Konarski: suszenie kukurydzy jest bardzo drogie, zwłaszcza olejem opałowym
Z Witoldem Konarskim – wiceprezesem Mazowieckiej Izby Rolniczej rozmawia Andrzej Rutkowski.
Rok 2022 zbliża się ku końcowi, jaki on był dla Pana gospodarstwa i dla całego rolnictwa?
– Rok zapowiadał się dość dobrze zarówno pod względem plonów, jak i cen płodów rolnych, jednak rzeczywistość nie była tak kolorowa, co zwłaszcza widać po kieszeni rolników. Ogromny wzrost kosztów produkcji nie ma pokrycia w cenach płodów rolnych. A ostatnio nastąpiły nawet spadki cen ziarna zbóż oraz kukurydzy i są znacznie niższe od spodziewanych. Ja uprawiam ponad 20 ha kukurydzy na ziarno, które suszę. Około 30% ziarna sprzedałem bezpośrednio po suszeniu w cenie 1400 zł za tonę, 70% przeznaczyłem na magazynowanie i czekam na lepszą cenę.
Przy dzisiejszych cenach paliw i energii suszenie ziarna to kosztowne przedsięwzięcie?
– To prawda, tak drogo jeszcze nigdy nie było. Tym bardziej, że mam suszarnię zasilaną olejem opałowym i jest to jedyne paliwo, na które nie zniesiono VAT-u. Z tych względów olej opałowy jest właściwie w cenie oleju napędowego, ja płaciłem 7,50 zł/l. Przy suszarni zasilanej gazem byłoby trochę taniej, ale w tym celu należałoby wymienić palnik, co pociąga za sobą dość kosztowną inwestycję. Nasza suszarnia nie jest duża, nie świadczymy zatem usług w tym zakresie, ale na własne potrzeby jest w sam raz.
A jak plonowała kukurydza w stosunku do roku poprzedniego?
– Tegoroczne plony ziarna kukurydzy były niższe od 8 do 12% w stosunku do plonów zeszłorocznych. Średnio z hektara w tym roku zebraliśmy 9,5 – 10,5 tony suchego ziarna kukurydzy. Ziarno zbieraliśmy przy wilgotności od 28 do 32%.
Oprócz kukurydzy uprawia Pan też ziemniaki jadalne?
– Tak, są to ziemniaki na wczesny zbiór, które ze względu na cenę staram się sprzedać w całości do połowy lipca, ponieważ potem ceny nie są już tak atrakcyjne. Chyba że rok jest wyjątkowo urodzajny, to sprzedaż trwa do końca lipca. Przeciętne plony na początku sezonu wynoszą 9 – 10 ton z ha, zaś na koniec sezonu wzrastają do 25 – 30 ton z ha. Staramy się jak najszybciej sprzedać nasze ziemniaki, ponieważ gdy na dobre rozpocznie się sezon urlopowy, to giełda w Broniszach nie jest już tak chłonna jak wcześniej.
Stosunkowo nieduża odległość gospodarstwa od giełdy w Broniszach, to duży atut i ułatwienie w sprzedaży ziemniaków?
– Tak. Głównym, a właściwie jedynym kanałem sprzedaży naszych ziemniaków jest właśnie giełda w Broniszach, oddalona 32 km od naszego gospodarstwa. Dowozimy tam codziennie towar świeży i najwyższej jakości, ponieważ ziemniaki kopiemy również codziennie, rano bądź wieczorem.
W przypadku wczesnych ziemniaków jadalnych wrogiem numer jeden jest klęska urodzaju?
– Tak. Kiedy na rynku jest bardzo duża podaż ziemniaków, tak jak w 2020 roku, to ceny są bardzo niskie. Wtedy właściwie nie było zysków, wyszliśmy na zero. Każdy rok jest inny i nie da się tego przewidzieć. Ceny wczesnych ziemniaków jadalnych w tym roku były o 5 – 10% wyższe w stosunku do roku poprzedniego, co nie pokryło wyższych wzrostów kosztów produkcji, spowodowanych wzrostem cen paliwa, nawozów czy też samą inflacją.
Pana gospodarstwo jest położone na terenie, gdzie obecna władza planuje powstanie Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK)?
– Tak, moje gospodarstwo w całości leży na planowanej budowie CPK. To duży problem zarówno dla mnie, jak i wielu innych gospodarstw. W zasadzie od kilku lat jesteśmy w zawieszeniu. Nie inwestujemy, nie rozwijamy się i nie wiemy, co będzie dalej. Czekamy na rozwój sytuacji, czujemy się jak na polu minowym. Władza może się zmienić i wtedy może się okazać, że te plany inwestycyjne wcale nie będą zrealizowane, a my już od 5 lat nie rozwijamy się i kto nam zwróci poniesione straty?
Wczoraj odbyło się Walne Zgromadzenie Mazowieckie Izby Rolniczej, na którym gościł wicepremier Henryk Kowalczyk, a Pan pełnił funkcję przewodniczącego obrad, jakie tematy poruszali rolnicy?
– Główne pytania kierowane do wicepremiera i ministra rolnictwa dotyczyły nowej perspektywy dopłat unijnych, zmian i nowych obowiązków spadających na beneficjentów, czyli nas rolników. Równie emocjonujący okazał się temat szkód łowieckich, a właściwie rozwiązania problemu niektórych gatunków, na które od lat nie prowadzi się odstrzałów i bardzo się rozprzestrzeniły. Takim gatunkiem są łosie. Jest ich bardzo dużo, bo to gatunek chroniony i nie ma naturalnego wroga, właściwie od II wojny światowej nie było odstrzału łosi. A łosie wyrządzają nie tylko szkody na polach, ale są też olbrzymim zagrożeniem na drogach dla zdrowia i życia kierowców oraz pasażerów. Na taki odstrzał ewentualną zgodę może wydać tylko minister środowiska. Inny temat dotyczył niekontrolowanego napływu zbóż tzw. technicznych z Ukrainy, a więc bez sprawdzenia odpowiednich norm jakościowych, które potem już u nas w kraju stawały się pełnowartościowym towarem trafiającym do młynów i mieszalni pasz. Wicepremier zapewniał, że od 5 grudnia br. nie ma już możliwości wwozu takich zbóż, ponieważ na granicy są wykonywane pełne badania wszystkich partii. Pytań było bardzo dużo, a wicepremier chętnie odpowiadał.
Na zakończenie życzę wszystkim rolnikom tego co najlepsze z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku. Trzymajmy się razem i bądźmy zdrowi.
Dziękuję za rozmowę.
fot. A. Rutkowski
Andrzej Rutkowski
redaktor "Tygodnika Poradnika Rolniczego" oraz magazynu "Elita Dobry Hodowca", ekspertka w dziedzinie chowu i hodowli bydła oraz produkcji mleka
redaktor "Tygodnika Poradnika Rolniczego" oraz magazynu "Elita Dobry Hodowca", ekspertka w dziedzinie chowu i hodowli bydła oraz produkcji mleka
Najważniejsze tematy