- Zwiększenie produkcji było konieczne
- Modernizacja pomieszczeń
- Chlewnia z wyposażeniem Wesstron
- Jak nauczyć lochy karmienia ze stacji?
- Zasady precyzyjnego karmienia
- Wyższe wyniki produkcyjne
- Wyposażenie porodówek
- Parowanie loch z kojcem
- Mapa fermy i loch
- Wykorzystany potencjał pobierania paszy
- Prosta obsługa systemu
- Kiedy inwestycja się zwróciła?
Zwiększenie produkcji było konieczne
Marcin i Anna Skalscy z Zielonki w pow. sępoleńskim (gm. Sośno) swoje pomysły na unowocześnienie chlewni i ułatwienie pracy przy zwierzętach wcielili w życie. Małżeństwo, ze stada 100 loch w cyklu zamkniętym, sprzedaje rocznie około 2400 tuczników i 300–400 warchlaków do dalszego chowu. Mimo, a może właśnie przez trudne czasy w produkcji świń, inwestują w nowoczesną technologię, bo ta nie tylko usprawniła im opiekę nad świniami, ale też przełożyła się na wyższe wyniki uzyskiwane w tym stadzie.
Skalscy z pozycji telefonu z chlewni wprowadzają wszystkie informacje do systemu.
– Przejąłem gospodarstwo po rodzicach w 2004 r. Wtedy dysponowałem 22 ha ziemi i 10 lochami. Wejście do Unii wymusiło zwiększenie skali produkcji – uważa Skalski i dodaje – Wcześniej, kiedy sprzedałem 200 tuczników po 5,60–5,80 zł/kg, to była dobra kasa. Teraz trzeba odstawiać coraz więcej i więcej, bo zysk jednostkowy jest coraz niższy. Co z tego, że świnie są po 11 zł/kg, skoro w gospodarstwie zostaje niewiele.
Modernizacja pomieszczeń
I tak poprzez modernizację w budynku, w którym utrzymywane było 10 loch, stado powiększało się sukcesywnie, aż do dzisiejszych 100 macior. W 2012 r. małżeństwo podjęło decyzję o budowie tuczarni z odchowalnią, którą zasiedlili na początku 2016 r. Jest w niej jedna komora tuczu, podzielona na 20 kojców, mieszcząca 680 świń i 4 warchlakarnie po 120 świń.
– Dziś budowalibyśmy inaczej, żeby możliwe było zasiedlanie do umytych i zdezynfekowanych pomieszczeń, ale wtedy zdecydowaliśmy o budowie jednego pomieszczenia, więc radzimy sobie częściowym myciem tuczarni przed wstawieniem warchlaków – wyjaśnia Anna.
Chlewnia z wyposażeniem Wesstron
W chlewni starego typu stopniowo dostawiali po 10 kojców porodowych. Przyznają, że inwestowali wtedy, kiedy była nadwyżka środków z produkcji. Obecnie mają ich 20 w jednym pomieszczeniu i 6 w drugim, mniejszym. Są one na rusztach, wyposażone w jarzma. Dobudowali sektor krycia na 30 loch, gdzie na rusztach zainstalowali kojce pojedyncze. Największą zagwozdkę mieli z modernizacją sektora loch prośnych, za którą zabrali się 3 lata temu.
Lochy prośne stoją w kojcach grupowych ze stacjami żywienia. Szybko nauczyły się z nich korzystać.
– Trzeba było się zmieścić w już istniejącym budynku. Mieliśmy rozrysowany już wariant z korytami i paszociągami, ale to zabierało dużo miejsca. Po namyśle stanęło na stacjach żywienia. Klatkę z dozownikiem i anteną mogliśmy usytuować tam, gdzie pasowało, a to bardzo ważne w już istniejącym budynku i w kojcach, w których wcześniej już była produkcja – zauważa Skalski.
Rozważali kilka wariantów, ale ostatecznie wybrali system i wyposażenie firmy Wesstron. Decyzja zapadła w oparciu na dostępności serwisu i części. Z gospodarstwa Skalskich do siedziby firmy jest kilkadziesiąt kilometrów i w ciągu niecałej godziny można nawet osobiście podjechać po części, czy inną pomoc.
