Z artykułu dowiesz się
- Na czym polega technologia strip till ?
- Jak w gospodarstwie państwa Tupikowskich dba się o ziemię uprawną ?
- Dlaczego postawiono na uprawę bez pługową ?
Z artykułu dowiesz się
Gdy zakomunikował w domu, że wybiera średnią szkołę rolniczą zamiast liceum, ojciec nie odzywał się do niego przez dwa tygodnie. – Był bardziej cieślą niż rolnikiem. Myślał o innej przyszłości dla mnie – wspomina Sławomir Tupikowski, rolnik z Wólki Zdunkówki w pow. radzyńskim.
Pan Sławomir nie ustąpił i w połowie lat 80. prowadził już przepisane przez rodziców gospodarstwo. Dysponował 6 hektarami, był koń, kilka świń i dwie krowy. – Bardzo szybko doszło blisko 40 ha dzierżaw – mówi pan Sławomir. Od początku wybierał odważne i przyszłościowe rozwiązania. – Początkowo zakładałem, że będę hodował konie, a pierwszy we wsi sprzedałem konia i postawiłem na całkowicie zmechanizowaną uprawę – opowiada o początkach gospodarowania na własny rachunek. – Pierwszy wprowadziłem automaty paszowe dla świń.
Intensywny rozwój gospodarstwa finansowany kredytami o mały włos nie doprowadził jednak do katastrofy. Reforma Balcerowicza sprawiła, że w 1989 r. z dnia na dzień dramatycznie wzrosło oprocentowanie kredytów. Pokerowa decyzja o dwukrotnym wstrzymaniu się z decyzją o sprzedaży żywca, aby zaczekać na lepszą cenę (hodowca wycofywał się już z kolejki do skupu), pozwoliła zdobyć pieniądze na spłatę zobowiązań. Było to możliwe, bo ceny w tamtych czasach rosły z dnia na dzień.
– Kolejną kluczową decyzją był zakup, na przełomie wieków, prawie 100 ha gruntów od pobliskiej spółdzielni – mówi Sławomir Tupikowski. Decyzja nie była prosta. – Ziemie te były bardzo zaniedbane. Zakwaszone, do tego mnóstwo perzu. A były i takie miejsca, na wzniesieniach, gdzie nie rosły nawet chwasty. Nie brakowało stanowisk, na których po zimie stała woda, czasem nawet do połowy maja. Zamiast wsiąkać w głąb profilu glebowego wyparowywała albo spływała do rowów.
Dziś gospodarstwo specjalizuje się w produkcji roślinnej. – Gdy Polska wchodziła do Unii nie skorzystałem z programu SAPARD, co było główną przyczyną wygaszenia hodowli świń – wyjaśnia pan Sławomir. Obecnie uprawy są prowadzone na 210 ha lekkich ziem klas IVb, V i VI. Strukturę zasiewów tworzą rzepak, pszenica, pszenżyto, soja i kukurydza.
Zaniedbane wcześniej ziemie wapnowane i starannie uprawiane zaczęły się odwdzięczać coraz lepszymi plonami. Jednak na lekkich, łatwo wysychających glebach wciąż problemem były deficyty wody, pogłębiające się wraz z coraz częstszymi i dłuższymi suszami. Impulsem do szukania rozwiązań innych niż pług był siew rzepaku przypadkowo przeprowadzony na dwóch inaczej przygotowanych stanowiskach.
– Wysiewałem rzepak, gdy wjechałem z agregatem na niezaorany jeszcze kawałek pola – mówi pan Sławomir. Zorientował się, że zużycie paliwa jest tam o połowę niższe. – Postawiłem potraktować to jak doświadczenie. I gdy potem okazało się, że rzepak wysiany w mulcz radzi sobie całkiem dobrze, nawet lepiej niż na polu obok po głębokiej orce, zacząłem szukać informacji i eksperymentować z uprawą bezpłużną.
I tak sezon 2022/2023 jest już ósmym, w którym uprawy są prowadzone bez pługa. Dotyczy to obecnie całego areału i wszystkich roślin. Po kilkuletnim okresie eksperymentów i szukania odpowiednich maszyn pan Sławomir postawił ostatecznie na siew pasowy (strip till). Najpierw firma Czajkowski prowadziła w gospodarstwie siewy usługowe, obecnie rolnik dysponuje m.in. własną broną mulczującą dedykowaną tej technologii oraz agregatem uprawowo-siewnym marki Czajkowski. – Staram się, aby uprawa była ograniczona do minimum – mówi plantator. – Na słomę pozostałą na polu po zbierze aplikuję wapno, siew jest prowadzony w ściernisko.
