Prezes KRIR: w sytuacji zagrożenia ludzie wykupują żywność, a nie skarpetki. Dlatego trzeba zadbać o rolnictwo
O tym jaki wpływ na rolnictwo będzie miała pandemia koronawrisua z Wiktorem Szmulewiczem, prezesem Krajowej Rady Izb Rolniczych, rozmawia Paweł Mikos
Epidemia koronawirusa pokazała jak ważne jest zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego. Jak to wygląd w Polsce?
– Bezpieczeństwo na głównych rynkach wygląda dobrze, bo Polska jest wręcz potentatem na skale europejską. Tak jest w przypadku drobiu, owoców i warzyw, zboża czy mleka. Właściwie to może być co najwyżej mniej wieprzowiny, bo krajowa produkcja nie zaspokaja w całości naszych potrzeb. Ale to możemy zastąpić czasowo wołowiną czy drobiem. Pomimo tego, że sytuacja jest dobra, to handel podnosi ceny żywności wykorzystując sytuację, w której ludzie chcieli zrobić zapasy. W tym samym czasie ceny w skupach spadają.
Jak państwo powinno na to zareagować?
– Odpowiednie służby powinny to dokładnie sprawdzić, kto i czy zasadnie podnosił ceny artykułów spożywczych. Uważam, że państwo powinno wprowadzić także rozwiązania systemowe, aby w przyszłości do takich zjawisk nie dochodziło. Mogłoby się to odbywać przez odpowiednie podatki. Wiadomo, że koszty surowca średnio stanowią około 30% końcowej ceny produktu, ale jeżeli sieć handlowa narzucałaby znacznie wyższe marżę niż to jest przyjęte, to musiałaby zapłacić wyższe podatek dochodowy. W ten sposób sieciom nie opłacałoby się narzucać ogromnych marż, albo płaciłyby więcej przetwórcom i rolnikom. Na pewno po ustąpieniu epidemii rząd powinien wprowadzić przepisy, które dawałyby większy wpływ na politykę wielkich sieci handlowych.
Rolnicy dzwoniący do redakcji „Tygodnika Poradnika Rolniczego” skarżą się, że ubojnie nie chcą od nich obecnie kupować żywca wołowego. Niektórzy mają też problem ze sprzedażą świń. Czy państwo powinno wprowadzić skup interwencyjny?
– Nie rozumiem dlaczego firmy nie chcą odbierać świń, skoro mamy niedobór na tym rynku. Zwłaszcza, że na granicy z Niemcami stoją TIR-y z żywymi świniami. To tyko pokazuje, że należy zmienić politykę państwa wobec rolnictwa. Nie możemy opierać bezpieczeństwa żywnościowego kraju na produktach zagranicznych. Należy także w większym stopniu nadzorować czy supermarkety przestrzegają odpowiedniego oznakowaniu żywności pod kątem kraju pochodzenia.
Jednak największy problem mają obecnie hodowcy bydła rzeźnego, ponieważ aż 80% naszej wołowiny jest eksportowane, zwłaszcza Włochy były ich największym odbiorcą. Przez koronawirusa ten łańcuch został przerwany. Ale może to jest właśnie odpowiedni czas na to, aby Fundusz Promocji Mięsa Wołowego mógłby się uaktywnić i prowadzić w kraju kampanie promującą spożycie wołowiny. Zwłaszcza, że możemy mieć problem z zaopatrzeniem w wieprzowinę. Można spokojnie promować walory zdrowotne i smakowe wołowiny.
Co do skupu interwencyjnego, to po przypadku firmy Eskimos trudno będzie znaleźć jakąkolwiek firmę, która chciałaby zaangażować się w taki proces. Dlatego lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie przez rząd preferencji dla podmiotów skupujących żywiec.
Na początku pojawienia się koronawirusa w Polsce, wielu rolników obawiało się, że będą zamknięci w gospodarstwach czy nikt nie będzie odbierać mleka. Czy dalej takie obawy istnieją?
– Na szczęście praca rolnika jest jedną z bardziej bezpiecznych pod względem ewentualnego zarażenia się koronawirusem. Fakt, że kiedyś jak sąsiedzi spotkali się podczas pracy w polu to porozmawiali na miedzy, a teraz rozmawiają na odległość. Ale ogólnie widzę, że rolnicy przestrzegają wszystkich zasad podawanych przez sanepid.
Gospodarze nie powinni obawiać się też o odbiór mleka czy żywca z ich gospodarstwa. Nawet jeśli rolnik byłby poddany kwarantannie, to wystarczy ż tak taka informacja pojawi się na bramie wjazdowej. Odbiór mleka czy żywca można tak zorganizować, że nie musi dochodzić do bezpośredniego kontaktu pracownika mleczarni czy ubojni z rolnikiem. Ważne jest jednak, aby przestrzegali oni wszystkich zasad higieny i używali płynów dezynfekujących.
