Rolnik trafił do sądu, bo bronił swoich kur przed lisem
Hodowca prowadzący wolny chów drobiu jest pozostawiony przez państwo sam sobie. W przypadku szkód wyrządzonych przez lisy nie może liczyć bowiem na odszkodowanie. Wiesław Rzeszut ze wsi Haliczany w województwie lubelskim postanowił działać. Nie wiedział jednak, że zmieniły się przepisy i ustawienie na własnej posesji tzw. żywołapki może ściągnąć na niego kłopoty.
Żywołapka zaprowadziła rolnika przed sąd
Rolnik nie przewidział też, że wieczorem po jego posesji będzie kręcić się myśliwy, który zobaczy żywołapkę i zawiadomi policję. Sprawa trafiła do sądu.
– Latem ubiegłego roku dostałem informację, że zostałem zaocznie skazany i mam zapłacić karę w wysokości 1600 zł – mówi Wiesław Rzeszut.
Rolnik odwołał się od wyroku i 5 lutego w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego w Chełmie odbyła się rozprawa z udziałem zainteresowanego.
Wiesław Rzeszut tłumaczy, że odwołał się od wydanej bez jego udziału decyzji, ponieważ jest niewinny i uważa, że robienie z niego kłusownika jest nie w porządku. Historia, która zaprowadziła rolnika przed sąd, miała swój początek ponad rok temu.
Państwo nie płaci za szkody wyrządzone przez niewielkie zwierzęta
– Państwo nie płaci za szkody wyrządzone przez niewielkie zwierzęta, takie jak lisy. Czułem się bezsilny, nie otrzymałem pomocy ze strony koła łowieckiego, postanowiłem więc bronić swojego drobiu – mówi.
A jest go nie mało. Po podwórku chodzi nawet kilkadziesiąt sztuk drobiu różnych gatunków. Szkodniki dobierają się też do paszy.
– Zastawiłem na swojej posesji małą pułapkę na szkodniki, tzw. żywołapkę – wyjaśnia.
Wiesław Rzeszut relacjonuje, że 2 lutego ub. roku, wieczorem, po jego posesji jeździli myśliwi. Zobaczyli pułapkę.
– Skończyło się oskarżeniem o kłusownictwo. Na drugi dzień miałem w domu śledczych – mówi rolnik.
Kłusownik czy rolnik, który chroni swoje mienie?
Przekonuje, że ustawiając żywołapkę, nie chciał kłusować, a jedynie ochronić swoje mienie.
– Gospodarka jest teraz niestabilna i mało dochodowa. Trzymamy drób, ponieważ czasem trzeba w nagłej sytuacji parę sztuk sprzedać, bo pieniądze są potrzebne na szybko, na przykład żeby dziecku obiady w szkole wykupić. A lisy przychodzą i podbierają. Na ten moment jest około 40 kaczek. Tymczasem lis wybrał od czerwca ubiegłego roku co najmniej 50 gęsi, kaczek i perliczek – wylicza hodowca.
Rolnik nie rozumie, jak użycie pułapki na własnym prywatnym terenie, w dodatku takiej, którą można wszędzie bez problemu kupić, może zostać uznane za kłusownictwo.
– Żywołapki można normalnie kupić, także na targach myśliwskich. Nie uśmiercają większych zwierząt, tylko je unieruchamiają. Poza tym nie ustawiłem pułapki w lesie, na terenach łowieckich, tylko na terenie swojej posesji. W obronie swojego własnego mienia – wyjaśnia rolnik.
W żywołapkę nic się nie złapało. A gdyby w pułapce znalazło się jakieś zwierzę łowne? Wiesław Rzeszut mówi, że zawiadomiłby o tym myśliwych.
Lisy podbierają drób i paszę rolnikowi
– Zwierzę łowne niech sobie zabierają jak najdalej ode mnie – mówi. – Dzięki temu miałbym dowód, że mi lisy podbierają drób i pasze – mówi. – Bo przecież myśliwi mówią, że nie ma lisów. Problemów z takim ich podejściem do naszych spraw mamy więcej. Chcemy zorganizować spotkanie z przedstawicielem redakcji „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, aby podzielić się naszymi problemami i prosić o pomoc w ich rozwiązaniu. Chętnych do udziału jest tak wielu, że na razie czekamy na poluzowanie obostrzeń pandemicznych, żeby spotkanie mogło się odbyć – mówi Wiesław Rzeszut.
Jak argumenty rolnika przyjął sąd? 5 lutego w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego w Chełmie odbyła się rozprawa odwoławcza. Najpierw sędzia Katarzyna Ferenszkiewicz-Snopek przesłuchała świadka, myśliwego, który 2 lutego ub. roku znalazł się na posesji należącej do Wiesława Rzeszuta. Nie zgodziła się jednak na nagrywanie tej części rozprawy ani podanie danych świadka. Następnie przyszedł czas na przesłuchanie rolnika. Sędzia nie była zainteresowana okolicznościami sprawy, które chciał podkreślić rolnik.
Myśliwy na prywatnym terenie. Co on tam robił?
– Myśliwy znalazł się na prywatnej posesji. Musiał przejechać samochodem, na dodatek po moich uprawach, spory odcinek od lasu. Czego szukał na prywatnym terenie? Podobno postrzałka – mówi pan Wiesław.
Według prawnika, którego poprosiliśmy o opinię, takie podejście sądu wynika z obowiązujących przepisów. „To dlatego, że prawo łowieckie nie rozróżnia własności prywatnej od publicznej” – wyjaśnia. Problemem mającym wpływ na ocenę tej sprawy jest zmiana w prawie łowieckim, która pojawiła się stosunkowo niedawno, około 2 lat temu. Przed tą zmianą żywołapka nie była wśród niedozwolonych urządzeń. Obecnie jest. W porównaniu z wyrokiem zaocznym, wyrok apelacyjny bardzo się zmienił. Na szczęście na korzyść rolnika. Sąd zdecydował o warunkowym umorzeniu sprawy na 2 lata. Sąd, co prawda, uznał winę hodowcy drobiu, ale odstąpił od wymierzenia mu kary. Rolnik nie musi też ponosić kosztów sprawy.
Czy Wiesław Rzeszut zaskarży to rozstrzygnięcie? Decyzję podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem decyzji sądu w tej sprawie. Wystąpił o nie i czeka na jego przekazanie.
Krzysztof Janisławski
Fot. K. Janisławski
Najważniejsze tematy