Z artykułu dowiesz się
- Jak rolnicy zaczęli swoją przygodę produkcją prosiąt?
- Co jest kluczem do skutecznej bioasekuracji chlewni?
- Jak wygląda cykl produkcyjny u hodowców spod Ostródy?
Z artykułu dowiesz się
Bohaterowie naszego reportażu produkcją trzody chlewnej zajmują się „od zawsze”. Od 15 lat odbywa się ona w ramach współpracy z firmą Agri Plus. Przygoda z trzodą chlewną zaczęła się od jednej chlewni otrzymanej od rodziców pana Tomasza. Mieściła 1050 prosiąt. Później rolnicy dobudowali cztery kolejne budynki. Przez bardzo długi okres do ich gospodarstwa przyjeżdżały prosięta tuż po odsadzeniu, które były odchowywane do masy ciała 30 kg, a następnie trafiały do gospodarstw zajmujących się tuczem. W chlewniach było wówczas miejsce na 6 tys. prosiąt.
– Wiele lat temu, jeszcze w gospodarstwie rodziców, mieliśmy lochy i zawsze chciałam do nich wrócić. W ubiegłym roku podjęliśmy decyzję, że zmodernizujemy chlewnie i zajmiemy się produkcją prosiąt. Prace w budynkach rozpoczęły się w styczniu tego roku, a pierwsze loszki zasiedliły obiekty w marcu – opowiada Katarzyna Paw.
Przerobienie chlewni pod kątem utrzymania loch było okazją do poprawy zarządzania produkcją i jeszcze lepszej bioasekuracji gospodarstwa. Dzięki niej udało się połączyć wszystkie budynki korytarzem, aby nie było konieczności wychodzenia na zewnątrz przy przechodzeniu do poszczególnych sektorów. Budynek do aklimatyzacji loszek jest wyodrębniony. Ma osobne wejście – po obsłudze loszek wychodzi się z niego na zewnątrz chlewni.
– Mamy część socjalną z szatnią i łazienką, ale postanowiłam zakupić jeszcze dodatkowo kontener sanitarny, który stanie na początku chlewni i będzie z niego przejście bezpośrednio do budynków. Powstają w nim właśnie dwa prysznice i szatnia. To będzie taki profesjonalny podział na strefy czystą oraz brudną i nikt nie będzie mógł pominąć tych czynności przed wejściem do pomieszczeń, w których utrzymywane są zwierzęta. Wszystkie ubrania są prane na terenie chlewni i pozostają w budynkach. Pracownicy nie mogą też wnosić własnego jedzenia, dotyczy to zwłaszcza produktów mięsnych. Sami zaopatrujemy lodówkę fermową – twierdzi pani Katarzyna.
Ma to znaczenie, gdyż rolnicy funkcjonują w strefie czerwonej ASF, a ogniska choroby w stadach świń były już kilkukrotnie stwierdzane na tych terenach. Ostatnie w czerwcu bieżącego roku w odległości zaledwie kilkunastu kilometrów od Samina. W ubiegłym roku stado znalazło się nawet w strefie zapowietrzonej, czyli w promieniu 10 km po stwierdzeniu ogniska ASF. Gospodarstwo jest ogrodzone płotem z betonową podmurówką, a ponieważ samochody muszą wjechać na jego teren, by dostarczyć paszę do silosów lub odebrać prosięta, przy bramach znajdują się niecki dezynfekcyjne.
– Większość mniejszych stad w okolicy zostało zamkniętych z powodu nieopłacalności produkcji i zwiększonych wymogów bioasekuracji. W naszej miejscowości jedynie my utrzymujemy trzodę chlewną, więc zagrożeń jest mniej niż jeszcze kilka lat temu. Dziki na polach także pojawiają się rzadko, sąsiedzi już nie skarżą się tak na szkody w uprawach kukurydzy. Ryzyko spada, ale mamy świadomość, że wystarczy jedno ognisko, abyśmy wpadli w kłopoty ze sprzedażą i przemieszczaniem prosiąt – ubolewa Tomasz Paw.
