Ruch rolniczy wygrał w Holandii, bo politykom za bardzo śmierdział obornik
Rzecz się stała niesłychana, podczas wyborów w Holandii zwyciężył Ruch Rolniczo-Obywatelski (BBB). To wydarzenie bez precedensu w Unii Europejskiej. Zostało sprowokowane przez rząd, któremu śmierdział obornik i gnojowica.
Na siłę chciał zlikwidować rolnictwo pod pozorem ograniczenia produkcji gazów cieplarnianych przez bydło i świnie oraz emisji azotu przez wspomniane nawozy naturalne
Najpierw Holendrzy administracyjnymi nakazami zamierzali ograniczyć o połowę pogłowie zwierząt, następnie wprowadzili system zachęt do rezygnacji z hodowli. Ogromne emocje wzbudzał także wykup gospodarstw przez państwo. Holenderscy farmerzy od lat przeciw temu protestują, czasami blokując ciągnikami cały kraj. Założyli w końcu własną partię polityczną, która zwyciężyła w ubiegłotygodniowych wyborach do Stanów Prowincjonalnych, których członkowie wybierają skład izby wyższej holenderskiego parlamentu. A dlaczego to jest takie ważne dla nas? Bo pokazuje, jak głupia polityka klimatyczna obraca się przeciw politykom, którym śmierdzi obornik i gnojowica. To bardzo ważna wskazówka dla całej Unii Europejskiej, która od kilku lat forsuje drakońskie zmiany nie tylko w rolnictwie (ćwiczymy to od wprowadzenia zazieleniania w 2015 r.), ale i w budownictwie (zapowiadane certyfikaty energetyczne dla każdego domu i konieczność jego ocieplenia, jeśli nie będzie spełniał wymagań) oraz transporcie (zakaz samochodów spalinowych). Od 15 marca, kiedy BBB wygrał wybory, każdy premier w Europie powinien pięć razy się zastanowić zanim ogłosi klimatyczną krucjatę. Powinno to także dać do myślenia naszym politykom, tym, którzy rządzą. A tym, którzy rządzić chcą, przede wszystkim AgroUnii i Michałowi Kołodziejczakowi, wyrosłemu przecież z rolniczych protestów, dodatkowy impuls do działania.
Recesja zagląda nam w oczy
Dotyczy to wszystkich, a oznacza spadek produkcji. Polacy przestali po prostu kupować zarówno pralki automatyczne, jak i samochody, mieszkania, telewizory, ciągniki rolnicze, siewniki i pługi oraz oszczędzają na żywności. Kupują jej mniej i wybierają tańsze produkty. Ogromną rolę odgrywają w tym momencie sieci handlowe. Widać to po cenach żywności w sklepach, w których najbardziej podrożał nabiał – w porównaniu do ubiegłego roku o 30% – a tymczasem ceny jego zbytu w zakładach mleczarskich znacząco spadły. Na przykład ser żółty jesienią mleczarnie sprzedawały po 25 zł/kg, a teraz Biedronki i Lidle płacą za niego około 15 zł/kg. Tymczasem, jak się pójdzie do takiego sklepu, to normą jest cena 29 zł/kg – i to najtańszej goudy. Lepsze sery kosztują 40 zł/kg. Na dodatek produkowane są przy udziale najdroższego w historii gazu, na który kontrakty zawierano w ubiegłym roku, kiedy w Europie panowała energetyczna panika, a media wieszczyły nadchodzącą zimową katastrofę spowodowaną brakiem prądu i gazu. Warto przypomnieć, że m.in. w Niemczech i Wielkiej Brytanii przygotowywano jesienią tzw. publiczne ogrzewalnie dla obywateli, którzy mieli marznąć w mieszkaniach.
Gaz potaniał, ale kontrakty pozostały na poziomie sprzed obniżki
Katastrofa nie nadeszła, gaz, który w sierpniu 2022 r. kosztował 339 euro/MWh teraz można kupić w Europie po 43 euro. Ale stare kontrakty pozostały i dziś w obliczu spadków cen zbytu przetworów mlecznych dobijają zwłaszcza mniejsze mleczarnie, niemające dużych zasobów, które pozwolą przetrwać trudny czas. Z tej sytuacji jest tylko jedno wyjście. Zakłady mleczarskie powinny zostać objęte ustawą o szczególnej ochronie niektórych odbiorców paliw gazowych. Dziś sytuacja wygląda tak, że jeśli rząd i parlament nie włączy się w uregulowanie problemu gazowych kontraktów, to czeka nas fala bankructw w branży mleczarskiej. Za mleczarniami pójdą dostawcy, którzy nie otrzymają zapłaty za dostarczone mleko, rynek zaleje surowiec, którego nie ma kto odebrać i ceny skupu spadną na łeb na szyję. Redakcja TPR apeluje więc do premiera Henryka Kowalczyka, aby rząd pilnie zajął się tym problemem.
Polityczna nawalanka
Tak się złożyło, że w ubiegłym tygodniu w tej rubryce wspomniałem o politycznej nawalance, która odbywa się w tzw. mediach ogólnych. I media te przekroczyły kolejną granicę. Chodzi o reportaż w jednej z telewizji, który miał dowieść, że Jan Paweł II pobłażał pedofilom w sutannach. Zmarły 18 lat temu papież nie może się bronić, trwają więc próby obrzucania pamięci o nim błotem za pomocą manipulacji, licząc na to, że coś się przyklei. Mimo tego papież pozostaje niekwestionowanym autorytetem dla większości Polaków. A co to ma do rolnictwa? Wobec tak ciężkich ataków na największego Polaka w historii, przez medialny zgiełk nie przebije się żaden rozsądny głos nawołujący do opamiętania i wskazujący na problemy gospodarki, w tym i rolnictwa. Do wyborów parlamentarnych pozostało ponad 5 miesięcy. Zastanawiam się, czy jednak nie wyrzucić telewizora przez okno, żeby przy zdrowych zmysłach dotrwać do października 2023 r.
Paweł Kuroczycki
fot. Twitter.com/Detgrim
Paweł Kuroczycki
Redaktor Naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
Najważniejsze tematy