Wiktor Szmulewicz: Rolnicy muszą się zjednoczyć
Z Wiktorem Szmulewiczem, prezesem Krajowej Rady Izb Rolniczych, rozmawiają Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski.
Chyba największe obecnie emocje w branży rolniczej budzi zaproponowany przez Unię Europejską Zielony Ład i towarzyszący mu Plan Strategiczny przygotowany przez ministerstwo rolnictwa. Jakie jest w tej sprawie stanowisko KRIR?
– Zacznę od tego, co zaleciła Komisja Europejska krajom członkowskim przygotowującym swoje plany. Rolnicy mają ograniczyć zużycie środków chemicznych – pestycydów i nawozów, poprawić dobrostan zwierząt, pod warunkiem że nie zmniejszy to produkcji, rentowności gospodarstw i nie spowoduje odpływu młodych ludzi ze wsi. Uważamy, że plan przygotowany przez nasz rząd nie spełni tych celów.
Czyli zmniejszymy produkcję, dochodowość i spowodujemy odpływ ludzi? Co wobec tego robić?
– Można działać na rzecz poprawy klimatu i produkować żywność przy mniejszym zużyciu środków chemicznych, ale można dochodzić do tego różnymi drogami. Jeśli ktoś mówi, że ugorowanie części gruntów poprawi stan środowiska i ochrony klimatu, to pytam, jaki to ma sens, skoro doprowadzimy do inwazji chorób i szkodników? Jak do polskiej rzeczywistości ma się pozostawianie pasów ekologicznych na działkach o szerokości kilkudziesięciu metrów? Stworzymy w ten sposób enklawy chwastów i szkodników. W kolejnym roku będzie trzeba je zwalczać z dużą intensywnością. Dlaczego zaniechano korzystnych praktyk rolniczych stosowanych od lat? Jeżeli ktoś twierdzi, że pozostawienie nieruszonego ścierniska do wiosny poprawi środowisko, to nie wie, o czym mówi. Przecież uprawy pożniwne prowadzą do przerwania parowania gleby, bo przez rżysko następuje wysączenie wody z gleby do głębokości metra. Rozsiewają się po tym chwasty. Wiosną intensywna uprawa spowoduje jeszcze większe przesuszenie gleby. Przecież sianie poplonów ścierniskowych jest bardzo wartościowe, bo zwiększa zawartość próchnicy, poprawia stosunki wodne, działa sanitarnie na glebę.
Może te pomysły sprawdzą się w Holandii, gdzie woda gruntowa stoi na głębokości metra?
– My musimy zadbać o jak największą ilość próchnicy i stosować orkę we właściwym czasie. Orka zimowa wykonana w odpowiednim terminie powoduje, że przez zimę ziemia chłonie wodę jak gąbka. Ta orka niszczy chwasty i sprawia, że poplon dobrze się rozkłada. Pozostawienie orki na wiosnę sprawia, że siejemy w przesuszoną ziemię i mamy plony o 20–30% niższe. Nie wiem, kto takie propozycje przygotowywał, ale nie byli to praktycy.
Widać, że do tych strategii wkradła się bocznymi drzwiami skrajna ekologiczna ideologia.
– To ma także aspekt ekonomiczny. Do upraw bezorkowych trzeba mieć specjalistyczny sprzęt, którego rolnicy nie posiadają. Będą musieli zlecać usługi. To są dodatkowe koszty. Jeśli rolnik będzie chciał samodzielnie wykonywać takie zabiegi, będzie musiał zainwestować w znacznie większe ciągniki, bo 100 KM do tego nie wystarczy, trzeba mieć 300 KM.
