- Jak wygląda aktualna sytuacja LZS-ów?
- Co jest przyczyną złej sytuacji w sekcji piłkarskiej LZS?
- Skąd pochodzą fundusze klubów?
To tam zaczyna się, ćwiczy i gra zaplecze krajowej ekstraklasy. Tam łowcy talentów szukają następcy Lewandowskiego, a kibice mogą obejrzeć mecz w swojej wiosce. Teraz wszystko wskazuje na to, że Robert Lewandowski nie doczeka się swojego następcy z LZS-ów.
Przyczyną problemu jest brak wsparcia finansowego
Nie jest wykluczone, że powodem złej sytuacji są pieniądze, gdyż klasę C, którą zajmują się Ludowe Zespoły Sportowe, pogrąża zarządzenie Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej (DZPN), które poważnie uszczupla czy wręcz rujnuje budżety tych zespołów. Przepis wprowadzony przez DZPN znosi bowiem obowiązek zapłaty za transfer w okienku letnim z klasy C do klas wyższych, zwykle do B czy A. Dlatego kluby najniższego szczebla, gdy ich piłkarze idą wyżej, nie otrzymują nawet symbolicznych pieniędzy.
Dotąd istotnie poprawiały one sytuację finansową klubów. Teraz, choć w klasie C zawodnik trenował, był szkolony, uczony, za jego kilkuletnie wyszkolenie klub nie dostanie nic. Mimo że oddaje pełnowartościowego piłkarza.
Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, winą za taki stan rzeczy obarcza działaczy LZS-ów.
– Te drużyny czy sekcje nie istnieją w systemie związku piłkarskiego – mówi Padewski. – Nie ma ich w elektronicznym systemie ekstranet, w którym jest wszystko – nie tylko o zawodnikach, ale także o meczach czy sędziach, przebiegu rozgrywek.
LZS-y powinny się do tego dostosować, bo teraz nie wiadomo, ile i za co ma zapłacić klub, który bierze od nich piłkarza. Nie wiadomo bowiem, ile miał treningów, jak przebiegało jego szkolenie. Taka argumentacja może budzić zdziwienie, bo przepisy nie działają już w drugą stronę. Kiedy zawodnik chce przejść z klasy wyższej do niższej, klub z klasy C musi zapłacić za nowego piłkarza. Tymczasem opłatę pobiera zawsze DZPN.
Bukmacherów chyba nie dziwi fakt, że DZPN zachował sobie wszystkie wpływy. Kiedy klub z klasy B przejmuje piłkarza z klasy C, nic nie płaci, a oddający go nic nie zyskuje. Ale za przejście związek pobiera opłatę. Zaś gdy z wyższej klasy do niższej przechodzi piłkarz, DZPN też otrzymuje za to przejście opłatę.
– Tam nie zawsze na meczach są sędziowie, nie mają kwalifikowanych trenerów. LZS-y muszą się ucywilizować – podkreśla Padewski. – Robią wszystko ręcznie, to jest partyzantka. Nie ma ram prawnych. Proponowałem im kilka lat temu, aby skorzystali z naszych szkoleń i przeszli z wersji papierowych na elektroniczne. Nie skorzystali. Dziś są efekty.
Zbliża się koniec klasy C
Ale jeszcze gorsze wydaje się to, że LZS-y nie mają możliwości podźwignąć się z tych piłkarskich rozbiorów. Wyszkolenie młodych piłkarzy nie tylko kosztuje, ale i trwa. Przynajmniej sezon czy dwa. Można ich zastąpić, ale żeby zdobyć nowych, nawet niedoświadczonych, trzeba za nich zapłacić innym klubom.
W takiej sytuacji można powiedzieć, że DZPN likwiduje stopniowo jednym zarządzeniem najniższą klasę rozgrywek, czy, mówiąc inaczej, ostatnią ligę. Ale też jej historię i przyszłość.
