Zagórski: uprawa roślin bobowatych to suwerenność białkowa Polski
Suwerenność białkowa, czyli uniezależnienie się od białka importowanego w formie śruty sojowej z USA, Argentyny i Brazyli jest w naszym interesie. Bez wątpienia w interesie rolników jest zwiększenie areału uprawy roślin białkowych i sprzedaż ich nasion albo wykorzystanie bezpośrednio w gospodarstwie do żywienia zwierząt. To jest w interesie państwa polskiego, ale musi być dochodowe dla rolników.
Jak zatem zachęcić rolników do uprawy, a przemysł paszowy do wykorzystania nasion bobiku, grochu, łubinów? Czy metodami administracyjnymi należy stworzyć rolnikom zachęty, a przemysłowi paszowemu nakaz stosowania w paszach nasion polskich roślin białkowych? Czy zostawić to niewidzialnej ręce rynku? – pytamy Marka Zagórskiego, byłego ministra cyfryzacji, posła na Sejm RP.
– Warto odpowiedzieć na kluczowe pytanie – dlaczego tak ważna jest uprawa roślin białkowych? Suwerenność białkowa to cel strategiczny, wzmocnienie naszego bezpieczeństwa żywnościowego, ale też stosowanie w paszach komponentów wyprodukowanych w Polsce powoduje, że pieniądze zostają w Polsce. Zamieniamy polskie zboża i nasiona roślin bobowatych na polskie mięso – ten proces daje wartość dodaną. Kupując np. śrutę sojową znaczącą część tej wartości dodanej oddajemy rolnikom w Argentynie, Brazylii i USA. W produkcji mięsa powinniśmy wykorzystywać możliwie najwięcej własnych komponentów paszowych, pamiętając jednocześnie o krajowych ograniczeniach. O tym, że z przyczyn żywieniowych nie da się całkowicie zastąpić białka sojowego i że barierą jest ograniczony areał uprawy. Np. bobik wymaga do uprawy najlepszych gleb i konkuruje o nie z pszenicą, rzepakiem i burakami cukrowymi. Aby bobik w rywalizacji o najlepsze stanowiska uprawy wygrał, rolnik musi mieć odpowiednio wysoką cenę za nasiona z rynku albo odpowiednio wysokie wsparcie i zachętę w postaci płatności do uprawy roślin białkowych.
Musimy zatem stworzyć warunki, aby uzyskać odpowiednio wysoką i stabilną podaż nasion polskich roślin białkowych w odpowiedniej cenie, atrakcyjnej dla rolnika, producenta pasz i gospodarstw zajmujących się hodowlą i chowem zwierząt. Nie można jednak uzyskać tej równowagi tylko jednym instrumentem – celem wskaźnikowym, nakazującym przemysłowi paszowemu zakup i stosowanie nasion polskich bobowatych w recepturach paszowych. Trzeba zadbać o wewnętrzną podaż i popyt.
W Polsce od wielu lat trwają rozmowy na temat zastąpienia białka sojowego białkiem z nasion polskich bobowatych. Prowadzone są badania i doświadczenia żywieniowe, propagowana jest uprawa bobowatych przez tzw. Inicjatywę Białkową COBORU, są dopłaty do uprawy roślin białkowych. Systematycznie zapowiadane są rozwiązania prawne dotyczące zakazu stosowania pasz GMO (obecnie datą graniczną jest 1 stycznia 2025 r.) i wprowadzenie wspomnianego celu wskaźnikowego.
