Z artykułu dowiesz się
- czy na ziołach idzie zarobić?
- duże plantacje czy lepiej mniejsze - co wybrać?
- jak dopasować wybór ziół do hodowli?
Z artykułu dowiesz się
Zioła w powiecie krasnostawskim zbierano od zawsze. Podobno w czasie wojny ludzie zbierali je ze stanu naturalnego dla Niemców jako swoisty kontyngent. Ale uprawa na sprzedaż, nie tylko na własne potrzeby, rozwinęła się po wojnie. Najpierw w Izbicy, gdzie Herbapol Lublin założył swoją filię. – Kiedyś dominował tam kozłek lekarski, teraz Izbica słynie z mniszka lekarskiego – mówi pan Radosław.
Drugie centrum zielarstwa w regionie powstało w okolicach Fajsławic, gdzie w uprawach dominują tymianek, melisa, szałwia, oregano i dziurawiec, czyli, jak wyjaśnia rolnik, zioła, które lepiej plonują na cięższych glebach. Gospodarz pochodzi z tamtych okolic, z Rybczewic – gminy sąsiadującej z Fajsławicami. Z ziołami miał w gospodarstwie rodziców do czynienia od dziecka.
Gospodarstwo, które obecnie prowadzi, znajduje się w Chorupniku między Fajsławicami a Izbicą. Zajmuje, z dzierżawami, 45 ha.
– Kupiliśmy je w tej okolicy, ponieważ przeważają tu lekkie gleby sprzyjające uprawie ziół korzeniowych. Ich produkcja jest wprawdzie najtrudniejsza, ale zarazem najbardziej opłacalna. Równie korzystna ekonomicznie jest uprawa wielu zapomnianych gatunków ziół, których brakuje obecnie na rynku – wyjaśnia plantator.
Przykładem takiej zapomnianej uprawy jest majeranek, który z Lubelszczyzny zniknął niemal całkowicie. Polska musi go teraz sprowadzać, m.in. z Egiptu. Jedynie na Kujawach są większe uprawy. Ciekawą alternatywą dla szukających nowych możliwości produkcji są także gatunki, których pozyskanie ze stanu naturalnego jest obecnie problematyczne. To pokrzywa, krwawnik, skrzyp polny, przywrotnik czy nawet dziurawiec.
– Z uprawy ziół można uzyskać niemałe pieniądze i będzie można je uzyskiwać nadal. Warunkiem jest prowadzenie produkcji rozsądnie, obserwowanie na bieżąco rynkowych trendów – zapewnia pan Radosław.
– Gdy przed dziesięcioma laty zaczynaliśmy, tu, w gminie Gorzków, rolników zajmujących się zielarstwem było niewielu. Z każdym rokiem ich przybywa. Widzą, że na tych uprawach można dobrze zarobić i wchodzą w to.
Problemem w zielarstwie, podobnie zresztą jak w wielu innych gałęziach rolnictwa, są duże wahania cen produktów w poszczególnych latach. Gdy występuje nadprodukcja danego surowca, cena automatycznie spada, bywa że poniżej kosztów produkcji.
– Na przykład mniszek lekarski w 2018 roku kosztował 18 zł za kilogram, rok później już tylko 8 zł. Niestety, surowce zielarskie w warunkach gospodarstwa trudno sezonować, czekając na lepszą cenę. Problemem są insekty i utrata parametrów jakościowych ziół związanych ze złym przechowywaniem – tłumaczy nasz rozmówca.
– Uważam, że nie należy rzucać się na ślepo w uprawę najdroższych w danym momencie roślin. Za rok, dwa lata możemy mieć bowiem problem z ich zbytem. Oczywiście duży wpływ będzie mieć też aura, susze nie sprzyjają uprawie ziół – kontynuuje plantator.
Dlatego często warto zainwestować w uprawę tych gatunków, których ceny od pewnego czasu dołują. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że niebawem skończą się zapasy surowca, a jednocześnie zmniejszy areał upraw. Tym samym można spodziewać się wzrostu cen.
– Planując dobór ziół do uprawy, nie należy patrzeć tylko w perspektywie jednego sezonu i tych roślin, które w danym momencie są poszukiwane – wyjaśnia swoją strategię pan Radosław.
W branży zielarskiej mamy wolny rynek. Firmy dyktują ceny, biorąc pod uwagę ilość dostępnego surowca.
– Mało która firma chce się wiązać kontraktacjami. A jeśli już, to umowy, szczególnie te długoterminowe, nie są dla rolnika żadnym gwarantem ceny i zbytu. Doświadczyłem tego na własnej skórze – wspomina rolnik.
– Nie siejmy wszyscy tego samego. Niezwykle ważne jest, by produkcja w skali kraju, a nawet rejonu była zróżnicowana. Tylko spełnienie tego warunku zapewni opłacalność – zaznacza Radosław Parka.
Przykładem reagowania na trendy rynkowe jest powrót w jego gospodarstwie do uprawy echinacei, bardziej znanej jako jeżówka purpurowa. Wykorzystywana jest w branży farmaceutycznej w produkcji preparatów zwiększających odporność organizmu. Zainteresowanie jeżówką gwałtownie wzrosło w związku z pandemią koronawirusa.
– Przez ostatnie kilka lat ceny za jeżówkę były niskie. Teraz, gdy jest na nią duże zapotrzebowanie, a towaru brakuje, opłacalność wzrasta – tłumaczy plantator.
