Artur Balazs: trzeba odbudować wspólnotę i zasypać podziały polityczne
Z Arturem Balazsem, ministrem w rządach premierów: Tadeusza Mazowieckiego, Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka, rozmawiają Krzysztof Wróblewski i Marek Kalinowski. Artur Balazs jest założycielem niezwykle zasłużonej dla polskiej wsi instytucji – Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej. Nadal jest też rolnikiem – prowadzi 270-hektarowe gospodarstwo we wsi Łuskowo, w gminie Wolin, nastawione na produkcję roślinną – zboża, rzepak i buraki cukrowe.
O sukcesie w wyborach prezydenckich Andrzeja Dudy przesądziły głosy mieszkańców wsi!
– Transfery socjalne zainicjowane przez rządy Zjednoczonej Prawicy polepszyły sytuację materialną także mieszkańców polskiej wsi. Ta kwestia jest wręcz bezdyskusyjna. W ciągu ostatnich dwóch lat budżet państwa przeznaczył też sporo środków na pomoc gospodarstwom dotkniętym klęską suszy, chociaż z tego co wiem, są rolnicy, którzy nie otrzymali jeszcze pomocy suszowej za ubiegły rok. Trzeba też pamiętać o pieniądzach z „Tarczy antykryzysowej”, które wspomogły wiele drobnych firm działających na prowincji.
Obecny rząd podjął też walkę z wykluczeniem komunikacyjnym, jakie dotknęło tysiące polskich wsi i miasteczek. Zainicjował też inne programy prorozwojowe, których celem jest podniesienie jakości życia na polskiej prowincji. Te programy w dużej mierze pokrywają się z celami działania Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej, który już od 30 lat pracuje na rzecz dobra polskiej wsi. Wracając do wyborów prezydenckich, to sprawa jest jasna i prosta: adwersarze obecnego obozu politycznego – dotyczy do nade wszystko głównej opozycyjnej siły Koalicji Obywatelskiej – nie mieli dobrego oraz wiarygodnego programu i dlatego głosy polskiej wsi zadecydowały o reelekcji prezydenta Andrzej Dudy. Chciałbym tutaj jasno powiedzieć, że dobrze się stało, że do tych wyborów nie doszło 10 maja, bo skończyłyby się one jedną wielką kompromitacją.
Na pewno frekwencja w tych w pełni korespondencyjnych wyborach byłaby marna. W tych wyborach zwyciężyłby Andrzej Duda, ale jego wybór byłby bardzo kontestowany i to nie tylko w kraju, ale też i na arenie międzynarodowej. Natomiast dwie tury wyborów prezydenckich: 28 czerwca i 12 lipca charakteryzowały się bardzo dobrą frekwencją, także na terenie Polski gminnej, z czego jestem bardzo zadowolony. Zaś mandat wyborczy prezydenta Andrzeja Dudy jest dosyć mocny, chociaż jego konkurent – Rafał Trzaskowski – zdobył bardzo dużo głosów, mimo że bardzo późno włączył się do tego wyborczego wyścigu.
Na pewno głosy o konieczności walki z ociepleniem klimatu nie były zbyt przekonujące dla wiejskich wyborców?
– Walka ze skutkami ocieplania klimatu, z suszą i innymi zjawiskami pogodowymi będącymi następstwem gwałtownego rozwoju naszej cywilizacji jest bardzo ważną rzeczą i od tych problemów nie uciekniemy. Ale pamiętajmy, że wielu mieszkańców wsi będzie z trudem akceptować ograniczenia wynikające ze stosowania węgla, drewna i innych paliw naturalnych. Zaś w czasie kampanii wyborczej adresowanie radykalnych treści ekologicznych do wiejskiego elektoratu jest niezbyt fortunnym pomysłem.
Wieś boi się zmian i konsekwencji szeroko pojętej działalności proekologicznej. Oznacza to zmniejszenie zużycia nawozów i środków ochrony roślin, co powoduje i będzie powodowało istotny spadek plonów. I to już zaczyna się zaznaczać. To budzi niepokój. Są to istotne różnice interesów, których wieś obawia się np. w koncepcji „Od pola do stołu”. Czy aby polskie rolnictwo będzie miało jednakowe uregulowania i szanse, jak rolnictwo niemieckie czy francuskie? Takie obawy są w zakresie ograniczenia nawożenia i środków ochrony roślin.
Ciągle trwa przegląd substancji czynnych środków ochrony roślin i wycofywane są z rynku te uznane za szkodliwe. To się dzieje. W 2013 r. zakazano stosowania zapraw zawierających neonikotynoidy i przez ostanie lata mieliśmy w Polsce olbrzymie problemy z ochroną rzepaku przed wczesnymi szkodnikami. W zamian trzeba było jesienią wykonywać kilkakrotnie nalistne zabiegi insektycydowe. Od tamtego czasu wycofano z rynku wiele skutecznych substancji czynnych, co w opinii rolników, ale i naukowców, nie do końca było uzasadnione i przemyślane. Tego typu nowe regulacje przyjmowane są przez rolników z wielkimi obawami.