W chlewniach z systemem utrzymania bezściołowego zamontowano paszociągi z automatycznym zadawaniem paszy dla wszystkich zwierząt. Większość wyposażenia dostarczyła firma Terraexim Agroimpex, a na modernizację gospodarze zaciągnęli kredyt.
– Gdyby nie umowa i pewność zbytu, nie zaryzykowalibyśmy takiej inwestycji. Balibyśmy się, że bez doradców sobie nie poradzimy. W razie jakichkolwiek pytań lub wątpliwości wiemy, że możemy zadzwonić do specjalistów, mamy zapewnionego doświadczonego lekarza weterynarii. Wiadomo przecież, że produkcja prosiąt jest dużo trudniejsza niż sam tucz i łatwiej o błędy, które później dużo kosztują – twierdzą gospodarze.
Chlewnia została zasiedlona lochami hybrydowymi danbred, które dostarczyła firma Agri Plus. W gospodarstwie jest ponad 600 macior. Loszki do remontu stada także będą dostarczane z zewnątrz i przygotowany jest dla nich osobny budynek do kwarantanny i aklimatyzacji. Gospodarze nie są jeszcze w stanie określić, na jakim poziomie będzie roczny remont stada, gdyż wszystko zależy od kondycji macior i uzyskiwanych przez nie wyników rozrodu.
We wrześniu odbyły się pierwsze wyproszenia i jak na loszki gospodarze są bardzo zadowoleni z wyników. Średnio maciory urodziły w miocie 16,8 żywego prosięcia, a odchowali ponad 15 sztuk.
– Maciory rodzą dużo prosiąt, oby tylko sutków do wykarmienia wystarczyło. Na razie nie stosujemy mamek i rutynowego meblowania miotów. Wolelibyśmy tego nie robić. Przenosimy prosięta jedynie w sytuacji, gdy w jednym miocie jest ich wyjątkowo dużo, a w innym urodzi się poniżej 10 sztuk – tłumaczy gospodarz.
Rolnicy zdecydowali się na 5-tygodniowy cykl produkcyjny, który ułatwia grupowanie różnych czynności i zabiegów na konkretne dni tygodnia, co ma znaczenie przy tak dużym stadzie loch. W dzisiejszych czasach niełatwo jest bowiem znaleźć wykwalifikowanych i zaufanych pracowników. Gospodarzom udało się zatrudnić dwie osoby do pracy w chlewni, ale bardzo dużo zajęć wykonują też sami z pomocą dwóch córek, które, co prawda, ukończyły prawo na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, ale bardzo chętnie angażują się w pracę przy zwierzętach.
Maciory podzielone są na 4 grupy liczące po 140 sztuk, gdyż w chlewni są 3 komory porodowe: dwie na 45 stanowisk i jedna z 50 kojcami porodowymi. W sektorze krycia jest dokładnie 199 kojców pojedynczych, w których samice są blokowane na czas inseminacji oraz do 30 dni po niej. Zabieg inseminacji jest przeprowadzany dwukrotnie w odstępie 24-godzinnym, a do wyszukiwania rui u samic w sektorze rozrodu wykorzystywane są cztery knury szukarki. Większość loch wchodzi w ruję pomiędzy 4. a 7. dniem po odsadzeniu prosiąt.
Lochy w porodówkach karmione są automatycznie z możliwością indywidualnego dozowania dawki, zależnie od okresu laktacji. Pobierają minimum 7 kg paszy dziennie w okresie karmienia prosiąt. Dozowniki pasz dla każdego kojca wykorzystano również w sektorze krycia, gdzie na sztukę przewidziane jest 2–2,5 kg mieszanki. W kojcach grupowych dla loch prośnych natomiast pasza wysypywana jest na maty pod dozownikami, z których bezpośrednio mogą ją pobierać. Mają więcej swobody, a koryta i stanowiska żywieniowe nie zajmują miejsca w kojcu. Grupy stanowią tu po około 20 samic. Około tygodnia przed wyproszeniem lochy trafiają do porodówek. Rolnicy starają się nadzorować porody przez całą dobę, wymieniając się dyżurami.
