Żniwa 2022: na ile ukraińskie zboże zaszkodzi polskim rolnikom? [RAPORT]
W przededniu żniw do Polski coraz intensywniej napływają zboża z Ukrainy. Od wybuchu wojny samej kukurydzy przyjechało o 52 tys. procent więcej niż rok temu. Teoretycznie miał być to tylko tranzyt. W praktyce ziarno wycieka na rynek. Na ile ukraińskie zboże może zdestabilizować ceny zbóż w naszym kraju? Co rząd powinien zrobić, by ograniczyć ten negatywny wpływ?
Żniwa za pasem, a tymczasem wjeżdżające do Polski ukraińskie ziarno coraz bardziej destabilizuje krajowy rynek zbożowy. Rolnicy, zwłaszcza z południowo-wschodniej Polski, mają coraz większe problemy ze sprzedażą swoich zbóż.
- Odkąd import zbóż z Ukrainy stał się bardziej intensywny, w naszym regionie ceny skupu poleciały w dół. Swoją kukurydzę sprzedałem ostatnio po 1180 zł/t. A jeszcze kilkanaście tygodni temu ceny były na poziomie 1350 zł. Ale teraz od Przemyśla po Chełm magazyny są wypełnione ukraińską kukurydzą i naszej nikt nie chce. Niestety, pomagamy Ukraińcom, a sami sobie szkodzimy – ocenia w rozmowie z nami rolnik z okolic Parczewa (woj. lubelskie).
Szmulewicz: firmy boją się skupować ziarno
Wwóz ukraińskiego zboża, przede wszystkim kukurydzy, rzeczywiście przyhamował handel ziarnem na krajowym ryku. Podmioty nie są już zainteresowane kupnem zboża, bo w portach tworzą się kolejki, a towar nie odpływa z naszego rynku w takim stopniu, w jakim powinien.
- Przedsiębiorcy boją się skupować ziarno, bo sytuacja jest niepewna i nie wiedzą, co będzie dalej. Dotyczy to nie tylko Polski wschodniej i południowo-wschodniej, gdzie nie ma dostępu do rynków eksportowych i gdzie wjeżdża ukraińskie ziarno, ale także pozostałych regionów kraju. Sam byłem świadkiem takiej sytuacji na Mazowszu – wyjaśnia nam Wiktor Szmulewicz, szef Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Od wybuchu wojny przywieziono do nas o 52 tys. proc. kukurydzy więcej
Na ile napływ zboża z Ukrainy uderzy w polskich rolników? Zanim odpowiemy na to pytanie, przyjrzymy się faktom. Ile ziarna z Ukrainy rzeczywiście wjechało do Polski od wybuchu wojny?
Zgodnie z danymi Krajowej Administracji Skarbowej od 24 lutego do 6 czerwca br. przywieziono do naszego kraju m.in. ok. 520 tys. ton kukurydzy z Ukrainy, 528 ton pszenicy, 1,8 tys. ton żyta, 2,6 tys. ton jęczmienia oraz ponad 19,6 tys. ton nasion rzepaku.
W analogicznym okresie roku 2021 przywieziono do Polski ok. 1 tys. ton kukurydzy, 1,4 tys. ton pszenicy, 1,5 tys. ton żyta, 2,7 tys. ton nasion rzepaku. Nie odnotowano natomiast przywozu jęczmienia.
To oznacza, że do Polski wjechało o 52 tysiące procent kukurydzy więcej niż rok temu!
Odnotowuje się także znaczący wzrost tranzytu zbóż przez Polskę z kierunku ukraińskiego. Z danych Krajowej Administracji Skarbowej wynika, że tranzytem od momentu rozpoczęcia wojny do 15 maja br. przejechało m.in. 421 tys. ton kukurydzy (wzrost tranzytu o 44,8 tys. procent w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego); 52,3 tys. ton soi (wzrost o 6,2 tys. proc.); 4,9 tys. ton słonecznika (wzrost o 2,5 tys. procent); 396 ton pszenicy (spadek o 68 proc.).
Te dane są więc mocno alarmujące. Samo ministerstwo rolnictwa przyznaje, że część zbóż z Ukrainy może pozostać na polskim rynku.
Dodatkowo warto zauważyć, że zmniejszył się eksport zbóż z Polski. W kończącym się właśnie sezonie za granicę wywieźliśmy aż o 22 proc. mniej ziarna niż w poprzednim sezonie. A sprzedaż samej pszenicy spadła o 40 proc.
