- Prognoza poziomu produkcji strączkowych w UE
- Mamy mniejsze potrzeby?
- Popyt na krajowe źródła białka
- Bezpieczeństwo białkowe przemysłu paszowego
- Pomysły polityków na uniezależnienie od GMO
- Cenne rośliny strączkowe
- Zużycie śrut z roślin oleistych w UE
- Struktura wykorzystania śrut oleistych w paszach w UE
Komisja Europejska pomimo niewielkiego spadku areału na ten sezon prognozuje wzrost produkcji roślin białkowych w UE. Nasadzenia strączkowych, stanowiąc 2,05 mln ha, utrzymały się na nieznacznie niższym poziomie niż zasiewy sprzed roku (–0,4%). Jednak dzięki wyższym plonom, uzyskanym pomimo trudnych warunków pogodowych, szacowana produkcja roślin wysokobiałkowych w UE 2022/23 ma wzrosnąć i osiągnąć 4,32 mln t (+1,4% rok do roku).
Prognoza poziomu produkcji strączkowych w UE
Szacuje się, że produkcja grochu wzrośnie do 1,92 mln t (+5,3% r/r), a bobiku do 1,14 mln t (+1,4% r/r). Przy ogólnym spadku zapotrzebowania na paszę w sezonie 2022/23 prognozuje się, że wykorzystanie strączkowych na cele paszowe spadnie o 1,3% do 3,27 mln t.
Natomiast zdecydowanie większe przyrosty areału KE szacuje dla soi. Podczas gdy w poprzednim sezonie unijni rolnicy uprawiali soję łącznie na 940 tys. ha, to w tym roku jest to już 1 mln 118 tys. ha. Wysiłki rolników zniweczyły jednak warunki pogodowe, bo zbyt suche lato spowodowało, że tegoroczne plony są zdecydowanie niższe niż w roku ubiegłym. Średni plon soi w Unii Europejskiej eksperci oszacowali na 2,3 t/ha, co jest wynikiem aż o 18% niższym od plonów uzyskanych w 2021 r. Dane te przekładają się oczywiście na produkcję, w sezonie 2022/23 zbiory soi w krajach UE wyniosą 2,57 mln t i będą o 75 tys. t mniejsze.
Mamy mniejsze potrzeby?
Jeśli wierzyć bilansom, nieznaczny spadek zbiorów soi zostaje w wystarczającym stopniu pokryty lekką zwyżką zbiorów innych strączkowych. Dlatego nie spowoduje to faktu zwiększenia importu soi z krajów trzecich, a nawet przeciwnie, bo gdy w ubiegłym sezonie Unia wg europejskich ekspertów importowała 14,7 mln t soi, to w tym sezonie będzie to już tylko 14 mln t.
Podobny regres KE dostrzega w imporcie śruty sojowej, przed rokiem wynosił on 16,78 mln t, a w bieżącym roku gospodarczym będzie to 16 mln ton. Zmniejszenie importu przy w miarę stabilnej produkcji białkowych w samej Unii eksperci przypisują stagnacji w produkcji zwierzęcej, bo niekorzystne informacje z międzynarodowego rynku mięsa powodują hamowanie zużycia pasz białkowych.
Także w Polsce w ostatnich latach pogłowie świń ulega dramatycznej wprost redukcji. – Obecnie jest w Polsce o połowę mniej hodowli trzody, niż było ich niespełna 3 lata temu – informuje Krajowy Związek Pracodawców-Producentów Trzody Chlewnej POLPIG.
Popyt na krajowe źródła białka
Jednak ciekawe informacje przynosi analiza zużycia głównych śrut, wykorzystywanych w paszach produkowanych w UE. Okazuje się, że od czterech sezonów w krajach stowarzyszonych zużycie śruty sojowej, a ta jest przecież głównie importowana, stale spada.
Natomiast rola śruty rzepakowej rośnie, co w świetle dobrych zbiorów rzepaku cieszy zarówno jego producentów, jak i przetwórców, którzy od wielu lat usilnie pracują nad zainteresowaniem śrutą z rodzimego rzepaku coraz większej rzeszy hodowców, już nie tylko bydła, ale także trzody chlewnej. W ostatnich latach efekt wzrostu zainteresowania uprawą słonecznika w Unii, bo bieżący sezon przyniósł 18-proc. wzrost powierzchni, do 5,15 mln ha, poskutkował rosnącym zainteresowaniem paszowców także śrutą słonecznikową.
Porównując udziały głównych pasz białkowych pochodzących z roślin oleistych, śruty rzepakowa i słonecznikowa, odbierając popularnej "sojówce" solidarnie po 2% z udziału w całości konsumpcji, pozbawiły ją 61-proc. dominacji w rynku śrutowym w UE.
Najważniejsze jest, że wykorzystanie śruty rzepakowej, rosnąc z 26 do 28%, daje nadzieję na pozostawianie większej ilości paszy rodzimego pochodzenia w kraju, co jest szczególnie istotne w procesie dochodzenia do niezależności białkowej i stopniowego odchodzenia od pasz GMO również w Polsce.
