Zarówno producenci mleka, jak i przetwórcy mierzą się z wysokimi kosztami produkcji. Sytuacja jest trudna i wydawało by się bez wyjścia. Jednak tak faktycznie jest czy może jest nadzieja na zastopowanie obniżek cen mleka w skupie? Na moje pytania odpowiedziała Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.
D.K.: Wiele organizacji branżowych apeluje o uruchomienie mechanizmu interwencyjnego na rynku mleka. Czy to pomoże i jak musiałoby to wyglądać?
A.M.: O to apeluje ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o tym, że mechanizm zakupów interwencyjnych funkcjonuje od lutego do września każdego roku. Problem polega na tym, że nikt z tego mechanizmu nie chce korzystać, ponieważ został zaproponowany jako jeden z elementów siatki bezpieczeństwa w momencie kończenia systemu kwot mlecznych. Ten mechanizm miał na celu stabilizację rynku mleka w czasie kryzysowym po zakończeniu kwotowania. Nie wiadomo było wówczas jak zachowa się rynek i jakie będą ceny. Jeśli dobrze pamiętam mechanizm ten był wykorzystany dwukrotnie w ostatnich latach. Także jeśli ktoś wypowiada się na temat konieczności zastosowania mechanizmów wsparcia mówiąc, że oczekuje od Komisji Europejskiej ich wprowadzenia, to po prostu nie zna zasad tej pomocy. Ostatnio skorzystaliśmy z jednego z tych mechanizmów w okresie pandemii.
D.K.: Czy KE myśli o zmianie kwot, żeby więcej podmiotów chciało w tym uczestniczyć?
A.M.: Oczywiście można mieć wątpliwości co do wysokości kwot w mechanizmach interwencyjnych i o tym, jako Polska Izba Mleka, rozmawiamy na arenie międzynarodowej, także z komisarzem ds. rolnictwa Januszem Wojciechowskim i byłym ministrem rolnictwa, aby podjąć taką inicjatywę dotyczącą zmiany progów cenowych zakupów interwencyjnych. Trzeba jednak pamiętać, że Polska może to zgłosić i taki sygnał został zgłoszony na lutowej Radzie Ministrów Rolnictwa Unii Europejskiej. Ale trzeba prowadzić działania lobbingowe, budować koalicję z innymi krajami, aby pojawiła się wola by to zrealizować w 27 krajach. Problem polega na tym, że tak źle obecnie jest tylko w Polsce, może jeszcze ewentualnie na Łotwie, Litwie i w Estonii. Są to kraje postkomunistyczne, starego bloku wschodniego, które mocno odczuwają skutki wojny w Ukrainie, głównie przez ceny gazu i energii. Natomiast aż takich problemów jak my nie mają Niemcy, Francuzi czy Irlandczycy. Tam nie ma takich problemów związanych z kosztami produkcji jak w Polsce. Tam są inne problemy np. odchodzenie od produkcji ekologicznej, która się po prostu nie opłaca, a produkty konwencjonalne kosztują tyle samo co produkty ekologiczne.
D.K.: Jesteśmy w stanie w takim razie zbudować taką koalicję?
A.M.: Po rozmowach z moimi kolegami z innych państw, uważam, że nie, gdyż ich koszty produkcji nie zwiększyły się tak bardzo jak nasze. Ale cały czas o tym mówię podczas spotkań międzynarodowych. Wskazuję na problem polskiego mleczarstwa. Moim zdaniem powinniśmy rozmawiać o znacznie większej rezerwie kryzysowej UE, aby w przyszłości takie kryzysy mogły być zmniejszane przez wsparcie rolników i przetwórców z tej rezerwy. Ta w obecnym kształcie jest zbyt mała. Ale to nie jest tylko wola i dobre chęci Komisarza Wojciechowskiego, który i tak robi co może, aby wspierać europejskie rolnictwo. To jest zadanie dla nowego Parlamentu Europejskiego i nowej Komisji Europejskiej. Ale już teraz trzeba wyraźnie o tym mówić.
D.K.: To w takim razie dlaczego tylko Polsce sytuacja jest tak zła? Czy ma to związek z napływem produktów mleczarskich z Ukrainy? Zgłaszano postulat aby do listy blokad importowych dodać mleko.
