- Czy hodowcy wolnych ras świń mają się czego obawiać?
- Jakie plusy ma hodowla na wolnym wybiegu?
- Z czego wynika niespójność decyzji rządzących?
Hodowcy ras rodzimych i prymitywnych utrzymywanych w systemach ekstensywnych są bardzo zaniepokojeni projektem rozporządzenia zakazującym utrzymywania świń w systemie otwartym na obszarach zagrożonych afrykańskim pomorem świń. Jak czytamy w uzasadnieniu do projektowanego rozporządzenia, obowiązujące regulacje dotyczące zasad bioasekuracji gospodarstw utrzymujących świnie i świniodziki muszą w większym stopniu uwzględniać zagrożenie związane z działalnością hodowców, którzy utrzymują swoje zwierzęta nie w budynkach inwentarskich, lecz w systemie otwartym, czyli na wolnym wybiegu.
– Nie jesteśmy zagrożeniem, a jedynie produkujemy zdrową żywność. Mamy wrażenie, że naszym kosztem walczy się z afrykańskim pomorem świń. Źródło choroby, czyli chore dziki, chodzą sobie po lasach, w których nie widzimy zabezpieczeń przeciwko ASF. My natomiast inwestujemy w bioasekurację, chronimy swoje stada i fałszywie, a do tego obraźliwie określa się nas zagrożeniem. Walczmy z ASF skutecznie u zródła oraz pielęgnujmy i chrońmy rasy rodzime! – podkreśla Maciej Feddek z Nowego Dworu w gminie Koronowo w województwie kujawsko-pomorskim, który utrzymuje świnie rasy złotnickiej pstrej.
To najmniejsze stado tej rasy zachowawczej w ramach krajowego programu ochrony zasobów genetycznych – liczy zaledwie 8 loch. Ale też historia jego powstania jest nietypowa. Kilka lat temu rolnik zaangażował się w protesty przeciwko budowie w okolicy fermy na 10 tys. świń. Uświadomił sobie, w jakich warunkach produkowane jest mięso, które później kupuje w sklepie. Postanowił, że sam je wytworzy w gospodarstwie.
– Początkowo świnie miały być tylko na własne potrzeby, ale również rodzina i znajomi byli zainteresowani jego zakupem. Nigdy wcześniej nie prowadziłem produkcji zwierzęcej, bo zajmujemy się uprawą roślin ozdobnych. Ale wiedziałem, że jakość żywności coraz bardziej się pogrsza – opowiada Maciej Feddek.
Dlatego przystosował pomieszczenia w gospodarstwie do rozbioru mięsa i sprzedaży w ramach rolniczego handlu detalicznego.
- Dzięki temu, że świnie złotnickie pstre korzystają z wybiegu i naturalnych pasz, ich mięso ma wyjątkowy smak i Maciej Feddek znajduje na nie kupców
Rolnicy stosowali się do zaleceń i inwestowali w zabezpieczenia
Podobnie jak inni hodowcy, Maciej Feddek zainwestował w potrójne ogrodzenie wybiegów, jednak ma wrażenie, jakby komuś bardzo zależało, żeby zlikwidować doszczętnie polską rodzimą produkcję świń. Aby rodzinne gospodarstwa nie miały racji bytu.
– Z jednej strony płyną informacje o dofinansowaniu bioasekuracji, a jak się o nią staramy i chcemy zabezpieczyć gospodarstwo, pojawiają się schody i przytłaczająca biurokracja. Nie tylko nam się nie pomaga, ale wręcz utrudnia funkcjonowanie – uważa pan Maciej.
Hodowcy wystosowali list protestacyjny podpisany przez 15 członków komitetu skierowany do ministerstwa rolnictwa oraz Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ich zdaniem proponowane zmiany w prawie spowodują niesprawiedliwe zniszczenie chowu trzody chlewnej w systemie otwartym w Polsce.
- Karina Jakiel uważa, że mangalice są dobrze chronione przed dzikami dzięki potrójnemu ogrodzeniu, a przed wirusem dzięki przestrzeganiu bioasekuracji
– Zależy nam, aby rządzący i eksperci wypracowali wspólnie z hodowcami strategię przetrwania podczas epidemii ASF. Państwo powinno wspierać rozwój gospodarstw ekologicznych, samowystarczalnych, dostarczających żywność wysokiej jakości, a do takich właśnie należą gospodarstwa z hodowlą zwierząt w systemie otwartym – podkreślają podpisani pod listem do władz hodowcy.
Są wśród nich Karina i Tomasz Jakielowie, których sprawę opisywaliśmy w numerze 22. „Tygodnika”. Jak przekonywali wówczas hodowcy mangalic z Droszkowa w gminie Zabór w województwie lubuskim, utrzymanie tych zwierząt musi być oparte o wolny wybieg. Nie nadają się one do utrzymywania w zamknięciu, bo kłóci się to ze specyfiką hodowli świń tej rasy, które dzięki temu, że żyją w naturalnych warunkach, charakteryzują się bardzo dobrej jakości wieprzowiną.
– Niestety, służby weterynaryjne nieraz podkreślały, że w sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem się wirusa ASF wśród dzików najlepszym rozwiązaniem byłaby likwidacja stada, które korzysta z wybiegu i narażone jest przez to na większe ryzyko zakażenia – twierdzi Karina Jakiel.
Gospodarze utrzymują 18 świń rasy mangalica. W związku z tym, że ich farma znalazła się w obszarze zagrożenia chorobą, obowiązuje ich zakaz uboju, co już znacznie utrudnia funkcjonowanie gospodarstwa. Mimo wszystko Jakielowie nie godzą się na wybicie zwierząt, gdyż uważają, że właśnie takie hodowle przyczyniają się do zachowania puli genetycznej różnorodności ras.
- – Chów otwarty nie wzbudza takich emocji i nie rodzi konfliktów, jak przemysłowy, ponadto dostarcza zdrowego mięsa – mówi Tomasz Jakiel