Sławomir Tupikowski podkreśla, że każdy, kto decyduje się na odejście od uprawy płużnej, musi wypracować swoją wersję agrotechniki. Taką, która najlepiej sprawdzi się w jego gospodarstwie. – Np. bezrefleksyjne przeniesienie do mojego gospodarstwa rozwiązań, do których doszedł Wiesław Gryn, nie sprawdziłoby się, ponieważ on prowadzi uprawy na zupełnie innych ziemiach – wyjaśnia.
– Są i takie gleby, gdzie zapewne lepiej niż siew pasowy sprawdzi się głębosz, czy nawet, biorąc pod uwagę wyłącznie ekonomię, pług – kontynuuje rolnik. – Jednak jeśli gospodarstwo prowadzi już uprawy bez pługa, to orka przeprowadzona raz na kilka lat jest błędem. Wspominam o tym, bo nie brakuje rolników, którzy tak właśnie postępują. Gdy po 5–7 latach przychodzą pełne efekty, wszystko niweczy orka. Bakterie beztlenowe lądują na powierzchni, a do atmosfery w formie dwutlenku węgla uwalniany jest węgiel organiczny. Tymczasem już niedługo magazynowanie dwutlenku węgla w glebie stanie się szansą na duże dodatkowe pieniądze dla rolników.
Sławomir Tupikowski wskazuje też na inne, pokutujące wśród rolników a nie znajdujące potwierdzenia w jego praktyce przekonania. Np. takie, że korzystanie z usługowego siewu w technologii strip till ma sens tylko w latach suchych. Albo, że siewu takiego nie da się przeprowadzić po rozrzuceniu obornika.
– Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą – zaznacza.
Pan Sławomir mówi, że po siedmiu latach bez pługa w jego gospodarstwie efekty są spektakularne.
– Gleba żyje, zmieniła się nawet jej barwa. W miejscach, o których wspominałem wcześniej, pagórkach na których nie rosło nic, obecnie zbieram plony. Ziemia jest bardziej nośna, nie ma zastoisk wodnych. W czasie suszy ziemia pod warstwą mulczu jest wilgotna kilka dni dłużej niż u sąsiadów, którzy stosują orkę.
Sławomir Tupikowski planuje powtórzenie w bieżącym sezonie przeprowadzonych ostatnio pięć lat temu badań zawartości węgla organicznego, który jest podstawową, wymierną składową próchnicy glebowej. – Chcę się przekonać, jak w tym okresie wzrósł ten poziom.
Wymiernym efektem wprowadzonych zmian jest też mniejsze zużycie paliwa od 25 do 30%. Zmianom w technice uprawy roli towarzyszyły zmiany w podejściu do nawożenia mineralnego. Zostało ono ograniczone o ok. 20%.
– Oszczędności na nawozach mineralnych to jedno – mówi rolnik. – Równie ważny jest dobroczynny dla gleby wpływ ograniczeń w ich stosowaniu. Na świecie nie ma przecież nic cenniejszego od gleby. To żywy organizm, trzeba robić wszystko, aby mu nie szkodzić. Uprawa roli to zło konieczne, niech ta ingerencja będzie możliwie jak najmniejsza.
– Nawożenie mineralne prowadzone w ten sposób, aby uzyskać wysokie zawartości składników pokarmowych w glebie jest przeciwskuteczne – mówi rolnik. – W najgorszym wariancie może prowadzić do przenawożenia skutkującego zasoleniem gleby i zabójczą dla roślin suszą fizjologiczną – tłumaczy. W mniej dramatycznych wariantach występujące w zbyt dużych ilościach składniki się blokują, np. potas w nadmiarze utrudnia pobieranie magnezu.
– Optymalne są zasobności średnie – kontynuuje rolnik. – Z wysokich zasobności roślina i tak w pełni nie skorzysta a skutki dla żywego organizmu, jakim jest gleba są fatalne. Pan Sławomir pamięta, że gdy pierwszy raz w jego gospodarstwie zostały przeprowadzone profesjonalne badania na zawartość azotu na głębokości 30 i 60 cm okazało się, że poziom ten jest wysoki i bardzo wysoki. Po żniwach i na obu głębokościach.