A.M.: Absolutnie nie ma to żadnego związku z importem produktów mlecznych z Ukrainy. Przecież Polska sprzedaje na tamten rynek 5-krotnie więcej niż importuje. Musieliśmy interweniować w tej sprawie, żeby te produkty na listę nie trafiły. Bylibyśmy ogromnie poszkodowani, jeśli doszłoby do zatrzymania zarówno importu do Polski, ale Ukraina mogłaby zastosować takie same sankcje w stosunku do polskich produktów. Bylibyśmy stratni. Decyzja o zakazie importu podjęta była zbyt pochopnie i bez myślenia o skutkach dla sektora po obu stronach granicy.
D.K.: Czyli właściwie handel z Ukrainą produktami mleczarskimi nie stwarza branżowych problemów, ani się do tego nie przyczynił?
A.M.: Musimy dzisiaj budować taki sojusz z Ukrainą, aby stać się bardzo dobrym partnerem do współpracy. My mamy surowiec i technologię, których oni nie mają i możemy połączyć siły. Możemy produkować dużo na ten rynek i sprzedawać znacznie więcej niż obecnie. W Ukrainie są albo ogromne gospodarstwa, ale malutkie. Brakuje tam mleka. To nasza szansa nie zagrożenie.
D.K.: Dlaczego zatem u nas ceny mleka w skupie spadają?
A.M.: Mimo, że koszty produkcji były wysokie, to jednak ceny dla rolników również były dobre. Koniunktura na rynku była bardzo dobra, produkty też dobrze się sprzedawały. Zaczęła się walka o surowiec i podbieranie sobie wzajemnie dostawców. Mleczarnie i spółdzielnie podnosiły stawki za mleko po to, żeby rolnicy przechodzili do podmiotów, które lepiej płacą. Na takie windowanie cen, powyżej 3 zł/l mogli sobie pozwolić ci najwięksi, ale nie mniejsi. Wiadomo było, że ta sytuacja długo nie potrwa. To jest niemożliwe, żeby przy koszcie surowca na poziomie 50%, innych wysokich kosztach, sytuacja była stabilna długofalowo. Przy najmniejszym wahnięciu na rynku już pojawiła się panika i dramat. Chiny zaczęły kupować mniej, zaczęły się obniżki na giełdzie, inflacja, być może nawet, że pojawiły się spekulacje. Jednocześnie wzrosły koszty produkcji – energii, gazu, opakowań, pracowników. Raptem okazało się, że mleka w niektórych mleczarniach jest za dużo, którego dodatkowo nie da się sprzedać w tak wysokich cenach jak wcześniej i przy pokryciu kosztów przetwórstwa. Polskie produkty wygrywały jakością i konkurencyjną ceną, okazało się, że ceny przestały być konkurencyjne i stąd taka sytuacja.
D.K.: Czy te produkty, które u nas były drogie, jak chociażby sery, były sprzedawane za granicą w takich cenach?
A.M.: Tak, dlatego przez pewien czas naprawdę był popyt i dużo się tego udało sprzedać. Raptem rynek się załamał i mleczarnie były zmuszone do cięć kosztów. Nie można było negocjować zawartych już kontraktów na energię czy gaz. Nie da się też zwiększyć nagle konsumpcji krajowej. Branża zmaga się także z hejtem na produkty mleczne i rozszerzaniem rynku produktami alternatywnymi. Mleczarnie musiały rozpocząć obniżki cen surowca. Rozumiem, że rolnicy chcą, żeby płacić im jak najwięcej za mleko, bo mają koszty i kredyty. Z drugiej strony trzeba po prostu przetrwać ten trudny czas. Każdy szuka redukcji kosztów. To też muszą zrozumieć producenci mleka, że jest to sytuacja przejściowa, choć niezwykle trudna.
D.K.: Czy można liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony państwa?
A.M.: Powinniśmy rozmawiać z rządem na temat negocjacji cen gazu i energii w mleczarniach, bo to są ogromne koszty. Niektórzy mają pomysły rodem z PRL-u dotyczące regulacji cen w skupie względem sklepów. To nie skończyło się dobrze, a teraz mamy wolny rynek.
D.K.: Warto jednak byłoby przyjrzeć się kontraktom sieci handlowych z mleczarniami, przecież ta marża powinna zostawać w kieszeni rolników i spółdzielni. Niektóre produkty są sprzedawane z minimalną marżą i liczy się tylko skala. W ten sposób padnie mnóstwo małych spółdzielni. Nie mają siły przebicia. Sieci rządzą cenami na rynku i go po prostu psują.
