- Jak hoduje się mangalice?
- Jak funkcjonuje farma?
- Co rolnicy musieli zrobić w związku z zagrożeniem ASF?
Rasa mangalica należy do tzw. świń prymitywnych. To pierwotna węgierska świnia pokryta bujną wełnistą szczeciną o czarnym, białym lub brązowym umaszczeniu, której nie szkodzi niska temperatura. Mięso tej rasy ma ciemny kolor i intensywny smak, wysoko ceniony przez smakoszy. Jest też bardzo tłuste. Utrzymanie mangalic oparte jest o wolny wybieg. To głównie dzięki temu świnie te charakteryzują się bardzo dobrej jakości wieprzowiną. Małe stado tych świń, głównie z myślą o zaspokojeniu własnych potrzeb, utrzymują Karina i Tomasz Jakielowie z Droszkowa w gminie Zabór w województwie lubuskim.
– Staramy się hodować zwierzęta w sposób jak najbardziej zbliżony do natury. Chcemy, aby były u nas szczęśliwe. Wielokrotnie słyszeliśmy opinie od odwiedzających nas lekarzy weterynarii, iż naszą farmę można stawiać za wzór i przykład dla innych rolników – podkreślają gospodarze.
Obecnie mają 18 świń rasy mangalica. Pomysł pojawił się jako kolejny po zakupie bydła mięsnego, później kóz, aż któregoś razu gospodarze wybrali się na urlop i wrócili z dwiema świniami rasy mangalica. Tak powstało stado, które z reguły liczy nie więcej niż 6–7 sztuk. Ponieważ w związku z afrykańskim pomorem świń obowiązuje zakaz uboju i nie można też sprzedać prosiąt, liczba węgierskich świnek u Jakielów znacznie się zwiększyła.
- Kudłate świnie mangalica nie mają wysokich wymagań pokarmowych, a ich mięso, pomimo dużego otłuszczenia, jest bardzo smaczne
– Teraz już przenieśliśmy knura na osobny wybieg, żeby nie krył loszek, bo nie będziemy mieli co zrobić z tak licznym stadem. Samice mają po dwa mioty rocznie i w każdym do 7 prosiąt. Młode są wychowywane wspólnie przez lochę i knura, ogrzewane ciepłem ich ciała, więc początkowo nie mogły się przyzwyczaić do braku Papeta (tak gospodarze nazwali knura – przyp. red.). Przechodziły do niego między sztachetami. Teraz urosły i już się nie mieszczą – opowiada Karina Jakiel.
Zwierzęta na wybiegu
Świnie rasy mangalica do masy ciała 150 kg rosną przez 14 miesięcy, więc jest to mocno ekstensywny chów. Kiedy w okolicy nie było jeszcze afrykańskiego pomoru świń, zwierzęta dostawały jako przysmak żołędzie oraz orzechy. Podstawą pasz są jednak zboże oraz siano i słoma, które przechowywane są w specjalnie wykonanym na ten cel blaszanym, zamykanym budynku. Świnie dostają również buraki oraz marchew, podjadają śliwki z drzewa, które rośnie na ich wybiegu.
– Mangalice nie wymagają żadnego pomieszczenia, a jedynie wiaty na wybiegu, która chroni przed wiatrem i deszczem. Przy wietrznej pogodzie wolą nawet wykopać sobie doły, w których się kładą, niż korzystać z wiaty. Wystarcza im słoma, w której się zagrzebują lub budują gniazdo dla młodych. Lubią także korzystać z wody, a raczej błota, dlatego przy ogrodzeniu jest rów z niewielką ilością wody – opowiadają właściciele farmy.
Tomasz Jakiel z wykształcenia jest inżynierem telekomunikacji. Od wielu lat pracuje za granicą w różnych częściach świata, między innymi w Stanach Zjednoczonych czy Irlandii. I to stamtąd czerpał inspiracje dla swojego gospodarstwa. Choć nie jest ani z wykształcenia, ani z pochodzenia rolnikiem, zainteresowały go różne formy prowadzenia hodowli zwierząt w naturalny, przyjazny środowisku sposób. Spotykał na swojej drodze ludzi, którzy zainspirowali go do zainwestowania zarobionych pieniędzy w rozwiązanie, które może stać się sposobem na życie. Pani Karina z wykształcenia jest pielęgniarką, ale całe swoje serce oddała zwierzętom.
Pierwsze 3 ha ziemi Jakielowie zakupili 6 lat temu, a w sumie udało się ich łącznie nabyć 18. Wszystko stanowią łąki i pastwiska, z których korzystają utrzymywane obecnie przez gospodarzy zwierzęta.
– Ponieważ mąż wciąż wyjeżdża do pracy za granicą, ważne jest dla mnie, abym mogła podczas jego nieobecności sama zająć się zwierzętami. Dlatego postawiliśmy na jak najbardziej naturalne ich utrzymanie. Nasza rola sprowadza się bardziej do doglądania i nadzorowania hodowli – tłumaczy Karina Jakiel.
Pierwsze zwierzęta, jakie trafiły do gospodarstwa, to było bydło mięsne rasy angus czerwony – 20 jałówek i buhaj. Obecnie jest 25 krów i 3 jałówki. Rozród odbywa się w sposób całkowicie naturalny, a hodowla bydła angus stopniowo się rozrasta.
- Stado bydła mięsnego rasy angus czerwony przebywa na pastwisku przez cały rok, a cielęta odchowują się bez problemu przy matkach
– To rasa bezrożna, bardzo spokojna, więc czuję się bezpiecznie, kiedy muszę sama przepalikować kwatery do wypasu czy przy jakimkolwiek kontakcie ze zwierzętami. Sprzedajemy głównie jałówki do dalszego chowu. Praktycznie wszystkie znajdują nabywców, zanim się urodzą. Przy sprzedaży w wieku około 7 miesięcy mają masę ciała 250–310 kg – mówi Karina Jakiel.
Farma podzielona jest na sektory, a wypas na pastwisku odbywa się rotacyjnie. Latem z reguły co 12 godzin bydło jest przepędzane na inną kwaterę. Zimą krowy dostają baloty ze słomą i sianem, a ich pozostałości użyźniają glebę. Bydło ma dostęp do wiaty, z której głównie korzysta w miesiącach letnich w czasie upałów. Zimą chętniej przebywa w lesie, który przylega do pastwiska i jest własnością gospodarzy.
Pan Tomasz wiedzę na temat różnych metod chowu zwierząt przy maksymalnej współpracy z naturą czerpie przede wszystkim z zagranicznych publikacji. Stara się do minimum ograniczyć ilość pracy potrzebnej do obsługi zwierząt i nie wydawać pieniędzy na zakup pasz czy nawozów.
– W całej naszej produkcji nie używamy środków ochrony roślin czy sztucznych nawozów. Nie kupujemy nawet kiszonki dla bydła, aby nie mieć problemu z zagospodarowaniem folii. Stawiamy całkowicie na naturalność i ekologię, chociaż nie jesteśmy gospodarstwem certyfikowanym – podkreśla Tomasz Jakiel.