Rolnik z Mazowsza: dopłaty do prosiąt jak kroplówką dla rodzinnych gospodarstw
Pomimo wielu przeciwności oraz dwóch wręcz tragicznych lat dla rodzinnych gospodarstw utrzymujących trzodę chlewną Hubert Gocłowski nadal walczy utrzymując stado 200 macior.
Dopłaty do świń niczym kroplówka dla odwodnionego
– Gdyby nie pomoc od wicepremiera Henryka Kowalczyka skierowana dla producentów trzody chlewnej, chodzi mi o program dopłat do urodzonych prosiąt, to wielu z nas by już nie było. Te dopłaty okazały się kroplówką ratującą w ostatniej chwili gospodarstwa rodzinne, czyli takie jak moje. Żywimy trzodę tradycyjnie na sucho, bez żadnych dodatków i udziwnień jak na Zachodzie. Opieramy się na własnych zbożach, komponentach białkowych i dobrej genetyce – powiedział Hubert Gocłowski.
Rolnik utrzymuje 200 macior, połowę prosiąt sprzedaje, a połowę tuczy u siebie, bo na takie rozwiązanie pozwala mu baza paszowa i lokalowa.
Koszty przewyższają przychody
– Obecnie w przypadku sprzedaży prosiąt w wadze 30 kg wychodzimy pod kreską, koszty przewyższają przychody. Za takie prosię można uzyskać cenę 320–330 zł. W przypadku tuczników, rozliczamy się poubojowo, uzyskując stawkę 9 zł za kg WBC co oznacza, że wychodzimy na granicy opłacalności. Tylko dlatego, że wszystko robię sam i nikogo nie zatrudniam, mogę się jeszcze utrzymać. To jedyny ratunek dla takich gospodarstw jak moje, bo koszty pracy są olbrzymie – stwierdził Hubert Gocłowski.
ASF też zbiera swoje żniwo
W wyniku ASF rolnik musiał ponieść duże koszty związane z wymogami bioasekuracji. Dużą bolączką jest też biurokracja związana z wystawianiem świadectw weterynaryjnych.
– Cały czas ponosimy koszty związane z bioasekuracją, która jest procesem ciągłym. Do tego dochodzi jeszcze ogromna biurokracja związana z obrotem dokumentów. To jest swego rodzaju paranoja weterynaryjna. Aby sprzedać tuczniki do rzeźni, z którą współpracuję od 12 lat, muszę występować za każdym razem tydzień w tydzień o zgodę do powiatowego lekarza weterynarii. Oczywiście zawsze decyzja jest pozytywna. Żeby zdążyć odebrać zaświadczenie muszę jechać do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, bo jak przyślą pocztą to będzie za późno. Mało tego, na 24 godziny przed odbiorem tuczników musi przyjechać do gospodarstwa urzędowy lekarz weterynarii, aby stwierdzić, że te tuczniki są zdrowe i wystawia na to kolejny dokument. Oczywiście za każde świadectwo płacimy, płacimy też za każdą godzinę pracy lekarza weterynarii – 112 zł w tygodniu, a w weekendy 130 zł – wyjaśnił Hubert Gocłowski.
Andrzej Rutkowski
fot. M. Konicz
Andrzej Rutkowski
redaktor "Tygodnika Poradnika Rolniczego" oraz magazynu "Elita Dobry Hodowca", ekspertka w dziedzinie chowu i hodowli bydła oraz produkcji mleka
redaktor "Tygodnika Poradnika Rolniczego" oraz magazynu "Elita Dobry Hodowca", ekspertka w dziedzinie chowu i hodowli bydła oraz produkcji mleka
Najważniejsze tematy