– Cel wskaźnikowy sam w sobie nie jest czymś złym, ale nie zadziała tylko dlatego, że tak zapiszemy w ustawie i narzucając go bez uwzględnienia realiów rynkowych. Jeżeli będziemy działać w sposób arbitralny to mieszalnie pasz, aby osiągnąć takkie cele wskaźnikowe będą musiały przebijać ceny za nasiona bobowatych. Wtedy zdecydowanie podrożałyby pasze i ostatecznie ceny mięsa. A konkurencja na rynku unijnym nie zostawia pola dla takich działań – musimy oferować mięso po konkurencyjnych cenach. Dlatego, jeżeli chcemy zwiększyć w Polsce uprawę roślin bobowatych i tym samym udział tych nasion w paszach, musimy zadbać o to, aby dla plantatora było to opłacalne, a dla przemysłu paszowego było to białko konkurencyjne cenowo w stosunku do soi. Jest kilka elementów, które mogą pomóc zrealizować te cele. Materiał siewny bobowatych najwyższej jakości powinien być dostępny i tańszy niż obecnie, czyli z dopłatami. Jeżeli ekonomii nie zapewnia wolny rynek, to muszą być odpowiednio wysokie dopłaty do uprawy roślin białkowych. Takie dopłaty są zapisane w Krajowym Planie Strategicznym na poziomie 200 euro/ha, ale też chodzi o to, aby nie było ich redukcji, jeżeli areał uprawy w kraju wzrośnie. Ta opłata powinna być stała i wspierać tych rolników, którzy na wiele lat zaangażują się w uprawę roślin białkowych. Czyli dopłaty do materiału siewnego i do powierzchni uprawy roślin białkowych wystarczyłyby teoretycznie do zwielokrotnienia podaży nasion polskich bobowatych.
Teoretycznie, bo np. bobik będący w Polsce najplenniejszym gatunkiem bobowatym i plonujący na poziomie od 3 do nawet 6 t/ha wymaga dobrych gleb. Będzie zatem uprawą w pewnym sensie w zastępstwie np. jakościowej pszenicy jarej czy buraków cukrowych. A zatem, rolnik zawsze będzie porównywał dochodowość tych roślin uprawianych na najlepszych glebach, na których można uzyskiwać wysokie plony. Oczywiście uprawa bobiku to nie tylko dochód z nasion, ale też aspekty fitosanitarne pozostawianego stanowiska, wiązanie azotu dla roślin następczych, a także oszczędne albo zerowe nawożenie azotem. Ekonomia jest jednak najważniejsza i żadne nakazy, czy wprowadzenie celów wskaźnikowych na wolnym rynku nie zadziałają. Rozwijając rynek bobowatych trzeba też pamiętać o wpływie tego na rynek zbóż paszowych. Zboża też zawierają białko. Wprowadzając do receptur białko bobiku zastąpimy nim część białka ze śruty sojowej (ok. 30%), ale także np. z pszenicy.
Przez wiele lat nie było w Polsce rynku nasion bobowatych. Przez długi czas nie było chętnych, aby te nasiona kupować. To się zmienia, ale wolno.
– Polskie bobowate przez długi czas były problematyczne w żywieniu zwierząt ze względu na skład aminokwasowy i zawartość związków antyżywieniowych. Od kiedy pojawiły się na rynku nowe aminokwasy pozwalające zbilansować skład białka polskich bobowatych, można było zwiększyć udział np. nasion bobiku w recepturach pasz ograniczając użycie śruty sojowej. Są zatem spore możliwości wykorzystania nasion polskich bobowatych, ale najważniejsza jest ekonomia. Plantatorowi bobowatych ta produkcja musi się opłacić. Producent pasz nie może natomiast zapłacić za to białko więcej niż za białko z soi, a dodatkowo musi do zbilansowania polskiego białka kupić odpowiednią ilość drogich aminokwasów.
Ile bobiku możemy użyć w produkowanych w Polsce paszach dla drobiu i nie pogorszyć efektywności hodowli i chowu tego gatunku?
– Nie ma możliwości, aby w 100% zastąpić śrutę sojową naszymi roślinami białkowymi, np. bobikiem w żywieniu drobiu. Wynika to z powodów żywieniowych i ekonomicznych. Polska dużo kupuje śruty sojowej, której cena ustalana jest na giełdach światowych. Górną granicą w tym segmencie pasz jest możliwość zastąpienia bobikiem w recepturach paszowych od 20% do 30% udziału soi. W skali kraju oznacza to zapotrzebowanie na ok. 1 mln t, w przyszłości może na 1,5 mln t nasion bobiku z możliwością jego wykorzystania w paszach, głównie dla drobiu. W efekcie oznacza to możliwość, a nawet konieczność uprawy bobiku na ok. 300 tys. ha. Takie są możliwości i potencjał, ale nasiona bobiku i innych polskich bobowatych na wolnym rynku rywalizują z soją. O konkurencyjności nasion polskich bobowatych decyduje ostateczna cena wyprodukowanej paszy i jej efektywność w żywieniu zwierząt mierzona wskaźnikiem FCR*, co ostatecznie decyduje o konkurencyjności mięsa wyprodukowanego w Polsce.