Z tego co wiemy, bardzo zabiegał pan w Brukseli, aby Polsce przypadła teka unijnego komisarza do spraw rolnictwa.
– Niewątpliwie rolnicy za sukces obecnego obozu rządzącego uznają fakt, że unijnym komisarzem do spraw rolnictwa został Janusz Wojciechowski od lat związany z polską wsią i rolnictwem, którego wysokie kompetencje są nie do podważenia.
Bardzo przekonujący dla rolników był też fakt, że nowy unijny budżet na rolnictwo będzie większy niż planowano. Z tego budżetu Polska dostanie dodatkowe 3 miliardy euro. Od wielu lat uważałem, że to Polak powinien być unijnym komisarzem do spraw rolnictwa. I jednocześnie podejmowałem konkretne działania, aby tak się stało. Wszak od 30 lat jestem aktywnym uczestnikiem debaty związanej z funkcjonowaniem unijnego rolnictwa i mam wręcz osobiste kontakty z kręgiem tych unijnych polityków, którzy kształtują Wspólną Politykę Rolną.
Na pewno dobre jest dla polskiego rolnictwa i sektorów rolniczych innych państw, które wstąpiły do Unii w 2004 roku i później, że za reformy unijnego rolnictwa będzie odpowiadał Polak, a nie komisarz rolny wywodzący się z kręgu państw starej UE. Ja też swoją skromną cegiełkę dołożyłem do tego, aby Janusz Wojciechowski został komisarzem. Tuż po jego nominacji odbyłem z nim długą i dobrą rozmowę. Mogę też powiedzieć, że z racji tego, że Polak jest komisarzem rolnym, bardziej realna stała się kwestia wyrównania dopłat dla polskich rolników i rolników z innych państw UE otrzymujących nierówne dopłaty w stosunku do farmerów z państw starej UE!
Dla nas szczególnie zastanawiający jest bardzo zły wynik wyborczy kandydata Władysława Kosiniaka-Kamysza, prezesa PSL, który bardzo ciężko pracował w czasie swojej kampanii wyborczej. Dużo i ładnie mówił. Nie był też agresywny i wręcz nawoływał do zasypywania politycznych podziałów.
– Polska podzieliła się na dwa obozy polityczne i ta polaryzacja nie sprzyjała PSL-owi oraz prezesowi Kosiniakowi-Kamyszowi. A te wybory, ten podział jeszcze bardziej pogłębiły i spetryfikowały. Wszak pamiętajmy, że dwie główne siły polityczne żyją z tego podziału, w tym Platforma Obywatelska bardziej niż obóz Zjednoczonej Prawicy. Bo dzięki temu podziałowi ta partia się odbudowała. Powiem tak: PO nie miała żadnej woli, aby wspólnym kandydatem na urząd Prezydenta RP był człowiek spoza tej formacji: Władysław Kosiniak-Kamysz.
Tak. Niedawne wybory prezydenckie dobitnie pokazały, że w walce wyborczej niezwykle dużą rolę odgrywają namiętności będące skutkiem owego politycznego podziału. Zaś Kosiniak dmuchał pod wiatr, nawoływał do zgody i do konieczności odbudowy wspólnoty. I w tych wyborach miejsca dla niego nie było.
Ale nie przekreślałbym jeszcze kariery politycznej prezesa Kosiniaka-Kamysza. Bo moim zadaniem, będzie duże zapotrzebowanie na polityków głoszących konieczność odbudowy wspólnoty i zasypywania głębokich politycznych podziałów, które przebiegają nawet przez rodziny.
Dobrze byłoby, gdyby do tej odbudowy wspólnoty włączył się też prezydent Andrzej Duda, którego mandat jest mocny!
– To nie jest bynajmniej kwestia deklaracji politycznych, ale konkretnych czynów. A dla mnie nade wszystko liczą się czyny, bowiem odbudowa wspólnoty jest konieczna i niezbędna. Moim zdaniem, ów głęboki podział społeczeństwa polskiego zagraża nie tylko stabilizacji wewnętrznej naszego kraju, ale też pozycji Polski na arenie międzynarodowej.
Wszak przez długie lata polityka zagraniczna była – w dużej mierze – wyjęta z bieżącej gry politycznej! Jak na razie, PiS i jego sojusznicy mają pełnię władzy. Bo Senat jest słabym jej ogranicznikiem. Taka pełnia władzy nie jest dobra dla demokracji. Mówię to z doświadczenia człowieka, który od ponad 30 lat zajmuje się polityką. Zdeponowanie całości władzy w rękach jednej formacji politycznej jest po prostu niebezpieczne.
Teraz – w czasie kryzysu gospodarczego związanego z pandemią koronawirusa – głosy kwestionujące nasze przystąpienie do Unii Europejskiej niechybnie bardzo osłabną. Wszak bez UE bylibyśmy wypchnięci nie tylko za polityczny, ale i gospodarczy margines!
