Z artykułu dowiesz się
- Jakie jest ryzyko, że przez taniejące mleko spadną też ceny bydła mięsnego?
- Jakie jeszcze czynniki mogą wpłynąć na ceny bydła w 2023 roku?
- Jakie perspektywy eksportowe otwierają się przed polskim rynkiem bydła i wołowiny?
Z artykułu dowiesz się
Sytuacja na rynku mleka jest coraz trudniejsza. Mleczarnie od początku roku stopniowo obniżają rolnikom ceny skupu. W styczniu jeden z największych odbiorców zaoferował o 43 groszy mniej, a w lutym stawki spadły nawet o 60 gr. Trend jest malejący, tym bardziej, że tanieje mleko przerzutowe i spadają notowania produktów mleczarskich na giełdzie GDT.
– Styczeń był miesiącem dostosowania cen mleka w skupie do możliwości płacenia za nie przez przetwórców. Mleczarnie zderzyły się z dużym problemem wzrostu kosztów działalności, co będzie przekładać się na ofertę cenową dla dostawców (…) Najbliższa perspektywa wskazuje na osłabienie cen produktów mleczarskich na rynkach międzynarodowych, w tym ryzyka odczuwalnego pogorszenia koniunktury gospodarczej na rynkach krajów zachodnich – wyjaśniają analitycy banku ING.
Czy spadki cen mleka mogą spowodować, że rolnicy zmagający się z wysokimi kosztami produkcji będą ograniczać pogłowie krów w swoich stadach? Tego nie da się wykluczyć, zwłaszcza, że dostawcy mleka już to zapowiadają.
–Zejście z ceną mleka poniżej 2,00 zł za litr dla rolnika będzie skutkować nieopłacalnością produkcji mleczarskiej, a co za tym idzie likwidacją stad krów mlecznych przez rolników i brakiem krajowego mleka w sklepach. Mleko może stać się towarem luksusowym – przestrzega Bronisław Węglewski, prezes Izby Rolniczej Województwa Łódzkiego.
Producenci bydła mięsnego obawiają się więc, że kryzys na rynku mleka przełoży się na spadek cen skupu żywca, bo wzrośnie podaż krów. Czy taki scenariusz jest realny?
Na razie w krajowych cennikach żywca wołowego nie widać zmian wynikających z niskich cen mleka. Ale zdaniem Artura Waraksy, eksperta ekonomicznego sektora AGRO banku ING, nie można wykluczyć, że jeśli kryzys mleczny będzie się pogłębiał może to doprowadzić do decyzji o likwidacji stad krów mlecznych.
– Skokowe zwiększenie podaży w takim przypadku będzie wywierać presję na obniżkę cen bydła mięsnego – ocenia analityk.
Jednak w ocenie Grzegorza Rykaczewskiego, eksperta analiz sektora rolno-spożywczego Departamentu Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao SA w tej kwestii kluczowa będzie głębokość i trwałość pogorszenia koniunktury.
– Po pierwsze do końca ubiegłego roku ceny mleka rosły. Styczeń jest pierwszym miesiącem od roku, kiedy zostanie odnotowany spadek cen w porównaniu do poprzedniego miesiąca. Ale notowania pozostaną na historycznie wysokim poziomie. Wprawdzie w pierwszej połowie roku czynniki sezonowe będą sprzyjały dalszym spadkom, lecz otwartym pozostają pytania: jak głębokie będą to spadki oraz jak będą się kształtowały koszty produkcji – wyjaśnia ekspert.
Rykaczewski zaznacza, że dopiero te elementy będą definiowały rentowność produkcji. Poza tym z uwagi na sezonowość na rynku mleka, trudno aby rolnicy podejmowali decyzje o bieżącej produkcji na podstawie krótkoterminowych obserwacji.
– Jeśli faktycznie na rynku mleka koniunktura będzie coraz gorsza, to decyzji o ograniczeniu produkcji i tym samym zwiększeniu podaży bydła do uboju, można się spodziewać dopiero pod koniec bieżącego roku oraz w roku następnym – ocenia analityk Pekao SA.
Bardziej optymistyczne prognozy ma jednak Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
W jego ocenie, nawet jeśli przybędzie krów do uboju, cena bydła nie powinna mocno spadać ze względu na to, że zmniejsza się ilość gospodarstw utrzymujących bydło w UE.
– A zapotrzebowanie na wołowinę, m.in. polską jest bardzo duże. Tu trzeba postawić na jakość. Jeżeli będziemy produkowali wołowinę w wysokiej jakości z ras mięsnych to będzie można uzyskać dochód. Za jakość się płaci, więc za dobry towar rolnik otrzyma dobrą ceną – mówi prezes Zarzecki.