A.M.: Sieci handlowe ograły nas dawno. My w Polsce nie mamy swoich sieci handlowych. Próbujemy rozmawiać na ten temat z UOKiKiem. Niestety urząd skoncentrował się na umowach pomiędzy mleczarniami, a dostawcami, a nie nad umowami między mleczarniami, a sieciami. Wszystko stanęło na głowie. To jest rolą UOKiK-u, żeby sprawdził, jak funkcjonują w kryzysie te relacje handlowe. Moim zdaniem największym beneficjentem tego kryzysu jest sieć handlowa.
D.K.: Czy ktoś z branży już to zgłosił do UOKiK-u?
A.M.: Oczywiście. Mieliśmy spotkanie z prezesem Chróstnym w marcu w obecności wiceministra rolnictwa, ale nie widać żadnych podjętych działań w tym kierunku. Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy do rozmów i będą one o wiele bardziej konstruktywne.
D.K.: Co mogłaby zaproponować jeszcze KE albo rząd, żeby pomóc? Może jakieś środki z funduszu kryzysowego, czy dopłaty do 1 litra mleka?
A.M.: Moim zdaniem fundusz kryzysowy Komisji Europejskiej już się wyczerpał, przez te ostatnie dopłaty do zbóż. To nie jest zadanie dla obecnego Parlamentu Europejskiego czy KE, gdyż w tej kadencji już nie zdążą tego zrobić. Należy rozważyć w przyszłości zwiększenie rezerwy kryzysowej. Komisja i komisarz Wojciechowski oraz nasz rząd powinni prowadzić jak najwięcej działań dążących do otwarcia nowych rynków zbytu. Mam nadzieję, że wyjazd do Japonii się powiedzie, to bardzo perspektywiczny rynek. Musimy rozwijać eksport poza unijny m.in. do krajów afrykańskich i azjatyckich oraz krajów arabskich. Musimy umacniać relacje polityczne, konieczne jest wsparcie polityków w tych sprawach, sami nie damy rady tego zrobić. Za chwilę będą wybory i moim zdaniem w tej kwestii nic się nie uda zrobić przed wrześniem, bo politycy zajmują się kampanią w Polsce.
D.K.: A jak wygląda sprawa polskich magazynów? Mamy wystarczającą ilość produktów, żeby rozwijać eksport?
A.M.: Oczywiście. Mamy pełne magazyny np. mleka w proszku, czy innych produktów. Konieczna byłaby reakcja ze strony Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu oraz KOWR-u, aby również było uruchomione wsparcie komunikacyjne, żeby jeździć i eksplorować nowe rynki, aby sprzedawać tam nasze produkty.
D.K.: Czy poprawiłoby to sytuację gdyby udało się tego mleka w proszku pozbyć?
A.M.: Sprzedawanie mleka w proszku, czy tego wszystkiego czego jest na rynku za dużo jest bardzo ważne. To także jest rola organizacji branżowych, m.in. organizowanie targów międzynarodowych, gdzie firmy jadą z ekspozycją i ofertą swoich produktów. Niebawem ruszamy z nowym projektem dedykowanym krajom azjatyckim, będziemy promować marki i firmy, organizować spotkania, przy wsparciu PAIH.
D.K.: Co będzie dalej z cenami mleka? Można pokusić się o prognozę w tych trudnych warunkach?
A.M.: Ceny spadły, ale trzeba pamiętać, że z bardzo wysokiego poziomu, bo niektóre mleczarnie płaciły ponad 3,5 zł/l mleka. Sytuacja na rynku jest zmienna, rolnicy przecież o tym wiedzą, raz jest lepiej, raz gorzej i trzeba to po prostu przeczekać. Niedługo sytuacja powinna się ustabilizować. Zwykle jak jest gorzej, to rolnicy chcą żeby im dopłacać do mleka, szukają wsparcia rządu, albo Komisji Europejskiej. Nie zawsze jest to możliwe, a pomoc musi być zatwierdzona przez KE. Nie liczyłabym na dopłaty do mleka, bo fizycznie nie ma z czego tego wypłacić.
W konsekwencji tego co się dzieje i tendencji na całym świecie, trzeba mieć na uwadze, że na rynku mleczarskim szykują się duże zmiany, a konsolidacja niestety jest nieunikniona, te małe mleczarnie nie utrzymają się na rynku, tym bardziej przy obecnych kosztach.
D.K.: Dziękuję za rozmowę