– Nie będę tutaj odpowiadał za liderów poszczególnych partii politycznych. To oni powinni złożyć jednoznaczne deklaracje związane z miejscem Polski w strukturze Unii Europejskiej. Powiem twardo i jednoznacznie: Polska musi być członkiem UE, nie ma dla niej innego miejsca w Europie. Nasz sukces gospodarczy został zapoczątkowany przystąpieniem Polski do UE. Owemu sukcesowi – również za sprawą akcesji do UE – towarzyszy jednocześnie sukces cywilizacyjny. Dzisiaj Polska jest bardzo ważnym państwem w Unii Europejskiej, które ma spory wpływ na jej funkcjonowanie, również w takiej dziedzinie jak rolnictwo. Wszak dla naszego kraju rolnictwo jest bardzo ważnym działem gospodarki narodowej. Powtarzam to wiele razy i jeszcze raz powtórzę: przed wejściem do UE eksport rolny miał wartość co najwyżej 3 miliardy euro, a teraz jego wartość wyraźnie przekracza poziom 30 miliardów euro!
Jest pan politykiem i rolnikiem praktykiem. Co słychać na polach? Sytuacja pogodowa do końca maja nie napawała optymizmem. Wielu spodziewało się suszy stulecia.
– Mimo tegorocznej suszy, jej skutki nie są tak dotkliwe jak w 2018 r. i 2019 r. Nie ma ona takiego wymiaru, chociaż na przełomie maja i czerwca na polach było naprawdę źle. Wydaje się, że opady, które po wiosennej suszy przyszły i trwają, znacznie poprawią zbiory roślin okopowych – zwłaszcza późniejszych odmian ziemniaków oraz buraków cukrowych.
Planując następne zasiewy wybieram odmiany, które sprawdziły się i dały wysoki plon oraz jedną nową, aby zweryfikować postęp hodowlany. Z pszenic ozimych wiernymi odmianami plonującymi w moim gospodarstwie na średnim poziomie ok. 8 t/ha są Moschus i RGT Kilimanjaro. Oczywiście na najlepszych stanowiskach zdarzają się plony sięgające 10, a nawet 11 t/ha. Rzepak ozimy zbieram na poziomie 4–5 ton, poza ostatnimi dwoma suchymi sezonami, w których rzepak plonował do 30% niżej.
Buraki cukrowe w płodozmianie są bardzo pożądane a bawię się w ich uprawę wg najnowszej wchodzącej do Polski technologii o nazwie Conviso Smart. Technologia polega na uprawie wyselekcjonowanych odmian buraków cukrowych Conviso Smart KWS odpornych na substancje czynne z grupy inhibitorów ALS herbicydu Conviso One. Dzięki temu przy odchwaszczaniu buraków cukrowych nie muszę stosować czterech, czy pięciu zabiegów dawkami dzielonymi herbicydów, ale jeden zabieg herbicydem Conviso One. Oprysk można wykonać od fazy 1 do 8 liści buraka cukrowego, kiedy pierwsze rośliny komosy białej posiadają dwa liście właściwe albo kiedy w takiej fazie rozwojowej jest inny dominujący chwast.
Jeden oprysk zamiast czterech. Łatwiej, ale czy taniej?
– Jeżeli chodzi o koszty tej technologii – cena nasion i herbicydu jest porównywalna z wydatkami, które trzeba podnieść w technologii tradycyjnej. Liczą się plusy tego rozwiązania a są nimi: łatwość i elastyczność odchwaszczania, czyste pole i wysokie plony korzeni buraków cukrowych. Według mnie, jest to przyszłość w uprawie buraków cukrowych. Wyselekcjonowane odmiany buraka cukrowego po jednym zabiegu herbicydowym, który najczęściej jest wystarczający, nie przeżywają żadnego szoku. Nie obserwowałem żadnej fitotoksyczności.
Ponadto zabieg herbicydowy w tej technologii nie musi być wykonany tak wcześnie, jak w technologii tradycyjnej. Herbicyd Conviso One niszczy wszystkie chwasty, również tzw. burakochwasty, a oszczędza odmiany Conviso Smart KWS. Elastyczność stosowania herbicydu i całkowite bezpieczeństwo dla odmian są najważniejsze. Buraki nie odczuwają stresu poopryskowego, ich rozwój nie jest w żadnym stopniu przyhamowany i o to chodzi. W ubiegłym roku była oczywiście susza i plony buraków cukrowych kopanych na koniec października były 30% wyższe od kopanych we wrześniu. W ostatnich dwóch sezonach trudno było ocenić i porównać opłacalność uprawy buraków cukrowych w technologii tradycyjnej i technologii Conviso Smart. Efekty pokaże rok bieżący. Buraki wyglądają naprawdę nieźle. Połowa jest w technologii tradycyjnej, połowa w Conviso Smart.
Rozmawiali: Krzysztof Wróblewski i Marek Kalinowski
fot.
Marek Kalinowski
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Poradnika Rolniczego” i szef działu „Agroporady”
<p class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; font-size: medium; font-family: Cambria;">Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Poradnika Rolniczego” i szef działu „Agroporady”.</p>
Najważniejsze tematy