- wady i zalety działalności w ramach rolniczego handlu detalicznego
- jakie są korzyści z rejestracji w ramach RHD?
Handel detaliczny od ponad 30 lat
Zajmowali się rolniczym handlem detalicznym na długo, zanim upowszechniła się ta nazwa. Jak to często bywa, potrzeba była matką wynalazku.
–
Musieliśmy wtedy szukać dodatkowych pieniędzy. Byliśmy młodą, wielodzietną rodziną na dorobku – mówi Elżbieta Moskowicz. –
Nie było 500+ ani świadczeń rodzinnych dla rolników. Co to znaczy „wtedy”? Otóż okazuje się, że Moskowiczowie sprzedaż niewielkich partii produkowanej przez siebie żywności prowadzą już od początku lat 90. ubiegłego wieku.
–
Zaczynaliśmy wraz ze zmianami ustrojowymi na przełomie lat 80. i 90. – precyzuje pan Stefan. – Wtedy to dziesiątki tysięcy Polaków namawianych przez rządzących brało sprawy we własne ręce.
W miastach kwitł handel na rozkładanych łóżkach polowych, na targach i zielonych rynkach przybywało sprzedawców żywności.Obecnie małżeństwo prowadzi w Młodowicach (powiat przemyski) gospodarstwo wyspecjalizowane w produkcji roślinnej. Uprawy zajmujące ponad 50 ha (plus dzierżawy) to głównie rzepak, zboża, kukurydza i buraki. Nadal zajmują się handlem detalicznym, traktując go jako uzupełnienie działalności.
Bez przygotowania i porządnego planu, ale się udało!
–
Na początku to wszystko szło „na żywioł”. Z czasem przybywało przepisów, przez lata sprzedaż prowadziliśmy w ramach prowadzonej przeze mnie firmy. Gdy kilka lat temu pojawiła się możliwość zmiany formuły działalności, zarejestrowaliśmy RHD – tłumaczy Stefan Moskowicz.
Moskowicze w ramach rolniczego handlu detalicznego zaczynali od warzyw
Rolniczy handel detaliczny to, jak podaje Główny Inspektorat Weterynarii, jedna z form handlu detalicznego, dla której w polskim porządku prawnym przyjęto odrębne uregulowania w zakresie nadzoru organów urzędowej kontroli żywności oraz wprowadzono określone preferencje podatkowe.
W ramach takiego handlu możliwe jest m.in. przetwórstwo i zbywanie wytworzonej żywności konsumentom końcowym, a także od dnia 1 stycznia 2019 r., na rzecz zakładów prowadzących handel detaliczny z przeznaczeniem dla konsumenta finalnego, zlokalizowanych na ograniczonym obszarze.
W przypadku Moskowiczów najpierw były warzywa.–
Uprawiane początkowo tylko na własne potrzeby. Ekologiczne, na oborniku. Wszystkie prace przy nich wykonujemy ręcznie – mówi pani Elżbieta. – Były nadwyżki, których nie mieliśmy gdzie przechowywać z uwagi na ciepłą piwnicę.
Od 30 lat w tym samym miejscu
Od samego początku małżeństwo sprzedawało je raz w tygodniu na targu w Ustrzykach Dolnych. Tak jest do dziś. Najpierw wozili towar autem osobowym, potem z przyczepką, teraz wyruszają dostawczym busem.
Prowadzenie RHD byłoby łatwiejsze, gdyby nie obciążenia biurokratyczne i kontrole prowadzone przez sanepid, weterynarię czy skarbówkę– Ludzie szybko się orientują, że nasze warzywa nie są nawożone, że to nie hurtowe ilości brane z giełdy, czyli tak naprawdę nie wiadomo skąd – mówi pani Elżbieta.
Od warzyw przez zboża, mąkę i jaja własnego chowu
Przez te lata asortyment znacznie się powiększył. Oprócz ekologicznych warzyw rolnicy sprzedają zboża, mąkę z własnych i kupowanych ze sprawdzonych źródeł zbóż (np. mąkę orkiszową), jaja z własnego chowu.
W ostatnim czasie wprowadzają do oferty przetwory: soki owocowe, syropy, chrzan.Co rejestracja w ramach RHD przyniosła Moskowiczom?
Wygląda na to, że nie tak znowu wiele. W każdym razie plusów mogłoby być więcej.
Ich zdaniem bardziej skorzystały koła gospodyń wiejskich, które dzięki RHD mogły ucywilizować sprzedaż żywności podczas imprez.
– W naszym przypadku najpierw były koszty: sanepid, weterynaria, badania. A zyski?
Dużym plusem jest reklama. Ludzie, widząc napis na samochodzie „Rolniczy handel detaliczny”, podchodzą, interesują się – mówi pan Stefan. J
ednak małżonkowie wielkiej różnicy po przejściu na RHD nie widzą.Cena czy jakość? Jak do tego podchodzą kupujący?