Bezpieczeństwo białkowe przemysłu paszowego
I choć wydaje się, że zabezpieczenie przemysłu paszowego i hodowców w białko wszyscy traktują niezmiernie poważnie, to politycy na kolejne działania mają czas, a profesjonaliści żyjący z hodowli lub produkcji pasz potrzebują natychmiastowych rozwiązań.
Politycy w walce z GMO są coraz bardziej zdesperowani.
– Trzeba poczynić daleko idące kroki, aby ograniczyć import komponentów wysokobiałkowych, czyli śruty sojowej, bo to jest kwestia naszego bezpieczeństwa żywnościowego – mówił w Sejmie Zbigniew Dolata, poseł PiS.
Całkowity zakaz nie ma jednak w obecnej sytuacji sensu, a dochodzenie do niezależności białkowej wciąż jest odległym procesem.
– Głównym źródłem pełnowartościowego białka w paszach stosowanych w Unii Europejskiej są rośliny strączkowe, głównie soja. W Europie ok. 70% surowców białkowych wykorzystywanych w paszach sprowadza się z krajów trzecich – informuje Krajowa Rada Drobiarstwa – Izba Gospodarcza.
Pomysły polityków na uniezależnienie od GMO
Zakaz stosowania pasz genetycznie modyfikowanych uchwalono w 2006 r. i w następnych latach był on cyklicznie zawieszany. I choć cel był szczytny, bo za pomocą odbudowy produkcji rodzimych roślin białkowych chciano nas uniezależnić od importu soi GMO, to analiza liczb zawsze działała zdecydowanie przeciwko, a producenci pasz i hodowcy pod koniec lat, gdy kończył się okres zawieszenia zakazu drżeli o ustanowienie kolejnego vactio legis.
Teraz też kończy się kolejne memorandum i zakaz powinien wejść w życie 1 stycznia 2023 r., jednak jak zapewnia wicepremier, nie wejdzie. Rząd ma już pomysł, który wykluł się zapewne, gdy rządzący zaczęli po aferze z nietrafioną nowelizacją ustawy o biopaliwach zaznajamiać się ze szczegółami przepisów, które spowodowały dynamiczny rozwój uprawy rzepaku w Polsce.
– W najbliższym roku musimy to odsunąć w czasie, równocześnie wprowadzając cel wskaźnikowy, tak aby zakończyć okres takiego odraczania decyzji na wiele lat. Tylko żeby z roku na rok udział soi GMO malał, a krajowej produkcji rósł. Taki projekt chcemy przedstawić – powiedział w Sejmie wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. Sojowy cel wskaźnikowy w paszach na wzór NCW (Narodowego Celu Wskaźnikowego) w biopaliwach to nawet ciekawa inicjatywa.
Tylko co o tym sądzą sami rolnicy?
– Zakaz skarmiania śruty GMO jest nieuzasadniony i nie będzie w ogóle możliwy do utrzymania w najbliższej przyszłości bez istotnych strat dla sektora produkcji trzody chlewnej i drobiu. Dlatego proponujemy wyłączenie tych dwóch sektorów z zapisów ustawy o paszach – napisał w oświadczeniu Krajowy Związek Pracodawców-Producentów Trzody Chlewnej POLPIG.
Cenne rośliny strączkowe
Na rozwój upraw strączkowych w Polsce poświęcono, żeby nie napisać stracono, już ponad 10 lat. Do tego celu przeznaczone są specjalne dopłaty do powierzchni, a efekty są dość mizerne. Choć obecny rządowy pomysł sam w sobie wydaje się interesujący, to czy nakazowe rozwiązanie, w swej naturze mocno administracyjne, bez uprzedniego przygotowania odpowiedniego poziomu produkcji i rozwoju rynku przyniesie efekt? Chyba jednak w ślad za tym ad hoc rzuconym pomysłem pójść muszą szerokie konsultacje.
Nie potrzebują natomiast żadnych konsultacji reguły rynkowe, wynoszące rodzime strączkowe do cennego i poszukiwanego towaru. Podczas gdy soja w krajowym skupie stoi jak zaczarowana, bowiem przed rokiem w listopadzie skupowana była po 2300–2600 zł/t, tak i w tym sezonie jest bardzo podobnie, a krajowy przetwórca 16.11.2022 r. oferuje 2480 zł/t z dostawą do zakładu, ceny innych strączkowych ostro poszły do góry.
Przed rokiem w listopadzie łubin słodki i groch żółty można było sprzedać po 1150–1250 zł/t, a poszukiwany bobik był zaledwie po 1200–1300 zł/t. W tym roku ceny są zdecydowanie wyższe. Łubin można sprzedać po 1500–1750 zł/t, groch 1580–1650 zł/t, a bobik 1400–1600 zł/t.
Przy tak korzystnych ofertach i konieczności oszczędzania na nawozach azotowych, rynek sam działa na rzecz propagowania upraw strączkowych i mam nadzieję, że spowoduje to większe zainteresowanie ich uprawą w następnym sezonie. Gdy zostanie wprowadzony próg zużycia importowanych składników, to polskie strączki na pewno nie będą tańsze.
ju
fot. EnvatoElements