Przykłady z Czech i Słowacji, gdzie duże obszary ziemi uprawiane są w monokulturze i w sposób uproszczony, pokazują, że łatwo doprowadzić do rozwoju plagi szkodników, takich jak myszy i nornice, które pożerają całe plantacje. Ten problem pojawia się także w Polsce na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku. Osobny temat to regionalizacja polityki rolnej. Zwłaszcza w południowej Polsce powinniśmy dopłacać do mniejszej liczby sztuk, bo ta produkcja pełni bardzo ważną funkcję. Dla obszarów górskich i podgórskich powinniśmy prowadzić oddzielną politykę rolną, uwzględniającą tamtejszą specyfikę, niewielką powierzchnię gospodarstw i poszczególnych działek rolnych. Państwo powinno stworzyć dla tych ludzi jakąś zachętę.
Panie prezesie, wróćmy na poletko krajowe. Przed wyborami prezydenckimi Krajowa Rada Izb Rolniczych poparła program rolny Andrzeja Dudy. A we wrześniu 2020 roku formacja, z którą jest związany, zaproponowała „Piątkę dla zwierząt”. Czy nie czujecie się rozczarowani?
– Wysłaliśmy do wszystkich kandydatów zapytanie, jak widzą politykę rolną w Polsce. Odpowiedź otrzymaliśmy od trzech: prezydenta Andrzeja Dudy, który zaproponował, abyśmy przedstawili konkretne postulaty, Krzysztofa Bosaka, który ogólnie napisał, że wieś jest dla niego ważna, oraz Władysława Kosiniaka-Kamysza, który nie przedstawił jednak programu.
Jedyne konkretne pismo otrzymaliśmy więc od prezydenta Dudy, z propozycją podpisania porozumienia. I takie porozumienie – zawierające pięć najważniejszych punktów – podpisaliśmy. Jesienią pojawiła się „Piątka dla zwierząt”, zakładająca m.in. zakaz uboju rytualnego na eksport. Prezydent zapowiedział, że takiej ustawy nie podpisze. Krajowa Rada Izb Rolniczych zdecydowanie poparła protesty organizowane przez związki zawodowe, które potrafiły się zjednoczyć wokół tej sprawy. Na protest do Warszawy wspólnie udało się ściągnąć 60–70 tys. rolników.
Więcej takich pomysłów jak „Piątka” – chciałoby się powiedzieć. Może wówczas uda się zjednoczyć związki i organizacje i stworzyć silną reprezentację całej branży!
– Wolałbym, żeby nie było konieczności organizowania protestów z powodu błędów polityków wobec polskiej wsi. Jednak sądzę, że może dojść do sytuacji, kiedy z powodu Zielonego Ładu protestować może cała Europa.
Niedawno byliśmy świadkami takich protestów w Belgii, Holandii i Niemczech. Były one związane z ograniczeniami narzucanymi przez ochronę środowiska.
– Myślę, że problem z Zielonym Ładem byłby mniejszy, gdyby dla całej Europy wyznaczyć jednakowe normy – dawka azotu na hektar, liczba oprysków, liczba DJP na hektar. Ja bym się takiego ładu nie obawiał, ale nie wierzę, że do tego kiedykolwiek dojdzie. Chciałbym zaznaczyć, że KRIR będzie się włączać we wszystkie działania, które pozwolą pokazać, że rolnictwo nie jest trucicielem, lecz bardzo ważną gałęzią gospodarki, która produkuje wysokiej jakości żywność dla pół miliarda Europejczyków. Przecież gdyby wprowadzić w życie to wszystko, co jest proponowane, Unia stanie się importerem żywności. W Europie mamy najtrudniejsze do spełnienia normy przy produkcji żywności, a będziemy sprowadzać żywność nieznanej jakości. Doprowadzimy do tego, że nie wszystkich będzie stać na kupienie mięsa, a mięso produkowane na naszym kontynencie będzie dla nielicznych.
Z czego, pana zdaniem, wynika to, że na rolnictwo nakładane są kolejne obciążenia, takie jak w Zielonym Ładzie?