– W styczniu 2020 r. działały już 2 stacje u loch prośnych. System Fetura na tyle nam się spodobał, że już w sierpniu montowaliśmy automatyczne dozowniki dla wszystkich loch karmiących na porodówkach – przyznaje Anna.
Jak nauczyć lochy karmienia ze stacji?
Małżeństwo od pierwszych dni przystąpiło do przyuczania loch do nowego systemu żywienia. Lochy prośne wganiali po kilka razy do stacji, zachęcając paszą sypaną z łopatki. Około 70% z nich szybko złapało, gdzie dostępna jest pasza i bez większych problemów zaczęło korzystać ze stacji.
– Reszta, na zasadzie kija i marchewki oraz podglądając pozostałe świnie z grupy, również nauczyła się wchodzić do stacji, gdzie przez całą dobę dostępna jest pasza – mówi Marcin.
Wszystkie lochy zostały zachipowane. Mają w uszach specjalne kolczyki z chipem, który jest sczytywany przez czytnik w stacji i uruchamiane jest karmienie zgodne z zadaną krzywą żywienia.
Dane wprowadzane za pomocą czytnika z chipów, a przechowywane i przetwarzane w chmurze.
Niektóre z nich muszą zgłodnieć i wtedy chętnie wchodzą po przeznaczoną dla siebie dawkę. W sektorze loch prośnych dwie stacje obsługują po 17 loch w kojcu.
– Zazwyczaj maciory jedzą pomiędzy godziną 6.30 a 7. Rano widzimy, że większość pobrała nawet 80% swoich dawek dobowych. Resztę dnia spędzają spokojnie na odpoczynku. Nie zrywają się, gdy do nich wchodzimy, są bardzo łagodne i ciche, nawet wtedy, kiedy słyszą, że paszociągi podają paszę dla innych zwierząt. To kiedyś było nie do pomyślenia – mówi Anna.
Zasady precyzyjnego karmienia
Urządzenie działa tak, że po wejściu lochy do stacji rejestruje jej kolczyk i podaje pierwsze 100 g przeznaczonej dla niej paszy. Jak zostanie wyjedzona, co 3 minuty podaje po kolejne 300 g. Dosypuje tak długo, jak locha stoi i je. Potem przestaje dosypywać, a locha, jeżeli jeszcze pozostała pasza przeznaczona dla niej w tym dniu, może wyjeść ją w dowolnym momencie.
Rolnicy mogą dokładnie przeanalizować dobowe pobieranie paszy przez każde zwierzę, indywidualnie.
Co ważne, urządzenie wyłapuje świnie, które nie podchodzą do jedzenia i informuje o tym Skalskich wiadomością na telefon. Wtedy idą i szukają lochy o konkretnym numerze w konkretnym kojcu. Zazwyczaj okazuje się, że albo losze coś dolega i np. 36 godzin nie je, albo zgubiła kolczyk z chipem.
– Dzięki stacjom brakujemy mniej loch, bo mamy nad nimi większą kontrolę. W zasadzie nie zdarzają się już, jak to bywało wcześniej, lochy zbyt chude ani zbyt grube. To zdecydowanie lepszy system niż żywienie na korycie, gdzie nie mieliśmy możliwości dokładnego dawkowania – zauważa Marcin.
Może o tym świadczyć fakt, że po wprowadzeniu systemu wykorzystywali do żywienia loch 3 krzywe żywienia: S – dla chudszych, M – dla prawidłowych i L – dla zatuczonych loch. Teraz w zasadzie korzystają już tylko z tej dla loch w prawidłowej kondycji, czyli M.
Wyższe wyniki produkcyjne
– Możemy śmiało powiedzieć, że uzyskujemy od loch 1 prosię więcej, niż przed założeniem systemu, dlatego też nadwyżki prosiąt – około 300–400 rocznie, sprzedajemy, a 2400 warchlaków tuczymy – wylicza Anna.
