- ile wynoszą aktualne kursy rzepaku na Matifie?
- co powoduje tak dużą różnicę w cenach rzepaku na kolejne miesiące?
- jakie są nastroje zakupowe?
- co może wpłynąć na zmianę cen rzepaku?
- jakie są ceny pszenicy na Matifie?
- który rynek w tym sezonie zdecyduje o cenach zbóż?
- co działa na plus na zbożowym rynku, a co na minus?
- co się stanie z zapasami pszenicy?
- jak zachować się ze sprzedażą zbóż w najbliższym okresie?
- jaki jest kurs złotego?
- co powoduje lekkie umocnienie złotego?
- jaki deficyt budżetu na 2024 r. jest w zatwierdzonym rządowym projekcie?
Rzepakowy terminarz cenowy
Szkiełko i oko – komentarz naszego eksperta:Na rzepakowym rynku nie dzieje się za wiele nowego i dlatego kursy wciąż tańczą wkoło 470 €/t. Krajowymi cenami rządzi terminarz dostaw, a ten opiera się o giełdowe spready. Na Matifie rzepak w notowaniach na luty jest znacznie drożej wyceniany niż rzepak na listopad. Już sama różnica wynosząca ostatnio ok. 10 euro na korzyść późniejszego terminu rozliczeń wskazuje na fakt, że rzepak z dostawami na kolejne miesiące powinien być znacznie droższy i tak się dzieje. Przetwórcy kupujący na bieżąco operują na notowaniach listopadowych i płacą taniej, a kupujący na listopad i grudzień muszą się opierać na kursach lutowych i stąd oferowana przez nich cena jest wyższa.
|
Ponieważ teraz rolnicy bardziej zajęli się siewami rzepaku na kolejny rok, niż sprzedażą już zebranego surowca, to rynek się wystudził. Choć wydaje się, że dawno jak tego gorącego lata, rzepak nie spotkał się z tak chłodnym przyjęciem przetwórców. Zwykle na nowy rzepak niecierpliwie wyczekiwali, a w tym sezonie przez żniwa niemal przejechano rozpędem, a nawet na jałowym biegu.
To daje wiele do myślenia. Zwłaszcza jak widzi się dotychczasowy niewielki import rzepaku z Ukrainy, który w połączeniu z informacjami o zebranych tam prawie 4 mln t pozwala sądzić, że dość długo na rzepakowym rynku może być płasko. Tak długo, aż coś się na rynkach innych oleistych albo rynku paliw większego nie wydarzy. W Ukrainie koszony jest teraz słonecznik i znów podaż na rynku oleistych się zwiększa, więc w olejach ciśnienia nie ma.
Pszenica: pograć można tylko chwilę
Szkiełko i oko – komentarz naszego eksperta:
Zakończenie żniw, gasnąca z dnia na dzień podaż i tak nagle pojawiająca się na skupach cisza, mogą zastanawiać. Czy nie szykuje nam się powtórka z poprzedniego sezonu, gdy wstrzymywanie się ze sprzedażą odniosło skutek wręcz odwrotny? Bo ci co ze sprzedażą się powstrzymywali stracili możliwość uzyskania korzystniejszych cen. Czy w efekcie stracili - to już całkiem inna sprawa, bo rządowe dopłaty stały się metodą na przykrycie niekorzystnych decyzji sprzedażowych.
W tym sezonie wstrzymując się ze sprzedażą już nie będzie można zwalić winy na ministra, z jego nieopatrznymi słowami, więc i odpowiedzialnością z rolnikiem się nikt już nie podzieli. Jednak ten rok jest zdecydowanie inny od poprzedniego, w kontekście ewentualnego wzrostu cen. Na plus działają niskie poziomy startowe w żniwa, ale na minus - struktura jakościowa wyprodukowanego w tym roku ziarna. Z informacji o dotychczasowej podaży możemy wysnuć wniosek o zdecydowanie gorszej jakości ziarna tegorocznej pszenicy.
Z tego wynika, że zboża w swej zdecydowanie większej masie zostały z automatu strącone do segmentu paszowego i to w tym asortymencie toczyć się będzie walka nie tylko o ceny, ale i możliwości sprzedaży. Już dziś widać to w polityce zakupowej największych producentów pasz, którzy z cenami nie szaleją i limitują zakupy.
Może teraz, przez kilka najbliższych tygodni, gdy podaż żniwna ustanie, zaczną się pojawiać możliwości sprzedaży, bo paszowcy będą uzupełniać swoje zapasy na bieżąco. Jednak kiedy pojawi się pierwsza kukurydza rynek na nowo się zablokuje i wtedy możemy mieć powtórkę z rozrywki z ubiegłego roku. Z tym zastrzeżeniem, że na tak ogromne spadki cen, jak wówczas miejsca już nie ma. Ale miejsca może nie być także w magazynach wielu gospodarstw. Na rozgrywkę cenową czasu nie zostało zbyt wiele i zwłaszcza ten, kto ma też kukurydzę powinien to szybko przemyśleć.
Złoty mocniejszy po budżecie
Szkiełko i oko – komentarz naszego eksperta:
Złotówka delikatnie, ale sukcesywnie zaczynała tracić. Jednak po przyjęciu projektu ustawy budżetowej, w której słyszymy o ogromnym, wynoszącym 164, 8 mld zł deficycie kurs się uspokoił i tendencja się odwraca. Świat finansów pozytywnie zareagował na zgodę budżetową i choćby bilans był niekorzystny, to dla finansistów ważne są decyzje, a na których analizę przyjdzie jeszcze czas.
Do tego zwiększonego deficytu przyczyniają się wydatki na finansowanie armii, mające przynieść kolejne głosy programy socjalne, czy choćby dobre z zasady koszty ochrony zdrowia obywateli. Wszystko to jednak należy rozpatrywać w kategoriach potrzeb i możliwości, a widząc założenia inflacyjne wynoszące 6,6% rodzą się obawy, o poprawnie sporządzoną kalkulację. No cóż, pewnie czeka nas uchwała, a potem jej nowelizacja, która może już będzie po wyborach.
Juliusz Urban