–
Dla wielu kupujących ważniejsza jest cena niż jakość. Choć oczywiście są i tacy, dla których istotniejsze jest pochodzenie towaru. Tacy klienci to np. bieszczadzkie gospodarstwa agroturystyczne, którym zależy, żeby zdrowo i smacznie karmić swoich gości – komentuje pani Elżbieta.
Życia z pewnością nie ułatwiają kontrole prowadzone przez inspekcje, takie jak sanepid, weterynaria czy skarbówka.– Tu wiele zależy od urzędnika. Są tacy, którzy skrupulatnie egzekwują nawet najbardziej nieżyciowe przepisy, inni podchodzą do nas z życzliwością – mówi pan Stefan.
Dobry przykład to wytłaczanki. Kupują nowe i w nich sprzedają jajka. Czasem zdarzy się jednak wytłaczanka zostawiona przez klienta.
– I to już jest problem, bo nie ma naszego opisu, pieczątki, wytłaczanka jest używana – mówi pani Elżbieta.
Przeszkadzają źle obliczone normy, np. zawartości cukru w syropie. Są tak skalkulowane, że gdyby ich przestrzegać, syrop sfermentuje i się zepsuje…– Dla nas RHD to tylko dodatkowa działalność. Mamy koleżankę, która zajmuje się wyłącznie tym. Gdy opowiada, gdzie i ile razy musiała być, żeby pozałatwiać wszystkie biurokratyczne wymogi, to się słabo robi – dodaje gospodyni.
Biurokracja spędza senz powiek Moskowiczom
Moskowiczowie uważają, że przepisy, normy, to wszystko należy maksymalnie uprościć.
–
Jak najmniej biurokracji. Powinny być określone podstawowe wymagania i tyle. O reszcie powinien decydować klient. To on jest najlepszym inspektorem, wraca tam, gdzie kupił dobry towar wysokiej jakości – argumentuje pan Stefan.
Nieuczciwa konkurencja
Inny problem, który znają chyba wszyscy rolnicy próbujący swoich sił w RHD na targowiskach, nie tylko w Ustrzykach, ale w całej Polsce, to wspomniana już nieuczciwa konkurencja.
Chodzi o handlowców zaopatrujących się na giełdach i sprzedających potem towar na targowiskach jako rzekomo pochodzący z własnych upraw czy ogrodów. W rzeczywistości bywa, że nie jest nawet polski.
Rolniczy handel detaliczny to ciężki kawałek chleba – nie tylko z uwagi na krępującą biurokrację
Nasi rozmówcy podkreślają, że warunki na targu w Ustrzykach Dolnych są trudne, pomimo że targowisko niedawno przebudowano. – Jest ciasno, nie ma toalet, za potrzebą trzeba chodzić do urzędu miasta. Ale budynek jest zamknięty z powodu koronawirusa. Mężczyźni idą nad rzeczkę. A co z kobietami? – pyta pani Elżbieta.
Dodaje, że był okres, gdy można było korzystać z toi-toiów. Ale po pewnym czasie zniknęły.
Dantejskie sceny w Ustrzykach
– Do tego dochodzą problemy z miejscami parkingowymi i tymi przeznaczonymi do handlu. Placowe płaci się bowiem od auta, a niektórzy potrafią przyjechać wcześniej jednym busem i zająć kilka miejsc.
Ostatnio doszło na tym tle do rękoczynów. To wszystko jest upokarzające, samorząd Ustrzyk zupełnie nad tym nie panuje – uzupełnia pan Stefan. –
Co z tego, że na targu są tabliczki z informacją, że rolnicy mają pierwszeństwo, skoro nikt tego nie egzekwuje? Policji to nie interesuje, straży miejskiej w Ustrzykach nie ma. Na plus Urzędowi Miasta w Ustrzykach nasi rozmówcy zapisują, że nie zamknął targowiska w okresie pandemii.
– W ostatnich miesiącach jeździliśmy normalnie, co środę. A
w pierwszych tygodniach obroty nam nawet mocno wzrosły. Ludzie robili zapasy. Hitem była mąka orkiszowa – mówi pani Elżbieta.
Ze wsparciem Podkarpackiego ODR w Boguchwale
Małżonkowie podkreślają, że mogą liczyć na wsparcie Podkarpackiego ODR w Boguchwale, który prowadzi m.in. internetowy bazarek będący platformą nawiązywania kontaktów i zdobywania nowych możliwości sprzedaży.
–
Formy wsparcia są różne, w tym roku skorzystaliśmy z możliwości zaopatrzenia się w pisklęta kaczek i gęsi brojlerów kilku ras dzięki pośrednictwu ODR. Rosną jak na drożdżach – mówi pan Stefan.
Wyrasta kolejne pokolenie
W ślady rodziców idą dzieci. Najmłodszy, Wiktor, przeczesuje Internet w poszukiwaniu nowych pomysłów.
Zaproponował, aby do upraw przeznaczonych do RHD włączyć kukurydzę cukrową i dynię. Niestety, plantację zaatakował turkuć podjadek, więc na zakładany plon w tym roku nie ma co liczyć.
Krzysztof Janisławski
fot. K. Janisławski