Pan Radosław informuje, że w przypadku ziół korzeniowych, na które w danym momencie jest zapotrzebowanie, można zakładać zysk na czysto nawet w wysokości około 30 tys. zł z hektara. Podaje przykład mniszka lekarskiego, który w 2018 roku przy cenie 18 zł/kg pozwalał wygenerować zysk na poziomie około 50 tys. zł/ha.
– Obecnie porównywalne kwoty można osiągać w przypadku korzenia kozłka lekarskiego. Przy aktualnej cenie 17–18 zł netto za kilogram i wydajności 3–4 ton z hektara to duży przychód. Natomiast uśredniony zysk z hektara powinien w zielarstwie wynieść około 15 tys. zł. Nakład pracy jest ogromny, ale biorąc pod uwagę dochody z innych upraw rolniczych, jestem zadowolony z ziół – mówi pan Radosław.
W gospodarstwie w Chorupniku każdego roku uprawianych jest kilkanaście gatunków i co roku ten zestaw jest inny. Na cięższych glebach rosną zioła, z których pozyskuje się nawierzchniowe części. To m.in. ostropest plamisty, koper włoski czy babka lancetowata. Na glebach lżejszych są siane bądź sadzone zioła korzeniowe, m.in. mniszek lekarski, prawoślaz lekarski, arcydzięgiel litwor, łopian większy czy lubczyk ogrodowy.
– Równolegle prowadzimy firmę zajmującą się obrotem surowcami zielarskimi. Tworzymy w ten sposób również rynek zbytu dla okolicznych rolników. Ten złożony system działania pozwala nam zaopatrywać zaprzyjaźnionych odbiorców w szerszą gamę surowców zielarskich. Daje nam też możliwość dostarczania znacznie większych partii towaru, niż bylibyśmy w stanie wyprodukować jedynie we własnym gospodarstwie. Stała współpraca z solidnymi odbiorcami jest gwarancją zbytu i tak bardzo potrzebnej w każdym gospodarstwie płynności finansowej – tłumaczy mechanizm funkcjonowania swojej firmy pan Radosław.
Większość produkowanego w powiecie krasnostawskim surowca trafia na eksport, także do Rosji, bo embargo na zioła do tego kraju nie obowiązuje.
W tym sezonie spodziewany scenariusz kolejnego roku pogłębiającej się suszy się nie sprawdził. Plantacje wyglądają bardzo dobrze, rośliny mają wody pod dostatkiem.
– W maju spadło u nas około 130 l/m2, w czerwcu jeszcze więcej. Ale zakładam, że to wyjątek. Trend jest taki, że o wodę będzie coraz trudniej. Dlatego mamy zamiar skorzystać z dofinansowania na wykopanie studni, która będzie zasilać deszczownie – opowiada o planach rozwoju swojego gospodarstwa rolnik. – Nawadnianie to przyszłość. Trzeba będzie zmniejszyć areał do, powiedzmy, 10 nawadnianych hektarów. Zysk podobny, a przy mniejszym nakładzie pracy.
Radosław Parka jest zdania, że jeśli powierzchnia plantacji roślin zielarskich w Polsce będzie rosła przy równoczesnym wzroście jakości, wszyscy na tym skorzystają.
– Będziemy traktowani w Europie i na świecie jak poważny partner handlowy. Już bardzo dużo eksportujemy, ale możliwości naszego kraju są znacznie większe. Co wpłynęłoby pozytywnie na rozwój branży? Nasz rozmówca wskazuje na wyższe dopłaty unijne, które powinny być adekwatne do ogromu wkładanej w zioła pracy.
– Powinniśmy być lepiej traktowani. Były dodatkowe dopłaty do pomidorów czy buraka cukrowego, a zioła są traktowane porównywalnie ze zbożami. Uważam, że to krzywdzące – ocenia rolnik.
Podkreśla, że zielarstwo w dobie spadków cen na owoce miękkie czy ograniczania upraw tytoniu jest doskonałą alternatywą dla małych rodzinnych gospodarstw.
– Siejąc nawet niewielkie ilości ziół, są w stanie wyraźnie zwiększyć dochód gospodarstwa. Nie muszą inwestować zbyt wiele w środki ochrony roślin – obowiązują duże ograniczenia w ich stosowaniu w ziołach, a produkt jest dokładnie sprawdzany pod kątem pozostałości – tłumaczy rolnik. – Małe plantacje nie wymagają też inwestowania w specjalistyczne maszyny. Przy pomocy rodziny większość prac można wykonać ręcznie, wspomagając się podstawowymi maszynami.
– Na pielęgnację plantacji i zbiór naprawdę trzeba poświęcić sporo czasu – mówi pan Radosław.
Mimo to, jak zaznacza, obserwuje w najbliższej okolicy przypadki większych rolników, którzy rozpoczynają przygodę z ziołami. Jednak ich uprawa na dużym areale wymaga znacznego przekwalifikowania produkcji, specjalistycznych maszyn, kilku suszarni i rąk do pracy. A o to ostatnie, niestety, coraz trudniej.
Krzysztof Janisławski
Fot. K. Janisławski
Michał Czubak
dziennikarz strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
dziennikarz strony internetowej Tygodnika Poradnika Rolniczego
Najważniejsze tematy