Czy napływ zboża z Ukrainy uderzy w polskich rolników w żniwa?
Za ten mniejszy eksport po części odpowiada utrzymująca się przez ostatnie miesiące mniejsza podaż ziarna na krajowym rynku. Rolnicy, zachęceni skokami światowych notowań pszenicy z nowych zbiorów, wstrzymali się ze sprzedażą ziarna zebranego w ubiegłym roku. Efekt jest taki, że w ich magazynach są jeszcze spore zapasy zbóż.
- To rodzi bardzo niebezpieczną sytuację, bo przecież w tej chwili we wschodniej Polsce w magazynach mamy ziarno, które zostało przetransportowane, ale nie jest wywożone dalej i po prostu zalega. Tego ziarna jest bardzo dużo. A ponieważ jesteśmy w przededniu żniw, należałoby opróżnić magazyny. Tymczasem napływ z Ukrainy jest cały czas intensyfikowany, więc nie ma wątpliwości, że zboże będzie się rozlewać po Polsce i mocno destabilizować ceny. Niestety, może się okazać, że po żniwach ceny pszenicy w Polsce będą nawet o kilkadziesiąt euro niższe niż na świecie. Zawsze to powtarzałem - nawet najmniejsza partia zboża na granicy rzutuje na ceny skupu w Polsce. Dziś mamy tego bardzo wyraźny przykład – wyjaśnia nam Stanisław Kacperczyk, prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych. I dodaje, że w związku z importem z Ukrainy spodziewa się dużego rozwarstwienia cenowego pomiędzy północą i zachodem a południowo–wschodnią częścią kraju. Wyższe ceny będą tylko w polskich i niemieckich portach, bo kontrakty na tegoroczne zboże są wysoko wycenianie.
Podobnego zdania jest Monika Piątkowska, Prezes Izby Zbożowo-Paszowej, która ocenia, że polscy rolnicy mogą po żniwach mieć poważne problemy ze sprzedażą zboża i kukurydzy.
- Na razie z Ukrainy eksportowana jest kukurydza. Za jakiś czas zwiększy się wolumen dostaw pszenicy. Ta sytuacja niesie za sobą szanse i ryzyka. Jeśli zostawimy dużą ilość ukraińskiego ziarna na naszym rynku, to może to spowodować jego destabilizację. Ceny spadną i pojawią się poważne problemy ze sprzedażą krajowych zbóż – ocenia ekspertka.
Również Wiktor Szmulewicz jest zdania, że zasypywanie polskich magazynów ukraińską kukurydzą tuż przed żniwami doprowadzi do dużych obniżek.
- Ukraińska kukurydza jest bardzo groźna, bo zasypuje polskie magazyny. Za chwilę to samo będzie dotyczyć tamtejszej pszenicy, bo ją też będziemy wwozić do Polski. A wszystko to dzieje się tuż przed naszymi żniwami. Nie mam wątpliwości, że ukraińskie ziarno rozhuśta nasz rynek i pojawi się problem nie tylko cen, ale także tego, gdzie przechowywać polskie zboże, skoro w magazynach pełno importowanego - mówi Szmulewicz.
Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że w przemyśle przetwórczym magazyny są w dużej mierze zapełnione. Poza tym wiele wskazuje na to, że w tym sezonie wzrośnie ilość zboża na rynku.
- Z tych gospodarstw, które polikwidowały hodowlę zwierząt, zboża przetwarzane wcześniej na mięso będą wchodziły na rynek. I je też trzeba będzie zagospodarować – wyjaśnia Kacperczyk.
A trzeba jeszcze pamiętać, że polscy rolnicy zasiali w tym sezonie więcej kukurydzy i pszenicy.
Ceny rzepaku też mogą spaść
Kowalczyk: ceny zbóż w Polsce wzrosną w drugiej połowie roku
Jak na te alarmujące sygnały reaguje polski rząd? Niestety, chyba nie docenia wagi problemu. Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk pytany o destabilizację rynku zbóż po żniwach odpowiada, że wahania mogą być najwyżej kilkudniowe i że spodziewa się wzrostu cen zboża w drugiej połowie roku.
W wywiadzie udzielonym PAP 23 czerwca 2022 roku powiedział, że w długotrwałej perspektywie zboże na pewno nie będzie tanie. Ocenił, że w drugim półroczu wystąpi deficyt zbóż na rynku, co spowoduje, że ich cena jeszcze wzrośnie.