Co więcej, konikiem małżenstwa jest skrupulatna analiza danych produkcyjnych. Lubują się w kontroli m.in. masy ciała prosiąt urodzonych i odsadzanych. Wiedzą, że te informacje są bardzo ważne i szybko pokazują wahnięcia. Po wprowadzeniu Fetury rodzące się prosięta są o średnio 100 do nawet 200 g cięższe niż wcześniej. Widoczne jest również wyrównanie prosiąt od urodzenia, w zasadzie do końca odchowu.
Obsługa systemu jest możliwa ze smartfonu lub komputera. Małżeństwo dokładnie analizuje parametry produkcyjne.
– System spowodował, że mamy więcej czasu na pracę ze zwierzętami. Nie musimy się zrywać do ręcznego karmienia. Widzimy wszystko, co się dzieje w chlewni na bieżąco w telefonach. To wielkie udogodnienie – przyznaje Marcin.
Wyposażenie porodówek
Nie trwało długo, jak rozochocone pierwszymi sukcesami tego systemu przy lochach prośnych małżeństwo zdecydowało się na dalsze modernizacje i innowacje, tym razem w kojcach porodowych. To była rewolucja w starym budynku.
– Już po pół roku mieliśmy zainstalowany system na porodówkach. Znów odeszło nam dużo pracy, bo wcześniej lochy karmiliśmy dwa razy na dobę ręcznie. Dziś wiemy, że to było za mało. Poza tym karmiliśmy "na oko" z łopatki, nie wiedzieliśmy, ile dokładnie jadły maciory – mówi Anna i dodaje, że przy wcześniejszym systemie nie było możliwe to, czego doświadczają obecnie w produkcji. Nikt by ręcznie 5 razy na dobę nie karmił loch w laktacji. Teraz system to umożliwił.
Parowanie loch z kojcem
W kojcach porodowych nie ma anten, jak to ma miejsce w stacjach żywienia w sektorze loch prośnych. Przy wprowadzaniu macior na porodówkę Skalski paruje je z konkretnym kojcem. System podaje tu paszę 5 razy dziennie, sczytuje dane z komputera. W korycie jest wyzwalacz. Tak długo, jak locha nim rusza, tak długo podajnik podaje jej paszę i tak przez godzinę. Później następują 3 godziny przerwy i lochy ponownie mogą jeść przez godzinę, po uruchomieniu dozownika wyzwalaczem. Ostatnie karmienie rozpoczyna się o godzinie 22 i również trwa godzinę.
– Lochy mogą jeść przeznaczoną dla nich dawkę w dowolnych proporcjach w tych 5 odpasach do północy. Jeżeli nie wyjedzą wszystkiego, po północy niezjedzona część dawki przepada, a my otrzymujemy informację od systemu, ile każda z nich zjadła – wyjaśnia rolnik.
Mapa fermy i loch
– Wtedy przydaje się znakomita część systemu, mapa fermy. Fetura ma rozrysowaną dokładnie topografię naszych obiektów i kiedy taka locha na porodówce nie wyjadła swojej dawki do końca, system na mapie podświetla to zwierzę w konkretnym miejscu na czerwono – tłumaczy Marcin.
Mapa fermy dokładnie pokazuje np., które zwierzęta ile wyjadają paszy. Na czerwono sygnalizuje, gdzie jest problem.
Po tym, jak jedno z nich skieruje kroki do chlewni, od razu widzi, którego zwierzęcia dotyczy problem, bo dozownik również informuje o problemie świecącą czerwoną diodą. W ten sposób system na miejscu w chlewni komunikuje, na jakim etapie wyjadania paszy są maciory.
Kolorowe diody informują o poziome wyjadania paszy przez lochy na porodówce.
– Czerwony kolor oznacza, że wcale nie zjadła, żółty, że zjadła do 50% dawki, a zielony, że 99% paszy przewidzianej na ten dzień już pobrała. Kolor biały znaczy, że zjadła wszystko i kolejną porcję otrzyma na następny dzień. To wszystko widzimy w chlewni, ale też z pozycji telefonu – mówi Anna. Jej zdaniem, dzięki wykorzystaniu tej metody masa ciała odsadzanych prosiąt podniosła się o 0,8–1 kg, tak więc prosiąt nie tylko jest więcej, ale również są one większe. Małżeństwo dostrzegło lepszą kondycję loch i wiąże z nią poprawę wyników, również w rozrodzie. Obserwują mniej powtórek i wyraźniejsze objawy rujowe.
