Import i jakość ziarna z Ukrainy, dopłaty do zbóż i kondycja punktów skupu. Rolniczy temat, odc. 49
Podczas minionej V Ogólnopolskiej Giełdy Rzepaczano-Zbożowej w Licheniu Starym, spotkali się zarówno przetwórcy i rolnicy, jak i przedstawiciele firm skupowych. Właśnie z przedstawicielem firmy skupowej Andrzejem Wawrzyniakiem z Kobylnicy nasz rynkowy ekspert dr Juliusz Urban rozmawia o aktualnej sytuacji rynkowej w kolejnym odcinku programu "Rolniczy temat" - tym razem w wersji plenerowej.
Juliusz Urban: Tu z Lichenia Starego transmitujemy kolejne wydanie Rolniczego Tematu. Rozmawiam dziś z Andrzejem Wawrzyniakiem prowadzącym gospodarstwo rolne, ale też i elewator Agro-Energia w Głobinie na północy Polski o istotnych tematach dotyczących importu zbóż z Ukrainy, ich jakości, o dopłatach, ale też i aktualnej sytuacji w punktach skupu, które również ucierpiały na skutek zmian cen zbóż w Polsce.
Panie Andrzeju, warto chyba rozprawić się z pewnego rodzaju mitami. Może najpierw warto powiedzieć, dlaczego w ogóle Polska uruchomiła ten interwencyjny import z Ukrainy? Co było u zarzewia tych decyzji i dlaczego teraz nagle ten scenariusz przejawia się jako olbrzymie zagrożenie dla polskiego rynku?
Andrzej Wawrzyniak: Panie Redaktorze, warto by było wiedzieć o tym, że import zboża z Ukrainy trwa już od 2014 roku i te cła już były zdjęte na większość produktów rolnych od 2014 roku. Ten import nie był oczywiście tak znaczący, jak to wyglądało bezpośrednio po wybuchu wojny, ale kilka tych produktów z Ukrainy regularnie przyjeżdżało. Większość tych produktów była importowana ze ściany zachodniej Ukrainy ze względu na bliskość tego regionu, natomiast z centralnej Ukrainy i ze wschodniej to wszystko wypływało już przez Morze Czarne na cały świat.
Juliusz Urban: Właśnie, ale w tym roku ten import jest zdecydowanie większy. Czy firmy, które importowały zboża ukraińskie, należy w jakiś sposób szkalować, negować ich działanie czy zupełnie inaczej wręcz powinno się dziać?
Andrzej Wawrzyniak: My importowaliśmy zboże z Ukrainy po wybuchu wojny. Na początku wydawało się, że (oprócz tego, że dla nas to przedsięwzięcie biznesowe) to jest taki czyn dosyć szlachetny.
Juliusz Urban: Taki poryw serca.
Andrzej Wawrzyniak: Tak, że to pomaga Ukrainie. Pomaga też nam, Europejczykom, w tym sensie, że te zboże miało wypływać dalej do krajów afrykańskich, azjatyckich i nakarmić je, żeby nie było jakiegoś nadmiernego napływu migrantów do Europy. Tak więc dzisiaj, jak słyszy się zewsząd jakieś głosy na temat próśb o ujawnienie firm importujących zboże z Ukrainy, czujemy się trochę zawiedzeni takim podejściem.
Juliusz Urban: Czy nie jest to przypadkiem porównywane do „czarnej listy” firm, które zostawiły swoje organizacje w Rosji po wybuchu wojny? Czy nie kojarzy nam się tutaj jedna i druga lista jakby bardzo porównawczo czy nie jest to błąd?
Andrzej Wawrzyniak: Tak, jest to porównywane, według mnie jest to błąd. Istotną kwestią jest to, że napływ tego zboża (jak mówimy kolokwialnie "nadmierny napływ zboża z Ukrainy") to nie on wpłynął na obniżenie cen tutaj, u nas w Polsce, tylko giełdy światowe czy europejskie – tam się kreuje ceny. Te w ostatnich miesiącach spadły na giełdach światowych i europejskich, a to spowodowało, że w Polsce są teraz niższe ceny. Nie bezpośrednio ten napływ zboża ukraińskiego. Wręcz nawet odwrotnie, powiedziałbym, że póki zboże jedzie na kołach do Polski, to te ceny były na dosyć wysokich poziomach.
Jak Ukraina zaczęła eksportować zboże przez Morze Czarne za pomocą korytarza zbożowego, to rynki zaczęły się uspokajać i wtedy ceny zaczęły spadać na giełdach światowych. I to wypływ ukraińskiego zboża przez Morze Czarne powodował zniżki cen, a nie ten nadmierny, jak mówimy, przywóz zboża z Ukrainy do Polski i innych krajów ościennych.
