- Ile bunkrów występuje na terenie sołectwa?
- Jaką historię ma Dylów?
- Jak skutecznie rozruszać" swoją miejscowość?
Kamila zareklamowała swoją wieś na jednej z face-bookowych grup, kiedy znany specjalista od wiosek tematycznych zadał pytanie o to, jak ma się historia w miejscowościach członków grupy. Padło hasło: „Zapraszamy do Dylowa”, skorzystaliśmy więc z zaproszenia.
Niech się dużo dzieje
Dylów Szlachecki to mała wioska pod Pajęcznem. Dziś jest w Łódzkiem, była – w Częstochowskiem. Już nie Wielkopolska, ale też i nie Śląsk. Sołtyska mówi, że należą do Jury. A wieś pamięta i zabór pruski, i rosyjski. Ale zdaniem Kamili Krzak-Sojdy to nie obciążenie, a bogactwo. Trzeba tylko nauczyć się z niego czerpać.
– Pochodzę z Pajęczna, ale pamiętam, że jako dziecko zawsze przyjeżdżałam do bunkrów. Sprowadziłam się tu pięć lat temu i od samego początku marzyło mi się, żeby się nimi zająć w kontekście historycznym. Bo moją największą pasją jest historia – opowiada sołtyska.
- Ścieżka historyczna ma służyć mieszkańcom Dylowa jako motywacja do pogłębiania wiedzy o miejscu, w którym się mieszka. A le ma być też atrakcją dla turystów. Na zdjęciu: dylowianie podczas otwarcia ścieżki
Kamila została nią w lutym ubiegłego roku. Ale przyznaje, że już dawno miała plan na wieś. Brzmiał mniej więcej: „Ma się tu dziać”.
– Tu się nigdy nic nie działo. Mało tego – pokrzywdzeni jeszcze jesteśmy wysypiskiem śmieci. Nikt w nic nie inwestował. Tą wąską drogą przez wieś jeżdżą takie właśnie ciężarówki – mówi Kamila, wyciąga rękę do mijającego nas kierowcy w wywrotce i pokazuje kilka palców. – Czterdzieści, panowie, czterdzieści jedziemy!” – krzyczy wściekła do kierowcy zaklinającego się, że nie ma na liczniku więcej niż trzy dziesiątki.
–
Te ciężarówki to nasz koszmar. Mamy tu od wysypiska wszystko – od much po szczury. Wystąpiliśmy właśnie w programie „Alarm”, bo chcą nam wysypisko podnieść i powiększyć. A ta wieś ma żyć. Ma pokazać swój potencjał – opowiada.
Życie zaczęło się jakieś półtora roku temu. Kilkunastu mieszkankom zamarzyło się, żeby we wsi po latach znów zaczęło działać koło gospodyń. Już miały rejestrować organizację w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ale Kamila odwiodła koleżanki od pomysłu. Wiedziała, że do walki z właścicielem wysypiska będzie potrzebna formuła, która pozwoli występować jako strona w postępowaniu. A koło takich możliwości nie ma. Przekonała koleżanki i w kwietniu zeszłego roku założyli Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Dylów Szlachecki. To tzw. stowarzyszenie zwykłe. W statucie umieścili „ochronę środowiska”. Członkami nie są pojedyncze osoby, ale całe rodziny. Składka płacona jest od nazwiska. Kamila twierdzi, że to sprawia, że ludzie czują się bardziej odpowiedzialni. Ledwo się zawiązali, wystartowali po grant na ścieżkę historyczną.
– Zamarzyło się nam, żeby te nasze bunkry stały się atrakcją turystyczną. Tu wszyscy mieszkańcy wiedzą, skąd się wzięły. Że zbudowali je potężnym kosztem ich przodkowie, na rozkaz Niemców, którzy zbroili się przed nadciągającą Armią Czerwoną. Powstały wtedy linie obrony, tzw. B1 i B2, ciągnące się na długości kilkunastu kilometrów. Na terenie tylko naszego sołectwa jest siedem bunkrów – opowiada ze znawstwem Kamila.
- Kamila Krzak-Sojda, sołtyska Dylowa Szlacheckiego, historii zaprzedała duszę. Wierzy, że znajomość własnej historii rozwija, dlatego zaszczepia bakcyla najmłodszym mieszkańcom