r e k l a m a
Partnerzy portalu
Strona główna>Polskie mleko>Rolnicy stracili oborę i 150 krów. Pomoc obiecał minister Puda. Na obietnicy się skończy?
Rolnicy stracili oborę i 150 krów. Pomoc obiecał minister Puda. Na obietnicy się skończy?
09.01.2022autor: Tomasz Ślęzak
Do niewyobrażalnej tragedii doszło w miejscowości Bartniki w gminie Kiwity. Dostawcy SM Spomlek utracili większość swojego hodowlanego dorobku. Pod koniec września ub.r. spaliła się oddana do użytku w 2016 r. obora, w której znajdowało się 150 sztuk bydła. Zwierzęta zginęły. Przeżyła tylko jedna krowa mleczna.
Rolnicy tracą nadzieję na jakąkolwiek pomoc, którą obiecał minister Grzegorz Puda
Właściciele kilka godzin po pożarze zapowiadali, że się nie poddadzą i oborę odbudują. Otrzymują wsparcie i pomoc ze strony wielu osób i instytucji. Prace budowlane postępują, jednak hodowcy bardzo obawiają się, że procedury i formalności bankowe mogą pozbawić ich środków na sfinansowanie odbudowy. Hodowcy tracą też nadzieję na otrzymanie pomocy z ministerstwa rolnictwa, którą obiecał Grzegorz Puda.
r e k l a m a
Obora zostanie odbudowana
Leokadia i Jan Kawalirowie gospodarstwo prowadzą wraz z synami. „Tygodnik Poradnik Rolniczy” był pierwszą redakcją, która przybyła na miejsce tragedii. Już wtedy zapowiadali, że obora zostanie odbudowana. Obecnie trwa montaż nowego stalowego szkieletu.
– Nie zawiedli sąsiedzi i przyjaciele naszych synów. Co tylko się dało robiliśmy własnymi siłami. Z szacunkiem traktujemy każdą złotówkę i co tylko możemy wydajemy na opłacenie faktur za materiały budowlane. Gdzie tylko mogliśmy stosowaliśmy rozwiązania gospodarcze. Pierwsze dni po pożarze były dla nas niezwykle trudne. Byliśmy pod ogromnym obciążeniem psychicznym. To był dramat. Ja sam poszedłem na miejsce pożaru dopiero, kiedy zostały wywiezione zwłoki spalonych zwierząt. Wykonaliśmy dużo pracy związanej z uprzątnięciem i demontażem spalonej obory. Nie udałoby się to, gdyby nie pomoc przyjaciół naszych synów. Dziękuję Tomkowi, Zdziśkowi, Januszowi, Marcinowi, Pawłowi i Adasiowi – wymienia Jan Kawalir.
Przyczyna pożaru obory nie jest znana
Nie są znane jeszcze przyczyny tragedii. Ze wstępnych ustaleń wynika, że zostały popełnione błędy przy wykonywaniu obory. Rolnicy dzięki udzielonej pomocy oraz zgromadzonym własnym środkom wydali już na odbudowę obory około 150 tys. zł netto. Kolejne płatności czekają ich już niebawem. Szacują, że będzie to następne 180 tys. zł. Zostały także wpłacone zaliczki związane z zakupem nowej hali udojowej, materacy legowiskowych, wentylatorów oraz dokonana została płatność częściowa za prace budowlane związane z montażem konstrukcji stalowej budynku.
- Tak wyglądała obora kilka godzin po ugaszeniu pożaru
Poszkodowanych hodowców wsparła spółdzielnia SM Spomlek oraz wójt gminy i inni hodowcy
Rozpoczęcie odbudowy i postęp prac nie byłby możliwy bez ogromnej pomocy i wsparcia, jakiego udzielono gospodarstwu. O swoich dostawcach nie zapomniała SM Spomlek, oferując pokaźną pomoc m.in. w postaci środków z Funduszu Stabilizacji i Rozwoju Spółdzielni. Hodowcom obiecano też udzielenie nieoprocentowanego kredytu na zakup krów mlecznych na kwotę zgromadzoną w spółdzielni.
Poszkodowani doceniają także wsparcie udzielone przez wójta gminy Kiwity. W Bartnikach formalnie prowadzone są dwa gospodarstwa. Drugie zarejestrowane jest na jednego z synów hodowcy. Krowy były utrzymywane wspólnie w jednej oborze. Wójt przyznał więc po 6 tys. zł jednorazowej pomocy z tytułu usuwania skutków klęski żywiołowej. Wsparcia udzielił także Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, wojewoda i marszałek województwa. Z pomocą ruszyli również hodowcy i dostawcy SM Spomlek z innych rejonów kraju.
