nie rekompensuje poniesionych kosztów. Ja dostarczam mleko do bardzo dobrej spółdzielni, jaką jest OSM Sierpc, gdzie wynik finansowy realnie przekłada się na zysk dla rolnika. Mamy podstawową cenę, a cena ostateczna jest regulowana comiesięczną premią, która odzwierciedla sytuację rynkową. W grudniu otrzymaliśmy jeszcze inną dodatkową premię roczną, co sprawiło, że cena mleka w moim przypadku wyniosła prawie 2,30 zł netto za litr. Bez dodatkowej premii rocznej byłoby to pewnie 2 zł za litr.
Nowa ustawa o izbach rolniczych procedowana przez posła Sachajkę nie wnosi wiele nowego w kompetencjach izb rolniczych?
– W moim odczuciu jest to ustawa wprowadzana tylko po to, aby sfinansować jakąś część związków. W naszych kompetencjach ta ustawa nic nie zmienia, dalej pozostaje nam opiniowanie. Jedyne co tam jest nowego to propozycja połączenia wyborów do izb rolniczych z wyborami prezydenckimi przeprowadzanymi przez PKW, co już wiem, że jest niemożliwe, bo jest niekonstytucyjne. Pod płaszczykiem nowelizacji ustawy chce się przeforsować ustawę związkową dającą możliwość dofinansowania z budżetu państwa pewnych związków, ale nie wszystkich, bo jest mnóstwo ograniczeń, które wykluczają z tego finansowania wiele organizacji.
Z finansowania została wykluczona m.in. AgroUnia, co wielu odbiera jako policzek wobec jej szefa Michała Kołodziejczaka?
– 10 lat obecności w przestrzeni publicznej to dużo i takie zostały postawione wymogi, dość wygórowane. AgroUnia oczywiście nie jest organizacją młodą, bo funkcjonuje od 3–4 lat i jest bardzo aktywna. Myślę, że okres 1–2 lat wystarczyłby na pokazanie, że jest się organizacją wiarygodną. Są też organizacje kanapowe, mające zaledwie po kilkadziesiąt członków, które są finansowane z Funduszu Promocji Żywności i to tak sprytnie zapisano, że środki im przekazane nie podlegają żadnej kontroli, w przeciwieństwie do środków, które przyznawane są izbom rolniczym. My mamy kontrole skarbowe oraz kontrole NIK-u.
W 2021 roku mieliśmy kontrole NIK-u w większości wojewódzkich izb rolniczych oraz dwie kontrole NIK-u w Krajowej Radzie Izb Rolniczych. Pierwszą w sprawie zorganizowania wypoczynku dla dzieci ze wsparciem z KRUS-u, a drugą kompleksową z wydatkowania środków i wszelkiej działalności statutowej. Wszystkie kontrole przeszły pomyślnie, jedynie z drobnymi uwagami.
Jakie pana zdaniem w ciągu najbliższych miesięcy powinny zostać uruchomione 3 podstawowe mechanizmy, które pobudziłyby rolnictwo. Zacznijmy od trzody chlewnej?
– Zamknięcie tematu ASF-u poprzez odstrzał dzików w ramach konkretnego planu dającego szanse na wdrożenie rozwoju produkcji trzody chlewnej. Niezbędne jest utrzymanie pogłowia krajowego loch, bo dziś coraz bardziej uzależniamy się od prosiąt z zagranicy, z takich krajów jak: Holandia czy Dania. Zaproponowaliśmy ministrowi rolnictwa, żeby wprowadzić dopłaty do loch na tzw. podtrzymanie produkcji prosiąt w wysokości 1 tys. zł, to weszło w życie i przysługuje do każdej lochy, która w okresie od 15 listopada do 31 marca dała 10 prosiąt. Teraz będziemy wnioskować o przedłużenie tych dopłat na kolejny okres, aby zatrzymać wyżynanie loch. Inne potrzebne rozwiązanie polega na pomocy w oddłużeniu gospodarstw, które popadły w długi w wyniku ASF-u, co da im możliwość odtworzenia produkcji. Musi być też stworzony odpowiedni system ubezpieczeń nie tylko od padnięć i ASF-u, ale też od sytuacji, która powoduje spadek cen na rynku. Dzisiaj wielkie korporacje mają pełny wpływ na to co dzieje się na rynku, dają rolnikowi prosięta, paszę i obsługę weterynaryjną. Rolnik godzi się na taki układ kontraktowy, gdyż ponosi małe ryzyko rynkowe i uzyskuje mały, ale dochód, a nie stratę i ma pieniądze na spłatę kredytu. Jednak taka sytuacja niesie zagrożenie, że niedługo nikomu nie będzie się opłacało odchowywać prosiąt czy też tuczyć we własnym zakresie i wszyscy będą najemnikami. Poza trzodą największym problemem jest drożyzna nawozów i innych środków do produkcji rolnej. Jedyną realną formą pomocy w tym zakresie jest dopłata do zakupionych nawozów na podstawie faktury z limitem w przeliczeniu na hektar. Jeżeli na to nie da zgody KE, to wtedy jedyną możliwością jest dopłata z tarczy antykryzysowej do zakupu gazu przez zakłady produkujące nawozy, ale pod warunkiem, że obniżą ceny nawozów o 50%.
Jesteśmy w przededniu Zielonego Ładu, który odbieramy jako zapewnienie Rosji dominującej roli na rynku zbóż oraz import taniej i niekontrolowanej żywności z Ameryki Południowej, a tylko obywatele bogatych państw jak: Niemcy, Francja i Holandia, będą mogli pozwolić sobie na zdrową żywność wyprodukowaną w ramach Zielonego Ładu.
– Ma pan rację. Ale ja patrzę na to jeszcze bardziej globalnie. Dzisiaj na 8 mld ludzi mamy ponad 1 mld niedożywionych i głodujących, a w Europie mamy bardzo dobre warunki do produkcji żywności i zamiast rozwijać tę produkcję, to my ją ograniczamy. Dla mnie jest to niedorzeczne.
Dziękujemy za rozmowę.
Andrzej Rutkowski
redaktor "Tygodnika Poradnika Rolniczego" oraz magazynu "Elita Dobry Hodowca", ekspertka w dziedzinie chowu i hodowli bydła oraz produkcji mleka
redaktor "Tygodnika Poradnika Rolniczego" oraz magazynu "Elita Dobry Hodowca", ekspertka w dziedzinie chowu i hodowli bydła oraz produkcji mleka
Krzysztof Wróblewski
Redaktor Naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
Najważniejsze tematy