W jaki sposób KRIR walczy o ułatwienia dla rolników w walce z koronawirusem?
– Bardzo szybko wystąpiliśmy do ministra rolnictwa i do KRUS o zmianę w wypłacania chorobowego dla rolnika. Chcemy, aby było wypłacane już od pierwszego a nie 30 dnia choroby. Zabiegamy też o zwiększenie wysokości tego świadczenia. Zapewne będzie to 15 zł za dzień choroby. Nie jest to dużo, ale i tak więcej niż dotychczasowe 10 zł. Wystąpiliśmy także o wprowadzenie jasnych wytycznych dla rolników w związku z koronawirusem i Główny Lekarz Weterynarii już takie procedury opracował.
Z mojej inicjatywy odbyło się także spotkanie ministra rolnictwa z przedstawicielami banków. Jest szansa, że banki wprowadzą szereg ułatwień dla rolników, w tym odroczenie rat kredytów. Będziemy też zabiegać, aby gospodarstwa rolne mogły korzystać z takich samych instrumentów wsparcia jak firmy. Izby będą też wnioskować o zmiany prawa dotyczącego pobytu cudzoziemców w Polsce. Bo jeśli Ukraińcy będą musieli wyjechać, zgodnie z obecnym prawem, po 9 miesiącach pobytu w Polsce, to może się okazać, że nie będziemy mieli rąk do pracy, w tym do zbioru truskawek.
Czy przez koronawirusa zmieni się kwestia szacowania szkód łowieckich czy wyrządzonych przez suszę?
– Obecne przepisy dotyczące szacowania szkód łowieckich nie wymagają przy tej czynności obecności rolnika czy przedstawiciela izby rolniczej. Jeśli jednak będzie taka potrzeba, to można cały proces przeprowadzić z zachowaniem bezpiecznej odległości. W przypadku szacowaniu strat suszowych warto pomyśleć nad innym rozwiązaniem niż wizyty komisji szacującej. Może to być np. wykorzystanie techniki teledetekcji.
Ale epidemia koronawirusa pokazuje jak ważne jest, aby jak najszybciej wprowadzić systemu powszechnych ubezpieczeń rolniczych. Nie dość, że mogłoby to oznaczać podobne koszty dla budżetu państwa i niższe dla rolników niż obecnie, to znacznie ułatwiałoby wypłacanie odszkodowań dla rolników na podstawie np. tylko komunikatu IUNG, że w danej gminie stwierdzono suszę. Coraz więcej rolników do takiego systemu dojrzewa. Teraz czas, aby też politycy przyjęli to do wiadomości.
W jaki sposób pandemia koronawirusa, kiedy już minie, wpłynie na rolnictwo i szerzej na społeczeństwo?
– Mam nadzieję, że ten czas wiele osób wykorzysta na pewną refleksję. Dotyczy to zwłaszcza tych osób, które jeszcze niedawno głośno walczyło o urokliwą wieś, ale bez gospodarstw rolnych, a już zwłaszcza bez produkcji zwierzęcej. Pandemia pokazała, że w sytuacji zagrożenia nikt nie wykupuje skarpetek na zapas, ale żywność. To jest najważniejsze i to pokazuje jak istotne jest rolnictwo i suwerenność żywnościowa.
Myślę, że świat po koronawirusie może będzie mniej konsumpcyjny. Wiele osób może dojść do wniosku, że nie musi latać wszędzie gdzie tylko można. W tym warto szukać większej ochrony środowiska, a nie w zamykaniu gospodarstw. Na pewno powinniśmy wyciągnąć wielką lekcję pokory z tej sytuacji. Człowiek myślał, że jest wszechwładny, a taki mały wirus może nas rozłożyć.
Może paradoksalnie dzięki pandemii koronawirusa dojdzie do tego, że wszystkie strony wspólnie, ponad podziałami zadbają o polskie rolnictwo i to bez oglądania się na cele wyborcze. Zwłaszcza, że – jak pokazują badania na koronawirusie – odpowiednia żywność i zbilansowana dieta wpływają na kondycję ludzi i ułatwiają zwalczanie wirusa.
Dziękuję za rozmowę
Fot. Archiwum MRiRW
Paweł Mikos
redaktor strony internetowej „Tygodnika Poradnika Rolniczego”
Paweł Mikos – redaktor strony internetowej „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, specjalista z zakresu kwestii polityczno-społecznych wsi i odnawialnej energii
Najważniejsze tematy