– Ludzie dzwonią i pytają, kiedy mogą zwierzęta przywozić. Niektórzy mają jałówki na wycieleniu i chcą je nam przekazać. Nam w pożarze spłonęło 30 zacielonych jałówek, jednak w starym budynku pozostało kilkanaście innych. Hodowcy chcą przekazywać jałówki i krowy, tylko że my nie mamy obory, a prace nie mogą być przyśpieszone przez żmudne i przewlekłe postępowanie bankowe. Ludzie są dobrzy, chcą pomagać, niestety procedury bankowe są okrutne – mówi Leokadia Kawalir.
Plan zgromadzenia zwierząt, po tym jak oborę uda się odbudować został dokładnie opracowany. Hodowcy podpisali umowę z jednym z gospodarstw, które likwiduje hodowlę bydła mlecznego. W ten sposób pozyskanych będzie 30 krów mlecznych. Jeśli obory nie uda się ukończyć, wtedy zwierzęta „poczekają” w budynku ich byłego właściciela, a mleko będzie dostarczane do SM Spomlek. Rolnicy – mimo pożaru – przygotowali pełną bazę paszową. Przygotowano kiszonkę z kukurydzy z areału 33 ha i jest to o 11 ha więcej niż rok wcześniej. Jest także spora ilość sianokiszonki.
- Obora jest odbudowywana. O pożarze przypominają już jedynie szczątki spalonej ładowarki teleskopowej
Sprawnie poszła realizacja procedur administracyjnych. Starostwo Powiatowe w Lidzbarku Warmińskim wymagało jedynie złożenia zgłoszenia o robotach budowlanych. Obora jest remontowana, a prace polegają między innymi na wymianie „części elementów konstrukcji stalowej, obudowy ścian, pokrycia dachowego (…), drzwi i kurtyn bocznych, a także remont posadzek, instalacji elektrycznej i wodociągowej”. Firma budowlana zobowiązała się bardzo szybko zakończyć wykonanie konstrukcji stalowej.
Warunki nie do spełnienia
Niestety rolnik nie ma pewności zapewnienia całkowitych środków na sfinansowanie odbudowy obiektu. Towarzystwo ubezpieczeniowe przelało całość odszkodowania za spaloną oborę na konto banku, który udzielił kredytu na budowę. Hodowcy starają się, by bank udostępnił te środki, dzięki którym odbudowa mogłaby zostać sfinansowana. Kredyt nie uległby więc wcześniejszej spłacie, nadal by obowiązywał, a rolnicy dalej regulowaliby wcześniej ustalone raty.
Oddział z Braniewa znanego i dużego banku działającego także w branży rolnej wymaga między innymi przedstawienia „zestawienia rzeczowo-finansowo-czasowego odbudowy obory”, podpisanego przez osoby z upoważnieniami budowlanymi. Bank argumentuje, że chodzi o podanie etapów odbudowy wraz z terminami ich zakończenia oraz wielkościami kwotowymi. Dodaje też, że „zestawienie musi być realne, a także uwzględniać ewentualną zmianę warunków pogodowych” oraz że nie będzie można zmieniać raz ustalonych etapów realizacji odbudowy. Bank twierdzi, że czynności te będą miały wpływ na realny powrót do skali działalności sprzed pożaru. To nie wszystko, ponieważ bank pyta rolnika czy będą zawierane umowy na realizację innych czynności w oborze, bo wcześniejsze założenia (prawdopodobnie chodzi o zestawienie) mają według banku dotyczyć konstrukcji stalowej. Dlatego też pyta, co z „zabudową ścian, elektryką, instalacją wodną i kanalizacyjną”. Bank także domaga się przedstawienia remontu stada na koniec 2021 r. oraz na połowę 2022 r., a także ubezpieczenia obowiązującego w trakcie budowy.