Wykorzystany potencjał pobierania paszy
Skalscy zgodnie podkreślają, że bez tych urządzeń nie byłoby możliwe tak dokładne śledzenie zachowań zwierząt i wyciąganie wniosków z tych obserwacji i analiz.
– Zaobserwowaliśmy też znaczną poprawę w żerności loszek remontowych. To od razu przełożyło się na liczbę uzyskiwanych od nich prosiąt, która wzrosła z 11–12 do 14 młodych. Teraz w 5 odpasach jedzą one od 7 do nawet 10 kg w szczycie laktacji – wylicza rolnik i przyznaje, że bez tego systemu taka ilość pobranej paszy była nierealna.
Prosta obsługa systemu
Cały system funkcjonuje i przechowuje dane w chmurze. Do obsługi stada służy aplikacja w telefonie oraz program w komputerze. Ile czasu Skalscy spędzają na wprowadzaniu danych? Tu zaskoczenie! Wszelkie informacje o zwierzętach, takie jak inseminacja, przemieszczenie i inne generują poprzez skanowanie świń czytnikiem. Resztę opracowuje system, a oni mogą jedynie korzystać do woli z list kontrolnych, z których jasno wynika, kiedy i kto ma wykonać zadania, jak np. badanie USG, czy szczepienie albo też odsadzenie prosiąt od loch.
Skalscy z pozycji telefonu z chlewni wprowadzają wszystkie informacje do systemu.
– Wcześniej korzystaliśmy z innego programu komputerowego i nawet w naszym niewielkim stadzie zajmowało to trochę czasu. Dziś idziemy z czytnikiem i tam update'ujemy wszystko z pozycji telefonu i używając czytnika. Skanujemy zwierzę lub kojec i wszystko ląduje w systemie. To bardzo wygodny i intuicyjny program – uważa Anna i dodaje, że z łatwością obsługuje go ich 14-letnia córka.
Aplikacja dokładnie analizuje pobranie paszy przez każdą z loch w chlewni.
– Podchodzę do kojca porodowego, skanuję i wiem, ile jest w nim prosiąt, który jest to dzień laktacji, czy locha je, czy nie je oraz ile je w ciągu doby. Na bieżąco używając czytnika wprowadzam wszystkie ważne informacje, dosłownie kliknięciem z pozycji chlewni. Nie muszę już siadać w domu do komputera – mówi Marcin i pokazuje szereg analiz, które nie tylko pilnują żywienia, ale też kontrolują produkcyjność zwierząt i tak np. lochy rodzące i odchowujące poniżej 11 prosiąt wyznacza do brakowania.
Kiedy inwestycja się zwróciła?
Rolnicy z inwestycją trafili w nieciekawy moment w produkcji, bowiem zaraz po instalacji rozpoczął się trwający ponad 2 lata kryzys. Nie żałują jednak decyzji.
– Nie sposób wymienić wszystkich funkcji Fetury, z których korzystamy, ale pewne jest to, że system zwrócił się nam już po 1,5 roku użytkowania – przyznaje rolnik i dodaje, że mimo że instalacja w kojcach porodowych była o ok. 30% droższa niż standardowe dozowniki, to na stacjach zaoszczędzili nawet 40% w stosunku do konwencjonalnego systemu na korytach i paszociągach z dozownikami.
Skalski żałuje, że budowa porodówki utknęła w martwym punkcie. Liczy, że jeszcze dokończy budynek.
– Dzięki znacznej poprawie wyników produkcyjnych i dopłacie do prosiąt mamy dalej świnie. W 2021 r., który był najcięższy dla nas, sprzedawaliśmy tuczniki po 4,9 zł/kg. Musieliśmy wziąć kredyt, żeby zamknąć rok. Teraz liżemy rany, spłacamy długi, regulujemy płatności na bieżąco – wyznaje Anna, a Marcin dodaje, że przez kryzys nie może dokończyć budowy, którą rozpoczął 2 lata temu. Miała być dodatkowa porodówka, ale na razie stoją gołe mury, a między nimi zalane deszczówką kanały.
aku
fot. Sierszeńska