AGROunia ostrzega: przez absurdalne wymogi rolnicy nie dostaną dopłat bezpośrednich
Ruszył nabór wniosków o dopłaty bezpośrednie. Ale AGROunia ostrzega, że przez absurdalne wymogi GAEC i ekoschematów wielu rolników nie otrzyma dopłat bezpośrednich w takiej wysokości, jak rok temu. - Będą nawet o 35 proc. niższe - mówił dziś w Sejmie Michał Kołodziejczak.
Dziś, 15 marca rozpoczyna się kampania przyjmowania wniosków o dopłaty bezpośrednie na nowych zasadach. Płatności podstawowe będą niższe niż w latach ubiegłych, natomiast będzie je można uzupełnić dopłatami z prośrodowiskowych ekoschematów. Ale żeby otrzymać te pieniądze, trzeba będzie spełnić szereg wymogów i działań.
Kołodziejczak ostrzega: dopłaty bezpośrednie wrócą do unijnej kasy
Jednak zdaniem Michała Kołodziejczaka, prezesa AGROunii, wielu rolników nie skorzysta z ekoschematów, bo są dla nich niezrozumiałe.
- Dostaliśmy z Unii Europejskiej worek pieniędzy na dopłaty dla rolników. To jest ponad 17 miliardów euro. Mieliśmy sami sobie ustalić zasady, w jaki sposób podzielimy tę kwotę między rolników. Niestety, ustaliliśmy najgłupsze zasady w całej Unii Europejskiej i najtrudniejsze wymogi do spełnienia dla polskich rolników. Skończy się na tym, że pieniądze przeznaczone na dopłaty dla rolników wrócą do unijnej kasy, bo my ich nie wykorzystamy. Tym samym nie zbijemy cen żywności w Polsce – powiedział dziś w Sejmie Kołodziejczak. Dodał, że Polska powinna ustalić dopłatę na poziomie 250 euro do hektara, bo to spowoduje, że rolnik skupi się na uprawie ziemi i produkcji żywności.
Rolniczka spod Siedlec: dostanę ok. 25-30 proc. mniej dopłat bezpośrednich
Z ekoschematów nie skorzysta m.in. Ewa Szydłowska, rolniczka spod Siedlec i działaczka AGROunii, która od 2004 roku sama wypełniała wnioski o dopłaty. Ale tym razem nie wie, jak ma to zrobić, bo część przepisów „jest absurdalna”.
- Obliczyłam, że jeśli nie spełnię tych ekoschematów, to dostanę około 25-30 proc. mniej dopłat niż w poprzednim roku. Okazuje się więc, że dopłaty są wypłacane za wypełnienie narzuconych czynności, a nie stricte za produkcję żywności – powiedziała Szydłowska.
AGROunia przedstawia listę absurdów w ekoschematach
Rolniczka przytoczyła też szereg nieścisłości w wymogach dotyczących GAEC i ekoschematów. Zwróciła uwagę, że rolnik będzie mógł na zimę zaorać 20 proc. gruntów rolnych, a reszta będzie musiała być pod okrywą, co jest wbrew zasadom agrotechniki. W praktyce zastosowanie tej normy będzie bardzo trudne, bo ograniczy możliwość wykonywania jesienią orki pod uprawy jare. Zabieg ten trzeba będzie wykonać dopiero na wiosnę, co nie będzie korzystne dla uprawy z uwagi na suszę rolniczą.
Kolejną kwestią jest zmianowanie upraw. Rolniczka zauważyła, że wielu mniejszych producentów mleka nie ma będzie miało możliwości wywiązania się z tej normy, która ostatecznie zamknie drogę uprawom w monokulturze, a do takich należy kukurydza.
AGROunia oburza się też na ekoschemat „Biologiczna ochrona upraw”. Przewiduje on dopłaty na poziomie 400 zł/ha dla tych rolników, którzy zastosują na swoich polach mikrobiologiczne środki ochrony roślin. Sęk w tym, że żaden polski preparat nie pasuje do wymogów zawartych w tym ekoschemacie.
- Nie ma ani jednej pozycji polskiego preparatu biologicznego, który mógłby być dopuszczony do stosowania w ekoschematach. To absurd, tym bardziej, że są trzy razy tańsze niż te wyprodukowane przez zagraniczne koncerny. Finalnie my dostaniemy z Unii Europejskiej 400 zł do hektara, które będziemy musieli wydać na drogie francuskie czy niemieckie środki. Kto używa biopreparatów zagranicznej produkcji, ten dostanie dopłaty. Ten kto używa polskich, nie dostanie – mówił Kołodziejczak.
Jako kolejny absurd rolnicy wskazali konieczność przywrócenia trwałych użytków zielonych nawet w tych gospodarstwach, które nie mają już hodowli. Nie podoba im się także zapis mówiący o przyoraniu słomy.
- Ta słoma będzie potrzebna i producentom pieczarek, i hodowcom bydła. Więc zapisy Planu Strategicznego nawzajem się wykluczają i są pełne niejasności. Jak rolnik ma się odnaleźć w tym gąszczu absurdów? – pytała w Sejmie Szydłowska.
Jednak najwięcej emocji wśród rolników budzi konieczność robienia i wysyłania zdjęć przed i po przeoraniu obornika lub aplikacji gnojowicy.
- Rolnik, który rozrzuca obornik na polu, musi go w ciągu 12 godzin zmieszać z ziemią, a w międzyczasie zrobić zdjęcia i wysłać do urzędu, że wykonuje tę pracę. To trochę tak, jakby każdy miał się rozliczać ze swojej pracy w firmie czy w urzędzie tym, że zrobi sobie zdjęcie za biurkiem i wyśle przed i po pracy do szefa. A poza tym, jak rolnik ma zrobić te zdjęcia w nocy? – pytał prezes AGROunii.
Polscy rolnicy dostaną jedne z najniższych dopłat bezpośrednich w UE
Działacze wyliczyli też, że polscy rolnicy dostaną jedne z najniższych dopłat w całej UE. Jak wynika ze stawek podanych w Krajowym Planie Strategicznym, otrzymamy średnio około 115 euro na hektar płatności podstawowej. To dużo mniej niż Duńczycy, którzy otrzymają 243 euro czy Austriacy, którzy dostaną 208 euro. Wyprzedza nas też Holandia. Tam wsparcie podstawowe wyniesie 193 euro/ha. Więcej na temat różnic w dopłat pisaliśmy TUTAJ.
Poza tym, jak zauważył Kołodziejczak, młodzi rolnicy w Polsce dostaną dwukrotnie niższe dopłaty, niż np. Czesi.
- To nas stawia na samym końcu listy. I nie ma nadziei, że rolnicy podniosą sobie te dopłaty z ekoschematów, bo najzwyczajniej w świecie nie są w stanie z nich skorzystać. Mało tego! Dziś nawet sami urzędnicy nie wiedzą, jak wypełnić wnioski o dopłaty, a co dopiero rolnik! Policzyliśmy, że rolnicy, którzy z nami współpracują dostaną dopłaty mniejsze od 20 do nawet 35 proc. niż dostawali dotychczas – zaalarmował Kołodziejczak.
Kamila Szałaj
Kamila Szałaj
dziennikarka strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor w zespole PWR Online, odpowiedzialna głównie za stronę www.tygodnik-rolniczy.pl
Najważniejsze tematy