– W skali Europy rolnicy są w mniejszości. Niedawno, słuchając informacji na temat szczepień, uświadomiłem sobie, że rolników jest w Polsce mniej niż nauczycieli. Produkcją towarową zajmuje się 300–400 tys. gospodarstw, a nauczycieli jest niemal 600 tys.
W opiniach niektórych ekonomistów przewija się twierdzenie, że polscy rolnicy, zgodnie ze statystykami, nie potrafią konkurować ze znacznie wydajniejszymi gospodarstwami, np. w Czechach, jednak to polska żywność zalewa rynek czeski, a nie na odwrót.
– Odpowiedź jest prosta – gospodarstwa rodzinne. Jeśli gospodarstwo opiera się na pracownikach z zewnątrz, jak w Czechach, to bez względu na sytuację musi zapłacić pensję, podatek i ubezpieczenie społeczne. A rolnik indywidualny w trudnej sytuacji zrezygnuje z inwestycji, jakichś zakupów. Skorzysta z pomocy rodziny. Dzięki temu jest elastyczniejszy. Prowadził też często produkcję zwierzęcą dającą dodatkowy dochód. A w Czechach, na Węgrzech czy na Słowacji uznali w pewnym momencie, że produkcja roślinna im wystarczy, i oni mają się bardzo dobrze.
W ten sposób te kraje stały się eksporterami tanich surowców.
– Nawet jeśli zdecydują się na produkcję zwierzęcą, to są to wielkie fermy obciążone tymi samymi problemami co gospodarstwa żyjące z produkcji roślinnej.
Krajowa Rada Izb Rolniczych uzyskała wyrok sądu pozwalający odzyskać pieniądze od Krajowego Związku Kółek Rolników i Organizacji Rolniczych, które niezgodnie z przepisami trafiły na konto jej prezesa Władysława Serafina, choć była to dotacja przeznaczona na reprezentowanie Polski w COPA/COGECA.
– Z wielkim ubolewaniem przyjmuję, że poprzez nieodpowiednie zarządzanie doprowadzono tak zasłużoną i ważną organizację do obecnego stanu. Władysław Serafin, jej prezes, mówi dziś dużo o sprawiedliwości, demokracji w organizacjach, stawia poważne zarzuty. Jak można to mówić, skoro od ponad 10 lat nie odbył się zjazd kółek rolniczych, nie wiadomo kto wchodzi w skład zarządu, kto jeszcze się utożsamia z kółkami? Może i prawnie prezes nadal pełni swoją funkcję, ale czy ma do tego moralne prawo? Wypowiadanie się o rolniczych sprawach powinno się opierać na konsultacji z gremium zarządzającym, a obawiam się, że prezes z mieszkania na Ursynowie nie dostrzegł, jakie zmiany zaszły w rolnictwie. Zachowanie przedstawiciela KZRKiOR w COPA/COGECA sprawiło, że Polska była tam traktowana źle. Dziś, gdyby doszło do sytuacji, że kółka rolnicze chciałyby wrócić do COPA, z której zostały usunięte, to delegacje z poszczególnych krajów opowiedziałyby się przeciw. Delikatnie powiem, że osoba Władysława Serafina stała się niemile widziana w prezydium COPA.
Wobec wyroku sądu w sprawie nieprawidłowo wydanej dotacji chciałbym podkreślić, że wszystkie kontrole przeprowadzone w związku z tym przez ministerstwo, organy skarbowe i inne jednoznacznie wykazały, że przelanie dotacji na własne konto było niedopuszczalne i niezgodne z prawem. Z tego powodu organ nadzorujący, czyli ministerstwo rolnictwa, uznało, że KRIR, jako instytucja pośrednicząca w przekazywaniu dotacji musi tę sumę zwrócić do budżetu. KRIR miała z kółkami podpisaną umowę, z której wynikało, że jeśli nie będą wydatkować dotacji zgodnie z przeznaczeniem, będą musiały zwrócić pieniądze. W efekcie wystąpiliśmy do kółek z monitami. Nie było żadnej woli porozumienia, więc zwróciliśmy się do sądu, który nakazał KZRKiOR zwrot Krajowej Radzie Izb Rolniczych wszelkich zobowiązań z tego tytułu wraz z odsetkami. Przekazaliśmy już wyrok wykonawczy komornikowi, który bada tę sprawę.