– Te warunki są dla mnie nie do spełnienia. Pytałem biura sprzedające ubezpieczenia w całym Lidzbarku. Żadne nie miało polisy ubezpieczenia obory w trakcie odbudowy. Nie mogę przedstawić remontu stada na koniec 2021 r., ponieważ większość krów mi spłonęła w pożarze. Nie wiem też, jaki będzie stan stada na połowę 2022 r. Gdyby były środki bankowe uruchomione, to już w styczniu mógłbym rozpocząć zasiedlanie budynku. Dzięki pomocy spółdzielni i innych hodowców jest możliwość odbudowy stada do stanu sprzed pożaru. Muszę mieć jednak budynek, a bez środków bankowych odbudowa nie będzie możliwa. Bank wymaga ode mnie przedstawienia harmonogramu prac, ale ja już dawno to zrobiłem. Została podpisana umowa z firmą, która określiła terminy oraz etapy realizacji. Postawi nie tylko konstrukcję stalową, ale też dach, ściany i drzwi. Kłopotliwe jest także przedstawienie umowy na wykonanie kanalizacji i instalacji wodnej w oborze. Mamy ją na rusztach więc to jasne, gdzie trafiają ścieki. Chcemy jak najwięcej czynności wykonywać samodzielnie, bo to najtańsze rozwiązanie. Moi synowi sami potrafią rozprowadzić rury do wody i przykręcić poidła – żali się Jan Kawalir.
Odbudowa obory, w której pod koniec września zginęło 150 szt. bydła
Czy minister Puda wywiąże się z obietnicy?
Bank zapytał także o krowy obiecane przez ministra Grzegorza Pudę. Ten poruszony rozmiarem tragedii publicznie zadeklarował pomoc i przekazanie krów z rolniczych spółek należących do Skarbu Państwa. Kłopot jednak w tym, że w październiku minister został odwołany.
– Z ministerstwa dzwoniła miła pani Ania. Najpierw mówiła, że dostanę 40 krów. Powiedziałem, że będę ministra całować po rękach za taką pomoc. Potem zadzwoniła i usłyszałem, że dostanę 20 szt. Poinformowałem, że też będę go całował. Za trzecim razem, kiedy zadzwoniła powiedziała tylko, że odchodzi z ministerstwa razem z ministrem – wspomina Jan Kawalir.
Tragedia, której hodowcy nigdy nie zapomną
Rodzina hodowców do końca życia nie zapomni jesiennego wieczoru. Był 21 września po godz. 21. Synowie Jakub i Maciej wrócili do domu po ciężkim dniu pracy. Ostatnie czynności przy zwierzętach wykonują późnym wieczorem. Gospodarstwo położone jest na uboczu niemalże w środku lasu, a obora kilkaset metrów od budynku mieszkalnego. Hodowcy do końca życia nie zapomną straszliwego ryku ginących od ognia w środku zwierząt. Niewyobrażalnie cierpiąc płonie 150 szt. bydła. Wysokoprodukcyjnych krów mlecznych w pełnej laktacji, jałówek oraz cieląt. Nie do zniesienia jest bezsilność. Ogień szybko się rozprzestrzenił i uniemożliwił podjęcie jakichkolwiek samodzielnych czynności. Straż pożarna przyjechała po kilku minutach od zgłoszenia. Kiedy strażakom udało się otworzyć drzwi zamykane na klucz, w środku żywe były już tylko dwie krowy. Jedna miała poważne obrażenia. Przybyły na miejsce lekarz weterynarii podał jej środki znieczulające. Kilka godzin później zdycha. Uratowana krowa mimo znacznych poparzeń pleców dwa dni po pożarze się ocieliła. Urodziła jałóweczkę. Hodowcy jeżdżą do sklepu kupują mleko. Robią wszystko, aby cielę przeżyło. Niestety nie udało się go uratować.
- Leokadia i Jan Kawalirowie
– Spłonęła obora oraz ładowarka. To tylko rzeczy, można odbudować, kupić nową maszynę. Nikt, kto tego nie doświadczył nas nie zrozumie. Dla nas bydło było czymś więcej niż tylko produkcyjnymi zwierzętami. Pielęgnowaliśmy te krowy i jałówki od ich narodzin. Każda sztuka miała imię: Eiffla, Kucyk, Biały Łeb, Mały i Duży Miś. Wspólnie całą rodziną troszczyliśmy się o krowy. Pomagała młodsza córka, która studiuje w Olsztynie. To był wrzesień, więc była jeszcze w domu i opiekowała się cielętami: wśród nich była Tołpa, Stasiu, jakiś Witek i Zbyszek – wymienia nie kryjąc łez smutku i wzruszenia Jan Kawalir.
Tomasz Ślęzak
Zdjęcia: Tomasz Ślęzak
Zdjęcia: Tomasz Ślęzak
Tomasz Ślęzak
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Torunia
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Torunia
Masz pytania?
Zadaj pytanie redakcjir e k l a m a
r e k l a m a
Najważniejsze tematy
r e k l a m a