– Od razu zredukowałem nawożenie azotowe o 30% – mówi plantator. – Mimo to wysokość plonów w kolejnych latach zaczęła wzrastać. Poszedłem w tym kierunku.
Z czasem rolnik zredukował także mineralne nawożenie wieloskładnikowe o ok. 25–30% (obecnie ok. 150 kg/ha). – Było to możliwe dzięki zlokalizowanemu nawożeniu "pod łapę" stosowanemu nie tylko w przypadku kukurydzy, ale wszystkich roślin uprawianych w gospodarstwie – wyjaśnia pan Sławomir. Kolejny działanie, które pozwoliło na redukcję nawożenia mineralnego to korzystanie z aplikacji SatAgro. Satelitarny monitoring upraw umożliwia wykonywanie precyzyjnych zabiegów, m.in. nawożenia.
– Prowadzenie nawożenia na podstawie zdjęć satelitarnych upraw pokazujących ilość biomasy na metrze kwadratowym daje lepsze efekty niż opieranie się na wynikach analiz prób glebowych czy danych z sensorów informujących o koncentracji chlorofilu – przekonuje pan Sławomir. – Analizy glebowe nie oddają precyzyjnie rzeczywistych zmienności występujących na danym areale, pokazują pewne uśrednienia. Z kolei dane z sensorów w pewnych przypadkach mogą wprowadzać w błąd. Podobnie jak mapy z kombajnów powstające w czasie zbiorów.
Rolnik podkreśla też, że dążenie do wyrównania plonu przez zwiększanie dawek nawozów w słabszych miejscach nie zawsze ma uzasadnienie.
– Na moich lekkich ziemiach w miejscach, o których wiem, że nie dadzą wyższego plonu niż powiedzmy 2 t/ha (rzepak) aplikuję mniej nawozu. Jaki sens ma nawożenie na wspomnianych już wzgórkach pod plon obliczany na 4 t, skoro jest on nie do uzyskania w tym konkretnym miejscu? Mocno nawożone rośliny podczas suszy uschłyby, nie uzyskałbym w tych miejscach nic – mówi.
Rolnik zaznacza, że zdecydowanie lepsze efekty przynosi zadbanie o próchnicę w wierzchniej warstwie gleby i mulcz na jej powierzchni.
– Bo dopóki rośliny jej nie okryją, on chroni ziemię przed nagrzewaniem się do zbyt wysokiej temperatury o co w ostatnich latach coraz łatwiej. To temperatura gleby dobija osłabione deficytem wilgoci rośliny.
Pan Sławomir bardzo chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami. O stosowanych przez siebie rozwiązaniach szczegółowo opowiada w dostępnych na YouTubie filmach nagrywanych wspólnie z ekspertami z Grupy Azoty.
Jolanta i Sławomir Tupikowscy prowadzą 210-hekatowe gospodarstwo wyspecjalizowane w produkcji roślinnej. To zdobywcy "Złotego jabłka" w ogólnokrajowym konkursie Ralnik – Farmer Roku w 2021 r. i wicemistrzowie Krajowej Agroligi w tym samym roku.
– Cała nasza rodzina to świetnie funkcjojuący team – mówi pan Sławomir. – Największa w tym zasługa mojej żony.
Państwo Tupikowscy mają czworo dzieci. Martyna 22 października wyszła za mąż. Na Uniwersytecie Warszawskim studiowała Inżynierię Nanostruktur. Była w grupie 100 studentów stypendystów premiera w ramach programu na 100-lecie odzyskania niepodległości. Obecnie pisze doktorat, a jeszcze w trakcie studiów pierwsza na świecie doprowadziła do samoorganizacji ciekłokrystalicznych nanocząstek w układy helikalne.
Anita ukończyła w tym roku Architekturę Politechniki Wrocławskiej. – Studiowała z sukcesami, jej praca znajduje się w Muzeum Architektury w tym mieście – mówi jej ojciec. – Jakub ukończył liceum, dostał się na Politechnikę Warszawską. Właśnie zaczął studnia na Wydziale Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Informatyka nie ma przed nim tajemnic. Emilia idzie w ślady starszego rodzeństwa, rozpoczęła naukę w radzyńskim liceum w klasie matematyczno-fizycznej.
fot. Krzysztof Janisławski
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 48/2022 na str. 20. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Krzysztof Janisławski
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Lublina
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Lublina
Najważniejsze tematy