Na pierwszy rzut oka to zobowiązanie cywilnoprawne, które nie podlega windykacji z prywatnego majątku członków zarządu kółek.
– Oczywiście nie jest naszym celem, aby prywatne osoby, przeważnie starsze, były obciążane zwrotem tej sumy. To są jednak zobowiązania wobec budżetu i trudno mi w tej chwili powiedzieć, jakie działania podejmie komornik. Jeszcze raz podkreślę, że nie chciałbym, aby prywatne osoby to spłacały, choć trzeba jednocześnie zauważyć, że kiedyś ci ludzie decyzje Serafina zatwierdzali. Zdaję sobie sprawę, jaka jest linia obrony prezesa kółek – że pożyczył pieniądze organizacji, a następnie odzyskiwał te pożyczone pieniądze. To jednak nie zmienia sytuacji.
W tej sytuacji izby rolnicze zadziałały tak, jak powinny. A jaka jest przyszłość tej instytucji? Roman Jagieliński, który był wicepremierem, gdy uchwalano ustawę o izbach rolniczych w 1995 roku, powiedział kilka lat temu, że władza powiedziała wówczas „A”, ale ciągle nie powiedziała „B”, aby wzmocnić rolę samorządu rolniczego.
– Dotyczy to wszystkich tych, którzy rządzą, oraz tych, którzy chcą rządzić. Izby to jedyny samorząd gospodarczy umocowany prawnie, mający zagwarantowane finansowanie. Przedstawiłem jeszcze ministrowi Ardanowskiemu naszą wizję izb rolniczych. Uważamy, że powinniśmy pełnić funkcję Sejmu Chłopskiego. Z powodu zmniejszającej się liczby rolników – na wsi jest nas około 10% mieszkańców, a w całym kraju 4% – mamy problemy z uzyskaniem reprezentacji w parlamencie. Dziś trudno rolnikowi wejść do Sejmu lub Senatu, bo przyciąga on mniej głosów niż mieszkańcy miast. Partie polityczne, ustalając listy kandydatów do parlamentu, nie szukają rolników. W naszej sytuacji idealnym rozwiązaniem byłby model francuski, w którym partnerem rządu jest silne lobby rolnicze z izbami, a związki rolnicze są ich zbrojnym ramieniem. Tam jeśli izba nie może załatwić swoich spraw pokojowo, wkraczają związki. Nam powoli to się udaje. Rolnicze związki zawodowe zrozumiały, że współpraca przynosi efekty. Mamy coś w rodzaju sztabu kryzysowego, bo kryzys w rolnictwie dziś jest permanentny, a związany z nowymi kierunkami polityki rolnej. My jesteśmy od tego, żeby nawiązać dialog z rządzącymi, a jeśli tego dialogu nie ma, przychodzi pora na związki.
Czy „Tygodnik Poradnik Rolniczy” nie byłby dobrą platformą informacyjną dla takiego sztabu kryzysowego, która pozwoliłaby pchnąć sprawy do przodu?
– Dzisiejszy „Tygodnik Poradnik Rolniczy” jest kontynuatorem myśli, która pojawiła się 20 lat temu, kiedy odradzała się rolnicza prasa w Polsce, przy udziale Wiesława Nogala czy Krzysztofa Wróblewskiego. Dopóki ta gazeta będzie dostarczała taką wiedzę jak dziś, obiektywną i niezależną, pisała o problemach rolników, dawała ogromny zasób wiedzy fachowej, uważam, że należy ją wspierać.
Dziękujemy za rozmowę.
fot. P. Kuroczycki
Najważniejsze tematy