- Dlaczego hodowcy zdecydowali się na inwestowanie w gospodarstwo
- Na jakie roboty postawiono w nowoczesnej oborze
- Co miało wpływ na znaczne pogorszenie wyników rozrodu podczas rozbudowy obory
Zbyt dużo pracy w starej oborze uwięziowej
Kiedy w ubiegłym miesiącu odwiedziliśmy gospodarstwo państwa Nitkiewiczów w Wiźnie, wykończony praktycznie obiekt stał jeszcze pusty. Hodowcy zaplanowali, że w pierwszej kolejności wprowadzą do niego jałówki, które nie mieściły się już w użytkowanych dotychczas jałownikach.
Małgorzata i Wiesław Nitkiewiczowie utrzymują stado bydła liczące 100 sztuk, w tym 48 krów mlecznych. Dotychczas produkcja mleka odbywała się w mocno już wysłużonej oborze uwięziowej.
– W takich warunkach codzienna obsługa blisko 50 wysokowydajnych krów wymagała od nas dużo czasu i sił, a syn Rafał, który spełnia się w pracy z bydłem, stał się dodatkowym argumentem za inwestowaniem – opowiadał Wiesław Nitkiewicz, oprowadzając nas po nowej oborze.
Nowoczesna obora 3 różnymi robotami
Budynek o powierzchni blisko 1200 m2 przeznaczony jest dla 65 krów dojnych oraz 30 sztuk młodzieży. Liczebność pogłowia zdeterminowana została przez – wybrany przez hodowców – system doju, który stanowić będzie robot udojowy. Aby maksymalnie ograniczyć pracę fizyczną, w oborze zaplanowano jeszcze dwa inne roboty, a mianowicie: do czyszczenia posadzki szczelinowej oraz do podgarniania paszy na stole paszowym. We wszystkie te urządzenia obiekt wyposaży firma Lely.
– Złożyliśmy obecnie wniosek do ARiMR na wyposażenie obory i czekamy już tylko na jego weryfikację i zakup urządzeń. Jedno jest pewne, zgodnie z agencyjną umową do maja br. musimy mieć w oborze 60 sztuk w wieku 24 miesięcy i dlatego będziemy musieli zakupić nieco jałowic i będzie to – jak przyznał hodowca – pierwszy od około 15 lat zakup zwierząt z zewnątrz.
Nitkiewiczowie zdecydowali się na oborę z posadzką szczelinową, pod którą znajdują się kanały gnojowe o głębokości 2,5 m, o łącznej pojemności 1 mln 300 tys. litrów.
– W obliczu coraz bardziej zaostrzających się przepisów chcieliśmy nieco głębsze kanały, by możliwe było wydłużenie okresu przechowywania gnojowic. Szacujemy – mówił hodowca – że bez problemów będziemy mogli przechowywać odchody przez okres 6 miesięcy.
- W takich warunkach utrzymują obecnie stado mleczne państwo Nitkiewiczowie. Nie dziwi zatem, że hodowcy tak bardzo nie mogli doczekać się zasiedlenia nowego budynku
- Nowy obiekt o wymiarach 42 x 26 m pomieści 65 krów dojnych i ok. 30 sztuk młodzieży
Stado objęte jest oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność kształtuje się na poziomie 10 tys. kg mleka.
– I właśnie inwestowanie w robotyzację doju ma również na celu zwiększenie wydajności naszych krów – podkreślił Wiesław Nitkiewicz. – Dziś, gdy wchodzimy do obory, widzimy, jak wiele krów puszcza mleko. W robocie problem ten z pewnością nie będzie istniał.
Ogromną pomocą i wiedzą służy rodzicom syn Rafał – magister zootechniki, który – o czym szybko przekonaliśmy się podczas rozmowy – jest prawdziwym pasjonatem hodowli bydła mlecznego. Młody hodowca pochwalił nam się niedawno ukończonym kursem inseminacyjnym, organizowanym przez SHiUZ w Bydgoszczy.
– Poprawa parametrów rozrodu, ale również bezpieczeństwo zdrowotne zwierząt związane z bioasekuracją, to główne argumenty przemawiające za samodzielną inseminacją zwierząt. W nowej oborze pracować będzie także system wykrywania rui, który zmieni dotychczasową rutynę zacielania zwierząt, a więc tym większego znaczenia nabiera inseminator na miejscu – mówił Rafał Nitkiewicz.
- Wiesław Nitkiewicz wspólnie z żoną Małgorzatą i synem Rafałem (na zdjęciu) prowadzi gospodarstwo mleczne w miejscowości Wizna, w powiecie łomżyńskim, gdzie uprawia (łącznie z dzierżawami) około 60 ha ziemi. W tym sezonie pod kukurydzę planowane jest 16 ha, 6 ha zajmują uprawy zbożowe, a pozostałe grunty stanowią użytki zielone. Hodowcy są dostawcami Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Piątnicy, do której w ubiegłym roku sprzedali 360 tys. litrów surowca.
Brak tłuszczu chronionego w dawce znacząco pogorszył wskaźniki rozrodu
W oborze tuż za robotem zaprojektowano specjalną izolatkę, do której – przez trójdrożną bramkę – kierowane będą sztuki zidentyfikowane jako te w rui.
– Mam nadzieję, że dzięki temu poprawią się wskaźniki rozrodu – stwierdził młody hodowca.
–
O tym, że niczego w tej dziedzinie nie można zaniedbać, przekonaliśmy się ubiegłego lata, kiedy to z dawki wycofaliśmy tłuszcz chroniony, wyłącznie ze względu na trwające prace budowalne i brak czasu na zadawanie dodatku z ręki. Rozród niemal natychmiast się pogorszył i szybko wróciliśmy do wcześniejszej dawki, która zakłada 0,5 kg tłuszczu chronionego na sztukę, do 100 dnia laktacji. Koszt preparatu to około 3 zł na krowę, jednak zwraca się on z nawiązką – tłumaczył Rafał Nitkiewicz.
Planując robotyzację doju, państwo Nitkiewiczowie odpowiednio wcześniej zaczęli się do niego przygotowywać, dobierając do rozrodu buhaje, przekazujące swoim córkom najważniejsze – przy doju automatycznym – cechy, czyli: mocne nogi i dobre zawieszenie wymienia. Jak podkreślił Rafał Nitkiewicz, takie można znaleźć w ofercie.
Beata Dąbrowska
Zdjęcia: Beata Dąbrowska