– Założyłem sekcję LZS-u kilka lat temu, żeby pracować z najmłodszymi. Mam około 70 chłopców. Wygląda na to, że niepotrzebnie – mówi Arkadiusz Jasiński, prezes Iskry Pasikurowice, gdzie działa sekcja piłkarska LZS.
Obecnie pieniądze, które stracą LZS-y, to symboliczne sumy z perspektywy pierwszej ligi czy ekstraklasy. Tymczasem kilkaset czy tysiąc złotych odstępnego za piłkarza może pozwolić LZS-om na koszenie murawy, nowe stroje albo buty.
Przykładowo za piłkarza po 23. roku życia to 600 zł odstępnego. W przypadku LZS to duże pieniądze, które można wykorzystać na wiele potrzebnych rzeczy.
– Teraz uciekają do innych klubów, ośmiu zawodników odchodzi do wyższej klasy, nic za nich nie dostanę, a za nowych muszę zapłacić – opowiada prezes Jasiński – Tylko z czego?
– Jeśli wejdą w system, mają się szansę uratować – puentuje temat Padewski.
– Zawsze gramy swoimi wychowankami. Po kilku latach Iskra awansuje do okręgówki, a tam po roku, dwóch odchodzą z niej najlepsi wychowankowie do wyższych klas i zespół spada. Potem wszystko się powtarza, na wsi szkoli się kolejnych młodych piłkarzy, którzy po kilku latach znowu awansują. Tak historia zatacza koło – mówi Arkadiusz Jasiński.
Jeszcze kilka lat temu na Dolnym Śląsku było ponad sto klubów i sekcji LZS piłki nożnej, teraz zostało niespełna pięćdziesiąt. Przyszłoroczne rozgrywki wiszą na włosku, bo z klubów masowo odchodzą piłkarze z LZS-owskiej klasy C do wyższej klasy B, którą obejmuje już PZPN. Dlatego prawdopodobnie to ostatni rok, kiedy zagra najniższa LZS-owska klasa C.
Kluby LZS-u, najniższej klasy, ze wsi mają także wiele innych trudności.
– Mamy problemy prawne i finansowe, bo jesteśmy traktowani jak największe kluby, na przykład za każdego sędziego i rozegrany mecz, a w roku to 120 spotkań, trzeba odprowadzić PIT, wysłać go sędziemu, plus opłata za polecone listy – to dla klubu wiejskiego już poważne koszty – zaznacza Jasiński.
Na rok klub otrzymuje 40 tys. zł dotacji z gminy. To starcza na trochę, ale wiele i tak robią po cichu sponsorzy – ktoś zawiezie chłopców na mecze, ktoś upierze stroje, wcześniej ktoś je kupi.
- Piłkarze Iskry Pasikurowice dostarczają wielu emocji swoim kibicom, choć ich nagroda to zwykle tylko podziękowania
Nadzieja w ludziach
Utrzymać obecnie klub na wsi to niełatwe zadanie, choć w sobotnie czy niedzielne popołudnie to najważniejszy ośrodek kultury w gminie. Szansę dają jednak wariaci, jak Arkadiusz Jasiński, który niedawno zmienił pracę i zatrudnił się w piekarni, żeby pracować w nocy, a w dzień mieć więcej czasu dla ukochanego klubu.
Krajowe Zrzeszenie Ludowe Zespoły Sportowe jest związkiem stowarzyszeń kultury fizycznej zajmującym się sportem, rekreacją i turystyką na rzecz mieszkańców wsi i miast. Jeszcze w 2015 roku LZS-y skupiały ponad 246 tys. członków. A kluby zrzeszenia szkolą tysiące młodzieży w aż 58 dyscyplinach sportowych. LZS-y opierają się na tysiącach sportowych działaczy, ale także wolontariuszy.
- Arkadiusz Jasiński nie poddaje się i zapowiada, że będzie walczył o utrzymanie sekcji LZS-u w klubie
Artur Kowalczyk
Zdjęcia: Artur Kowalczyk