Oczywiście to miało wpływ tak bardziej lokalnie na południe Polski, w okolicach Lubelszczyzny. To tam obrót tym zbożem był największy i tam lokalnie firmy bardzo dużo kupowały. To też przy okazji chciałbym powiedzieć, że jest takie stwierdzenie, że polskie firmy są załadowane tanim ukraińskim zbożem. Myślę, że to jest jak najbardziej nieprawdziwe stwierdzenie. Jeśli firmy kupowały, powiedzmy, ukraińską kukurydzę po 1400 zł i dzisiaj dalej ją mają jeszcze, powiedzmy, jakieś mieszalnie pasz, to należałoby stwierdzić, że te magazyny są zasypane drogim ukraińskim zbożem.
Juliusz Urban: Właśnie, ale to z tego tytułu pewnie powstał pewnego rodzaju mit, z którym warto się rozprawić. Mówi się o tym, że na wysokich cenach w kraju (tych takich pożniwnych) skorzystał ukraiński rolnik, a nie polski rolnik. Jak to z perspektywy Państwa skupu, ale też i gospodarstwa wygląda?
Andrzej Wawrzyniak: Ciężko powiedzieć, kto jest winny, odpowiedzialny, kto miał rację, kto nie miał racji. Faktem jest natomiast to, że w żniwa i bezpośrednio po żniwach rolnicy polscy nie chcieli sprzedawać zboża. Sprzedawali w bardzo ograniczonym stopniu. W związku z tym, że rynek nie lubi pustki, to firmy, które potrzebowały tego surowca, zaopatrywały się, jak była możliwość, na Ukrainie i płaciły naprawdę bardzo duże pieniądze. To też jest kolejny mit taki, że na Ukrainie zboże jest za darmo czy za pół darmo. To też nie jest prawdą. Tam doliczając koszty transportu i zapłatę dla ukraińskiego rolnika, to u nas tutaj już, powiedzmy, na Pomorzu ta cena jest dosyć znacząca. I my płaciliśmy te ceny tak, jak wtedy one były bardzo wysokie, za kukurydzę 1400 zł w przeliczeniu na złotówki. A polscy rolnicy nie chcieli w tamtym czasie sprzedawać zboże. Tak to właśnie się kształtowało.
Juliusz Urban: Dobrze, a w konsekwencji tego omijania rynku w żniwa i zaraz po nich i teraz przyglądając się dopłatom, którym zresztą rolnicy słusznie podkreślają, że jest to tak naprawdę rekompensata podwyższanych ciągle kosztów. Ale z drugiej strony czy tę rekompensatę nie mógłby zrealizować sam rynek, gdyby sprzedaż była zrealizowana wcześniej? Jak z perspektywy i rolnika i skupującego na Pomorzu to wygląda?
Andrzej Wawrzyniak: Myślę, że tutaj te dopłaty, rekompensaty dzisiaj są istotne i zasadne, aczkolwiek należałoby o tym problemie pomyśleć już wcześniej. Tak jak na naszym spotkaniu już było to wielokrotnie podnoszone – problem z przepustowością naszych portów morskich. Gdyby wcześniej na to zwrócono uwagę, gdyby zainwestowano jakieś pieniądze w większą przepustowość naszych portów, to te ukraińskie zboże by mogło płynąć jeszcze większym strumieniem. One nie powodowałoby jakichś zatorów w polskich magazynach i też spowodowałoby, że w tym całym łańcuchu dostaw te polskie firmy też mogłyby zarabiać pieniądze – i transportowe, i przeładunkowe. Ale dziś wygląda to w ten sposób, że tego zboża przyjechało nie aż tak dużo, jak oczekiwałby tego rynek, a i tak już spowodowało jakieś tam zatory.
Juliusz Urban: Jako rolnik otrzymał Pan dopłaty czy rekompensatę, bo tutaj coraz częściej pojawia się to nazewnictwo. Ale już jako skupujący takowej rekompensaty przynajmniej dotychczas Pan nie dostał poza informacjami, że może Pan sobie wziąć kredyt za rzekome 2%.
Andrzej Wawrzyniak: Tak. Jeszcze była tam propozycja innego rodzaju wsparcia. Agencja Rezerw Strategicznych jakby zadawała pytania podmiotom skupowym, jakie ilości posiadają, w jakich cenach kupione są te towary (głównie chodziło o pszenicę)…
Juliusz Urban: … i po ile chciałyby sprzedać?
Andrzej Wawrzyniak: ...i po ile chciałyby sprzedać. Wtedy to był czas, kiedy pszenica kształtowała się u nas na północy w okolicach 1200 zł. My też taką deklarację złożyliśmy, w jakiej cenie chcielibyśmy sprzedać – z jakąś tam, powiedzmy, minimalną marżą. A odpowiedź przyszła już, jak ceny akurat rynkowe są poniżej 1000 zł i gdzieś w tych cenach można to sprzedawać.
