Z artykułu dowiesz się
- Podwyższone normy dobrostanowe
- Dostosujemy nasze chlewnie
- Nikt nam nie zapłaci więcej!
- Zwierzętom nie dzieje się krzywda!
Z artykułu dowiesz się
Obrońcy praw zwierząt konsekwentnie forsują podwyższanie norm dobrostanu w utrzymaniu zwierząt gospodarskich. Po tym, jak sektor produkcji jaj wymieniał klatki dla kur na większe, a system znakowania jaj na klatkowe, ze ściółki, wolnowybiegowe i w końcu z chowu ekologicznego zrewidował rynek i dał wybór konsumentom oraz sieciom handlowym, przychodzi czas na produkcję świń. Nieuchronne wydaje się już wprowadzenie wyższych standardów dobrostanu zwierząt do produkcji świń, który niekoniecznie będzie dobrowolny.
Pytamy, co o tym myślą sami zainteresowani – producenci świń. Czy branża i rynek są na to gotowe?
Jeżeli takie będzie zapotrzebowanie rynku, jak najbardziej jesteśmy w stanie się do tego dostosować. Producenci świń przeszli taką szkołę życia w różnych sytuacjach, że są otwarci na wszelkie sugestie. Jeżeli będzie się to wiązało ze zwrotem kosztów, to na pewno będziemy w tym uczestniczyć. Warunek: musimy na produkcji zarabiać.
Myślę, że wyprodukowane w ten sposób mięso może być o około 30% droższe. Przy zmianach cen, jakie obserwujemy w ostatnich miesiącach, wydaje się, że konsumenci są elastyczni i pewnie pozwolą sobie na takie zakupy. Problem jest gdzie indziej. Zdecydowanie za mało mówi się o tym, jak produkujemy. Za wiele jest mitów w przestrzeni publicznej o tym, że produkujemy źle, używamy zakazanych substancji itd. Kampania informacyjna leży.
Producentom świń nikt nie zapłaci więcej za chowanie trzody chlewnej w wyższych normach dobrostanu. Konsument nie jest na to przygotowany. Nikogo przy dzisiejszej inflacji na to nie stać. Nawet jeżeli mięso z wyższego dobrostanu w sklepach będzie droższe, to nie do rolnika trafi nadwyżka.
Jeśli o 20% będę miał zwiększyć powierzchnię bytowania zwierząt, to zamiast 2 tys. wyprodukuję 1600 świń. Kto mi zapłaci za te 400 tuczników, których nie będę miał? Nikt. My bez nakazów utrzymujemy świnie na większej niż wymagana powierzchni, bo przeznaczamy około 0,8 m2/szt. Wtedy mamy lepsze przyrosty, ale dalsze zwiększanie powierzchni nie przyniesie już poprawy, bo świnie zaczną za dużo się poruszać, a ich przyrosty automatycznie spadną.
Jestem za tym, żeby maciory miały komfort, ale klatki były takie, jak są do tej pory. Zachodzę w głowę, jak otwarte jarzmo porodowe ma poprawić jakość mięsa od urodzonego w nim tucznika. Nowoczesne kojce porodowe zapewniają wygodę i lochom, i prosiętom. Są w nich karmniki, poidła, maty grzewcze, budki dla prosiąt. W nich się krzywda zwierzętom nie dzieje, inaczej nie produkowałby na wysokim poziomie. Skoro odsadzamy po 15 zdrowych, wyrównanych prosiąt, to znaczy, że świnie mają komfort.
Lochy rodzą u mnie 2,5 razy w roku, a użytkuję je przez 7–8 miotów, to czego chcieć więcej? Otwieranie klatek spowoduje tylko więcej strat dla hodowcy, chociażby z powodu przygnieceń. I to będzie dobrostan? Jak się locha na prosiętach położy?
aku
fot. Kurek
Anna Kurek
<p>redaktor „top agrar Polska”, zootechnik, specjalistka w zakresie hodowli trzody chlewnej.</p>
Najważniejsze tematy