Świat nie ma pomysłu na wywiezienie zbóż z Ukrainy
A co na to UE? Brukselscy urzędnicy w dalszym ciągu nie mają pomysłu, jak odblokować eksport ukraińskiego zboża. Propozycje KE, by zwiększyć liczbę ciężarówek i wagonów kolejowych i w ten sposób ułatwić eksport przez porty w Polsce i Rumunii nadal pozostają niezrealizowane. Nie ma też sygnałów o tym, że Niemcy wywiązują się ze swoich obietnic o dostawie tirów do przewozu ziarna. Również deklaracje Węgier o budowie dwóch centrów logistycznych na terenie tego kraju pozostają na razie bez pokrycia.
- Niestety, ta obiecana pomoc na razie nie zafunkcjonowała. A przecież każda ciężarówka dodatkowo zwiększa szansę na wywiezienie zboża – ocenił Kacperczyk.
Wagony ze zbożem jadą przez Polskę nawet 7 dni
Mimo to, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk nadal podtrzymuje, że Polska jest w stanie wywieźć miesięcznie 1,5 mln ton zbóż z Ukrainy, chociaż przepustowość przewozu zbóż z Ukrainy przez polską granicę wynosi obecnie tylko 600 tys. ton (informacja z MRiRW z dn. 20.06.2022). Czynne jest jedynie pięć przejść granicznych: Medyka, Korczowa, Dorohusk, Hrubieszów, Hrebenne (miesiąc temu minister Kowalczyk zapowiadał, że w trybie pilnym uruchomione zostaną jeszcze trzy dodatkowe, ale widocznie to się nie udało). Tak czy siak, szanse szybkiego uruchomienia rezerw logistycznych do wywozu towarów z Ukrainy są niewielkie. Dziś tabór kolejowy ze zbożem jedzie nawet siedem dni przez Polskę, a na granicy wagony czekają na przeładunek aż kilka dni.
Analityk: grozi nam paraliż krajowego rynku zbóż
Ale gdyby udało się wwieźć do Polski te 1,5 mln ton na miesiąc, rozchwiałoby to jeszcze bardziej rynek zbóż w Polsce.
- Tak duży import z Ukrainy może doprowadzić do całkowitego paraliżu krajowego rynku zbóż. Według bilansu, miesięczny obrót krajowymi zbożami (zarówno do przetwórców, jak i na eksport) wynosi ok. 1,7 mln ton. Zwiększając import ukraińskich zbóż o 1,5 mln ton miesięczne, podwoimy podaż ziarna na rynku. Czy logistyka jest na to przygotowana? Czy mamy dwa razy więcej taboru kolejowego i samochodowego? Odpowiedź brzmi: NIE - zaznacza Mirosław Marciniak, analityk rynków zbożowych i oleistych z InfoGrain.
Poza brakiem odpowiedniej ilości wagonów, nie mamy też wystarczającej przepustowości w portach. Obecnie wynosi ona maksymalnie 750 tys. ton miesięcznie. A żeby zwiększyć potencjał przeładunkowy potrzeba i czasu i pieniędzy.
- Nawet niewielkie zwiększenie przeładunków ukraińskich zbóż przez polskie porty, ograniczy możliwości eksportu krajowych zbóż. A według mojego bilansu, w sezonie 2022/23 Polska będzie dysponować nadwyżką eksportową w wysokości 9 mln ton – ocenia Marciniak.
Bez odblokowania portów nie uda się wywieźć zbóż z Ukrainy
W tej sytuacji chyba dla wszystkich staje się jasne, że bez odblokowania portu m.in. w Odessie nie będzie możliwości wyeksportowania większości ukraińskich plonów. Ale czy to się uda? Raczej nie, skoro Putin postawił sobie za cel zagłodzenie świata. Jak wynika z najnowszych doniesień amarykańskiego wywiadu, rosyjska marynarka wojenna otrzymała rozkaz jeszcze mocniejszego zaminowania portów w Odessie i Oczakowie. Co prawda Turcja i Izrael oferują odminowywanie, ale deklaracja ta będzie bardzo trudna do wypełnienia. Podobnie trudno będzie zrealizować tranzyt zboża koleją z Ukrainy przez Białoruś do portów na Litwie i Łotwie, które mają taki sam rozstaw torów. To wymagałoby złagodzenia sankcji wobec reżimu Łukaszenki, a na to UE się nie zgodzi.