Juliusz Urban: Ale otrzymał Pan wtedy zwrotną ofertę od Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, że za 1000 zł to kupią?
Andrzej Wawrzyniak: Tak. Poniżej tysiąca, nie pamiętam - tam była cena chyba 970 zł. Także była taka propozycja. Ale na tamten moment to i tak było niżej, niż my mogliśmy sprzedać w porcie.
Juliusz Urban: Czyli postępującym procesem od oferty do rozstrzygnięcia w pewnym sensie czuje się Pan rozczarowany czy - można powiedzieć - oszukany. Zatrzymał Pan towar, który Pan zaoferował, żeby w momencie, gdy Agencja przyjdzie powie: „Kupiłam, bo zaoferowałeś”, to trzymał Pan ten towar. W międzyczasie ceny dalej spadały, a Agencja przyszła i powiedziała: „Kupię, ale taniej”. Tak?
Andrzej Wawrzyniak: Tak. Po dzisiejszych cenach rynkowych.
Juliusz Urban: I w tym kontekście rekompensaty już znikąd nie może Pan otrzymać?
Andrzej Wawrzyniak: Tak. Porównując swoją działalność handlową i działalność rolniczą, myślę, że na tych spadkach cen w gospodarstwie straciłem kwotę X, natomiast w firmie handlowej straciłem kwotę 10X. To jest tak, że jeśli kupowaliśmy rzepak po 3000 zł i dzisiaj dalej mamy ten rzepak ze żniw. Ja nie mówię o ukraińskim zbożu czy rzepaku, mówię o tym, co przyjechało do nas w żniwa od rolników na szczęście w niedużych ilościach, bo, jak powiedziałem, polscy rolnicy się mocno wstrzymywali ze sprzedażą. Ale to, co kupiliśmy, np. rzepak jest do dzisiaj, kupiony średnio po 3000 zł, i na dziś można go sprzedać po 1700-1800 zł.
Juliusz Urban: Czyli na z trudem kupowanym rzepaku stracił Pan praktycznie 45%.
Andrzej Wawrzyniak: Tak. To jest strata tak duża, że gdyby marże były tak duże, że do 1500 zł/t, to firmy handlowe mogłyby tutaj pławić się w pieniądzach.
Juliusz Urban: Ale rodziły by się na każdym rogu, a to nie każdy może być tak odporny psychicznie, żeby prowadzić działalność handlową w zakresie płodów rolnych. Ale ile lat trzeba będzie odrabiać tę stratę?
Andrzej Wawrzyniak: Ciężko powiedzieć, ale na pewno w jeden rok tego się nie odrobi i marże są, tak jak Pan Redaktor na pewno dobrze wie, w zbożu 30-50 zł/t. Jeśli się straciło na jednej tonie 1500 zł na rzepaku, to trzeba naprawdę grube tysiące ton obrócić, żeby tę stratę odrobić.
Juliusz Urban: Ale Pan jest ciągle pełen animuszu i dalej będzie Pan kupował w następnym sezonie zboża, pewnie trochę taniej, bo taki jest rynek. Ale, tak jak Pan mówi, kiedyś to trzeba będzie odrobić.
Andrzej Wawrzyniak: Tak. Kolejne doświadczenie. Kosztowne, ale cenne.
Juliusz Urban: Na szczęście Państwa punkt jest dość blisko portów. Chociaż te koszty transportu, których zwrot zadeklarowano, ale dalej tak naprawdę nie ma potwierdzenia, że one popłyną do tych, którzy zboża do portów zawozili i sprzedawali, to te koszty chociaż będzie Pan miał mniejsze.
Andrzej Wawrzyniak: Tak. Tutaj ta bliskość naszego magazynu od portu jest na pewno dużym atutem. Łatwiej się handluje na tak niedużej odległości, bo zawsze ten towar, jeśli miałby wrócić, to nie jest to tak dotkliwy koszt tego transportu.
Juliusz Urban: Dziękuję Panu, dziękuję Państwu. Rozmawiałem z Andrzejem Wawrzyniakiem z Agro-Energia, Elewator Głobino, jednocześnie rolnikiem z woj. pomorskiego.
Andrzej Wawrzyniak: Dziękuję bardzo.
dr Juliusz Urban
ekspert ds. rynku zbóż top agrar Polska, doktor agronomii UP i absolwent MBA UE we Wrocławiu, wiele lat zarządzał skupem u dużego dystrybutora, był prezesem firmy przetwórstwa rzepaku, miał także własną firmę brokerską.
Bartłomiej Czekała
Redaktor naczelny portalu topagrar.pl, szef zespołu PWR Online
Maryia Khamiuk
dziennikarz, współpracownik PWR Online
Najważniejsze tematy