Poza kryzysem na rynku mleka, na ceny bydła mogą wpłynąć także inne czynniki, m.in. spowolnienie gospodarcze w Unii Europejskiej, naszym głównym rynku zbytu, które będzie ograniczało popyt na mięso wołowe.
– Przy niższej sile nabywczej gospodarstw domowych, konsumenci będą częściej wybierali tańsze rodzaje mięsa, jak np. drób. Mogą też być mniej chętni do korzystania z oferty gastronomii, która jest ważnym kanałem sprzedaży wołowiny. W rezultacie popyt na mięso wołowe może być niższy, co będzie wywierało presję na spadek cen – ocenia Rykaczewski.
Drugą kwestią jest podaż bydła do uboju. Wzrost cen mleka oraz bydła w 2022 roku poprawił opłacalność produkcji. Oczywiście z uwagi na długi cykl produkcyjny efekty wyższej rentowności w postaci wzrostu pogłowia są obserwowane z opóźnieniem. Ale pierwszym sygnałem zmian może być wzrost krajowego stada cieląt, o 7 proc. r/r, odnotowany w czerwcu 2022 r., ale też w grudniu 2022 r.
– Co ważne, w grudniu wyższe w relacji rocznej było również łączne pogłowie bydła w Polsce, w tym pogłowie bydła powyżej 2 lat. Krajowa podaż bydła może więc rosnąć w kolejnych miesiącach 2023 roku. Te zmiany mogą zostać wzmocnione przez pogorszenie sytuacji na rynku mleka – wyjaśnia Rykaczewski.
Natomiast Zarzecki przewiduje, że na razie sytuacja na rynku bydła będzie stabilna.
– Oczywiście będą lekkie wahnięcia. Pamiętajmy jednak, że porównując rok do roku ceny są wyższe o około 17-18 procent. Nie zapominajmy też, że w zeszłym roku osiągnęliśmy najwyższe ceny historyczne, które w maju osiągnęły rekordowy poziom i były wyższe o ponad 50 proc. wyższe niż w 2021 roku – wyjaśnia prezes PZHiPBM.
W jego ocenie lepszy jest powolny wzrost cen niż dynamiczny, z którym mieliśmy do czynienia w ubiegłym roku.
– Oczekiwania rolników są takie, żeby te ceny były jak najwyższe i jeszcze rosły. Ale pamiętajmy, że jeżeli te ceny będą wzrastały, to w pewnym momencie sięgniemy sufitu możliwości konsumenta. A jeżeli konsument przestanie kupować wołowinę, to wtedy my nie będziemy mieli gdzie jej sprzedać, nawet po niższej cenie. Dlatego lepszy jest powolny wzrost i stabilizacja niż gwałtowne podwyżki – wyjaśnia.
Zarzecki zaznacza, że sektor wołowiny jest obecnie najstabilniejszym sektorem rolno-spożywczym w Polsce. Nie jest narażony na takie wahania cenowe jak trzoda chlewna czy drób.
– Myślę, że obecne ceny będą się utrzymywały. A jeśli będą otwarte nowe rynki, np. Wietnam i Korea i pojawi się możliwość eksportu żywych zwierząt do takich krajów jak Algieria czy Turcja to wręcz spowoduje to wzrost cen skupu. Dlatego musimy szukać nowych rynków zbytu i postawić na promocję polskiej wołowiny za granicą, ale też w kraju. Statystycznie Polak zjada 4 kg wołowiny, czyli dwa razy mniej niż wynosi średnia w UE – wyjaśnia Zarzecki.
Podkreśla też, że sytuacja na rynku polskim różni się od sytuacji w innych krajach UE.
– Tam ceny skupu bydła powoli, ale wzrastają. A u nas jest ciągłe wahadełko - delikatnie w przód i delikatnie w tył w zależności od tego, jakie ceny dyktuje poszczególny zakład. Jeszcze niedawno ceny w Polsce były powyżej średniej europejskiej, ale teraz jesteśmy poniżej tego poziomu. Poza tym w UE produkcja żywca wołowego zmniejsza się, rośnie natomiast import między innymi z krajów Mercosur – informuje prezes PZHiPBM.
Kamila Szałaj
Kamila Szałaj
dziennikarka strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor w zespole PWR Online, odpowiedzialna głównie za stronę www.tygodnik-rolniczy.pl
Najważniejsze tematy