– Zdarzają się problematyczne porody i bez interwencji mogłoby dojść do uduszenia prosiąt. Nie jest to częsta sytuacja, ale jesteśmy spokojniejsi, kiedy przebywamy wówczas w chlewni. W okresie wyproszeń bardzo pomagają nam córki, które lubią pracę przy zwierzętach – podkreśla Katarzyna Paw.
W porodówkach nad gniazdami legowiskowymi dla prosiąt umieszczono daszki, a w podłodze elektryczne maty grzewcze. Prosięta po odsadzeniu w 4. tygodniu życia trafiają na odchowalnię, którą tworzą 64 kojce po 30–40 stanowisk każdy. W odchowalni również w każdym kojcu wydzielono zadaszoną część legowiskową, w której w podłodze znajdują się dwie maty grzewcze. Oprócz zamontowanych na stałe automatów skrzynkowych do zadawania paszy do kojców wstawiane są dodatkowe karmidła, które zachęcają małe prosięta do pobrania karmy. Zwłaszcza słabsze sztuki na tym korzystają, gdyż mają swobodny dostęp do koryta. W wodzie pitnej przez tydzień po odsadzeniu podawany jest natomiast kwas mrówkowy dla zapobiegania problemom biegunkowym. Ma to znaczenie po wycofaniu leczniczego tlenku cynku z pasz, gdyż rolnicy nie chcą w to miejsce wprowadzać leków.
We wszystkich pomieszczeniach funkcjonuje system wentylacji wymuszonej z wlotami powietrza w ścianach budynku i z kominami wentylacyjnymi w dachu. Gnojowica zgromadzona pod rusztami jest przepompowywana do zewnętrznego zbiornika, który jest nową inwestycją, bardzo ważną dla gospodarzy ze względów bioasekuracyjnych. Napełnianie beczkowozu odbywa się bowiem poza ogrodzeniem fermy.
Do magazynowania pasz służy 7 silosów o różnej pojemności od 5 do 18 ton. Dla wszystkich grup dostarczane są gotowe mieszanki w formie granulatu. Jedynie prosięta przy maciorze od 7. dnia po porodzie otrzymują sypki prestarter. Po tygodniu gospodarze zaczynają podawać ten sam rodzaj paszy o identycznym składzie, ale już w postaci granulowanej, która ich zdaniem jest chętniej pobierana przez oseski. Jest to pasza stosowana aż do 2 tygodni po odsadzeniu, kiedy prosięta przechodzą na ostatni rodzaj startera. Sprzedawane są, gdy osiągną około 16 kg masy ciała, czyli w 9.–10. tygodniu życia. Jesienią z chlewni wyjechały dwie partie prosiąt, czyli łącznie około 2,1 tys. sztuk. Gospodarze liczą, że przy bardzo dobrych wynikach będą w stanie sprzedać prawie 20 tys. prosiąt rocznie.
– Po Nowym Roku planowane jest odejście od kastracji knurków. To sugestia ze strony firmy, gdyż ma odbiorców na takie tuczniki. Od momentu odsadzenia będziemy więc musieli utrzymywać loszki i knurki osobno. Również w gospodarstwach zajmujących się dalszym tuczem trafią one do oddzielnych chlewni – wyjaśnia pani Katarzyna.
Nie od dziś wiadomo, że wymagania żywieniowe loszek i knurków są inne dla uzyskania szybkich przyrostów i dobrego wykorzystania paszy. Można dzięki temu zaoszczędzić na kosztach paszy, a uzyskać takie same rezultaty tuczu. Zapach knura jest niewyczuwalny z uwagi na sprzedaż w wieku sześciu miesięcy od urodzenia zwierzęcia. Również z powodu dobrostanu coraz częściej sugeruje się odejście od kastracji świń.
Dominika Stancelewska
Zdjęcia: Dominika Stancelewska
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 51-52/2022 na str. 66. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Dominika Stancelewska
redaktorka "Tygodnika Poradnika Rolniczego", ekspertka z zakresu chowu i hodowli trzody chlewnej oraz innych zwierząt gospodarskich
redaktorka "Tygodnika Poradnika Rolniczego", ekspertka z zakresu chowu i hodowli trzody chlewnej oraz innych zwierząt gospodarskich
Najważniejsze tematy