Poza najwyższej jakości paszą w chowie zwierząt ważny jest dobrostan zwierząt. Warunki utrzymania mają wpływ i na to, jak dużo śruty sojowej można zastąpić nasionami bobiku. Wiele efektywnych rozwiązań, spełniających najsurowsze wymagania UE, bada, testuje i wdraża między innymi Wipasz. Przykładem prostego rozwiązania jest stosowanie ściółkowania peletem ze słomy zamiast surową słomą. Surowa słoma nie jest chłonna i mokre odchody zwierząt nie są przez nią pochłaniane. Fermentują i nasilają odór. Ale jeżeli zastosujemy pelet słomiany, w którym źdźbła słomy są przełamane, a celuloza rozluźniona, to mokre odchody są przez taką ściółkę szybko pochłaniane, jak woda przez gąbkę. To proste i efektywne rozwiązanie, znacznie poprawiające dobrostan i zdrowie zwierząt. Ale to tylko jedno z rozwiązań, których celem jest efektywna, bez antybiotyków, bezpieczna dla środowiska i ludzi hodowla z jak największym udziałem białka z polskich roślin. Na końcu mamy doskonałą jakość delikatnego mięsa drobiowego i znacznie mniejszą uciążliwość fermy dla środowiska.
Tak to powinno wyglądać i tego oczekują konsumenci
– Niestety, w kraju nie jest z tym najlepiej, a to stanowi zagrożenie dla przyszłości eksportu polskiego drobiu. Jesteśmy największym w Europie producentem drobiu i eksporterem mięsa drobiowego, ale nie mamy porządnego brandu, polskiej marki. Przez to nasze mięso drobiowe eksportowane na rynki europejskie trafia na niską półkę cenową. Wystarczy jeden incydent, byle jaki pretekst i z tych półek spadniemy. Już teraz to, że Ukraina ma otwarty rynek unijny i produkuje mięso drobiowe taniej, bardzo pogarsza sytuację polskich producentów drobiu, polskiego przemysłu paszowego, ale i rolników zainteresowanych uprawą roślin bobowatych. To naczynia połączone, a już teraz Ukraina dostarcza na rynek unijny filety z kurczaka w cenie o 2 zł/kg niższej niż może to zaoferować Polska. Jeżeli nie zbudujemy marki polskiego mięsa drobiowego, szybko możemy z unijnego rynku wypaść. Dlatego musimy zbudować silną markę, dającą gwarancję jakości i bezpieczeństwa całego łańcucha produkcji mięsa drobiowego.
Taka produkcja musi zakładać jak najmniejszą uciążliwość dla środowiska, brak smrodu, najwyższy poziom dobrostanu (zgodnie z przewidywanymi regulacjami i standardami UE), eliminację antybiotyków i kokcydiostatyków i jak największe ilości białka z polskich bobowatych. Trzeba mówić o tym, że to jest cel najlepszych polskich firm. Trzeba to zauważać i wspierać, także przeciwko tym, którzy rozwój w tym kierunku, te dobre pomysły próbują torpedować używając przeróżnych, nieracjonalnych argumentów.
- Marek Zagórski, były minister cyfryzacji, poseł na Sejm RP
Dziękujemy za rozmowę.
Marek KalinowskiKrzysztof Wróblewski
fot. archiwum
* – FCR (ang. Feed Conversion Ratio) jest współczynnikiem tzw. konwersji paszy. Współczynnik pokazuje ilość zużytej paszy na przyrost kilograma masy ciała zwierzęcia.
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym53/2023 na str. 26. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Marek Kalinowski
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Poradnika Rolniczego” i szef działu „Agroporady”
<p class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; font-size: medium; font-family: Cambria;">Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Poradnika Rolniczego” i szef działu „Agroporady”.</p>
Krzysztof Wróblewski
Redaktor Naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
Najważniejsze tematy