Silosy nie rozwiążą sprawy. Zboże ma być wywożone, a nie magazynowane na granicy
- Nikt nie wierzy w szczelność tego systemu. Zza biurka może się to wydawać realne, ale w rzeczywistości napływ taniego ziarna do Polski będzie ogromny. Rolnicy z Tomaszowa Lubelskiego, z którymi rozmawiałem niedawno, są pełni obawy o te silosy – wyjaśnia Kacperczyk..
Również zdaniem Moniki Piątkowskiej budowa silosów na polskiej granicy i wypełnienie ich ziarnem zakłóci sytuację popytowo-podażową na krajowym rynku zbożowym.
- Jeśli zapełnimy silosy kilkoma milionami ton kukurydzy to efekt rynkowy będzie natychmiastowy. W obecnej sytuacji nie chodzi o to, żeby przechowywać zboże, tylko żeby je przeładować i wywieźć do innych, potrzebujących krajów. Dzięki temu zapobiegniemy światowemu kryzysowi żywnościowemu i zminimalizujemy ryzyko negatywnych skutków dla krajowego rynku – wyjaśnia ekspertka.
Jak ograniczyć spadek cen zbóż po żniwach i szybciej wywieźć ukraińskie ziarno z Polski?
- Tak, właśnie o takie rozwiązanie postulujemy. Chcemy, aby były tworzone korytarze solidarnościowe bezpośrednio do krajów, które to zboże chcą kupić lub je przyjąć i wyeksportować dalej. A więc z granicy ziarno powinno jechać bezpośrednio do Hiszpanii, Portugalii i do innych krajów – ocenia Kacperczyk. I dodaje, że zabiega o pomoc w tej sprawie nie tylko na szczeblu krajowym, ale i międzynarodowym.
Podobne rozwiązanie proponuje też samorząd rolniczy.
- Ziarno z Ukrainy trzeba wywieźć. To nie ulega wątpliwości. Ale trzeba to zrobić z głową. Przede wszystkim należy wprowadzić wzmożone kontrole. Musimy dokładnie wiedzieć, gdzie jedzie dana partia zboża i sprawdzić, czy na pewno odbiorca w innym kraju na nie czeka. Jeżeli zaś nie ma żadnego odbiorcy, takie ziarno nie powinno być wpuszczane. Poza tym pierwszeństwo w portach powinno mieć polskie zboże. Nie może być takiej sytuacji, że wysyłamy w świat ziarno z Ukrainy, a nasze krajowe czeka w długiej kolekcje. Poza tym właścicielami ziarna z Ukrainy są często koncerny zachodnie lub oligarchowie. Pomoc dla tych producentów nie może odbywać się kosztem polskich rolników – ocenił Szmulewicz.
Z kolei Piątkowska wskazuje na trzy newralgiczne obszary, od których zależy szybki wywóz ukraińskiego ziarna z Polski.
- Rola Polski w tym procesie może i powinna być ogromna. Powinniśmy być krajem tranzytowym, przez który zboże tylko przejeżdża i jest reeksportowane do innych krajów w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie. Istotne z tego punktu widzenia są trzy obszary, które musimy jak najszybciej usprawnić, by wywieźć zboże z Polski. Pierwszym jest zatamowane przejście graniczne Polska-Ukraina. Mimo, że służby weterynaryjne pracują 24 godziny na dobę, cały czas problematyczna jest infrastruktura, co prowadzi do zatorów na granicy. Drugim problemem jest czas przejazdu zboża przez Polskę. Obecnie tabor kolejowy od granicy ukraińskiej do portu jedzie nawet 7 dni. Trzecim wyzwaniem jest zwiększenie wydolności portów. Obecnie wynosi ono 600-700 tys. ton na miesiąc. Musimy te obszary jak najszybciej usprawnić, by nie robić problemu sobie i rolnikowi – wyjaśnia Piątkowska.
Problem destabilizacji rynku zbóż w Polsce zostanie omówiony podczas zbliżających się szczytów UE i G7. Norbert Lins, przewodniczący komisji rolnictwa Parlamentu Europejskiego zaalarmował 24 czerwca komisarza Janusza Wojciechowskiego, że KE i państwa członkowskie powinny „zapewnić, że ukraińska pszenica jest eksportowana tylko tranzytem przez UE do miejsca docelowego w krajach trzecich lub, jeśli zajdzie taka potrzeba, w Unii”.
Kamila Szałaj, fot. envato.com
Kamila Szałaj
dziennikarka strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor w zespole PWR Online, odpowiedzialna głównie za stronę www.tygodnik-rolniczy.pl
Najważniejsze tematy