Jak przetrwać kryzys? Może postawić na świnie rasy puławskiej?
Producenci żywca wieprzowego przywykli do dołków i górek świńskich, ale ostatnie lata dały w kość nawet najwytrwalszym. Podczas gdy wielu rezygnuje z hodowli, niektórzy mają pomysły na przetrwanie. Odwiedziliśmy gospodarstwo Piotra i Doroty Kosowskich, którzy mają świnie rasy puławskiej i produkują z nich wędliny.
Jak długo można dokładać? Z produkcją świń nie można ujechać! Wynik finansowy jest zawsze ujemny... To tylko niektóre z powtarzanych jak mantra zdań, które słyszymy od rolników zajmujących się produkcją trzody chlewnej. Nie inaczej twierdzi Piotr Kosowski z miejscowości Przyłęki w woj. wielkopolskim, w pow. czarnkowsko-trzcianeckim, który jeszcze 5 lat temu utrzymywał od 120 do 150 loch pbz i wbp w cyklu zamkniętym.
– Pół roku zarabialiśmy, a rok dokładaliśmy do produkcji świń, to po co to dalej ciągnąć? Wciąż byliśmy i nadal jesteśmy karmieni obietnicami, że w końcu będzie lepiej, ale to lepiej nigdy nie nadchodzi. Nie ma stabilności, nie ma perspektyw, jest za to wieczne rozczarowanie – uważa Kosowski, którego chlewnie po likwidacji stada stały przez rok puste. Rolnik zastanawiał się, co zrobić. Serce pękało, gdy patrzył na opustoszałe budynki, które dopiero co się spłaciły. Wszystko na rusztach, z paszociągami i automatyczną wentylacją. Wiadomo było, że niezasiedlone chlewnie szybko niszczeją. Nie tak miało być!
Rasa na miarę czasów
– Zacząłem szukać wyróżnika, dinozaura, takiego by można go było zidentyfikować. Okazało się, że moje założenia spełniają świnie rasy puławskiej. Zacząłem interesować się tematem – wspomina Kosowski.
Po roku bez świń do chlewni wprowadził około 30 loszek rasy puławskiej. Aktualnie utrzymuje 28 loch, które są w programie ochrony zasobów genetycznych świń. W sumie w chlewni jest 35 loch, dwa knury, również rasy puławskiej oraz oczywiście przychówek od nich pochodzący. Plan był taki, żeby produkować mniej, ale wyższej jakości. Szybko okazało się, że owszem, produkcja jest mniejsza, świnie dają wysokiej jakości marmurkowe, poprzerastane tłuszczem śródmięśniowym mięso, tylko że nikt ze skupujących tego nie docenia. Rynek zweryfikował pomysł Kosowskiego negatywnie.
– Mało, że żadne zakłady mięsne nie były zainteresowane zakupem puławiaka za wyższą cenę, to jeszcze mięsność na średnim poziomie 55% i nieco większe otłuszczenie tusz spowodowało, że obcinano mi stawki o 20–30 gr/kg – wspomina rolnik. Wtedy zapadła decyzja, że muszą wraz z żoną Dorotą sami zabrać się za przerób mięsa i sprzedaż wędlin. Inaczej nie ma szans, by ktoś docenił najwyższą jakość ich produkcji. I tak od marca tego roku działają w ramach rolniczego handlu detalicznego (RHD).
Anna Kurek
<p>redaktor „top agrar Polska”, zootechnik, specjalistka w zakresie hodowli trzody chlewnej.</p>
Najważniejsze tematy