- Jaka przyszłość czeka hodowlę świń na obszarach ASF?
- Jaki wpływ na cenę tuczu ma ASF ?
- Jak rolnik Leszek Nowak w swoim gospodarstwie z ASF ?
Leszek Nowak z Wyciążkowa w gminie Lipno odczuwa bezpośrednio skutki drugiego ogniska afrykańskiego pomoru świń, które wystąpiło w połowie czerwca w powiecie leszczyńskim. Gospodarz utrzymuje lochy i produkuje prosięta. W 2017 roku wybudował nową porodówkę, skorzystawszy z dofinansowania PROW. Wziął też oczywiście kredyt, który trzeba spłacać. Z trzech dotychczasowych odbiorców prosiąt jeden jest poza strefą niebieską i, jak przewiduje rolnik, kiedy obostrzenia w końcu zostaną zniesione, zapewne go straci, bo znajdzie on innego dostawcę.
– Póki co, jeszcze pracujemy normalnie. Czekamy na to, jak naszym odbiorcom uda się sprzedać tuczniki, czy ceny będą dla nich zadowalające, bo od tego zależy, czy dalej będą kupowali prosięta. Najważniejsze, aby teraz zakłady mięsne odbierały świnie po w miarę przyzwoitej cenie. Z pewnością skupujący będą zaniżali stawki, aczkolwiek muszą mieć na uwadze, że są to zdrowe zwierzęta, a ich wyprodukowanie kosztuje – tłumaczy Leszek Nowak.
Sam też nie wie, jakie za chwilę będzie miał dochody, czy wystarczy na utrzymanie rodziny i spłatę kredytu zaciągniętego na inwestycję. Poza tym ma zobowiązania wobec Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i musi się wywiązać z przyjętych biznesplanów, aby nie stracić dotacji. Mimo wszystko jest dobrej myśli i ma nadzieję, że gorzej już nie będzie.
Rolnicy nie mają wpływu na to co dzieje się w okolicy
Dzięki inwestycji gospodarz zwiększył stado loch z 45 do 130 sztuk, a stare budynki zmodernizował na warchlakarnię. Wszystkie zwierzęta są utrzymywane na rusztach, co eliminuje ryzyko zawleczenia wirusa ASF wraz ze słomą.
– Bardzo mnie niepokoi bieżąca sytuacja. Nie mam wpływu na to, co się dzieje w okolicy i jak zachowają się inni rolnicy, a skutki i tak będę odczuwał, chociaż mamy pełną bioasekurację i ponosimy duże koszty z nią związane. Staramy się nie wpuszczać niepotrzebnie nikogo na teren gospodarstwa. Prosięta dowozimy odbiorcom sami. Kupujemy gotowe pasze dla prosiąt, które są dostarczane zapakowane w worki i przy bramie odbieramy palety, które następnie są dezynfekowane. Zajmuje to dużo czasu, ale bezpieczeństwo jest większe. Cały sprzęt potrzebny dla lekarza weterynarii też mamy w chlewni, w tym na przykład aparat USG do wykrywania ciąży u loch – opisuje Leszek Nowak.
Prosięta o masie ciała 30 kg w ostatnim czasie sprzedawał w cenie 300–350 zł za sztukę. Wątpi, czy uda się ją utrzymać. Jeśli rolnicy przestaną zarabiać na świniach, po prostu zlikwidują stada. Ojciec gospodarza przez wiele lat prowadził małą ubojnię, więc wie dokładnie, jak powoli doprowadza się do likwidacji takich mniejszych przedsięwzięć, aby zrobić miejsce na rynku dla dużych firm. Gospodarz obawia się, że podobnie może być z rodzimą produkcją świń.
– Wciąż nie wygraliśmy z afrykańskim pomorem świń na wschodzie kraju, co oznacza, że podejmowane działania i programy walki z chorobą się nie sprawdziły. Czy po tak długim czasie nie należy tego zweryfikować i działać inaczej, pomyśleć nad nowymi rozwiązaniami? – pyta Leszek Nowak.
Najbardziej obawia się czekających go żniw i prac polowych. Zastanawia się, czy nie zorganizować parku maszynowego poza gospodarstwem.
– Traktor używany na polu będzie dojeżdżał tylko do bramy gospodarstwa, a następnie przyczepę doczepimy do takiego, który będzie użytkowany tylko w gospodarstwie. Pozostanie nam jedynie zdezynfekowanie przyczep, a to dużo łatwiejsze niż maszyn używanych w polu – twierdzi rolnik.
- Jeśli ceny tuczników w strefie niebieskiej będą bardzo niskie, odbiorcy prosiąt Leszka Nowaka mogą zrezygnować z ich zakupu
Dzik głównym winowajcą
Przypadki afrykańskiego pomoru świń u dzików potwierdzono w ostatnich tygodniach na obszarze ośmiu województw, w tym lubuskiego, wielkopolskiego i dolnośląskiego. Choroba nie omija powiatów leszczyńskiego i wolsztyńskiego, więc rolnicy muszą się liczyć z tym, że to może nie być ostatnie ognisko w ich regionie.
– Dzików w okolicy jest bardzo dużo, co nie wróży dobrze. Myśliwi twierdzą, że strzelają intensywnie, a mimo to liczba zwierząt nie maleje. W naszym rejonie dziki na razie są zdrowe, więc skąd ten ASF? – zastanawia się Leszek Nowak.
Jeśli z powodu afrykańskiego pomoru świń nie uda mu się sprzedać prosiąt, będzie zmuszony zmniejszyć stado loch, gdyż nie ma w gospodarstwie miejsca na tucz. Gęsta zabudowa wiejska ogranicza rozbudowę chlewni, a postawienie tuczarni gdzieś w polu to, zdaniem gospodarza, duże zagrożenie bioasekuracyjne. Tam dziki będą zdecydowanie bliżej, więc i ryzyko zawleczenia wirusa większe.
W obecnej chlewni wydzielone jest miejsce socjalne z prysznicem i gospodarze skrupulatnie przestrzegają, by umyć się i przebrać. Maty w wejściach są dla nich oczywistością, do tego podwójne siatki we wlotach powietrza oraz oknach, niecka dezynfekcyjna przy bramie wjazdowej.
– Mamy ogrodzenie, ale o wysokości 1 m, a zalecane jest 1,5 m, dlatego wystąpiliśmy o dofinansowanie budowy nowego płotu – dodaje gospodarz.
- Gospodarze chronią się, jak mogą, przed afrykańskim pomorem świń, ale obawiają się, że to nie wystarczy
Imponujące wyniki
Leszek Nowak nadzoruje porody, między innymi dzięki temu od lochy rocznie uzyskuje 32 prosięta. W chlewni są 3 komory porodowe po 8 stanowisk oraz dwie rezerwowe po 4 kojce. Posiada lochy danbred, więc ciężko jest prowadzić remont we własnym zakresie i loszki zawsze pochodzą z zakupu. Rocznie remont stada wynosi około 30% i przeprowadzany jest wiosną i jesienią. W tym roku loszki przyjechały w marcu. Czy uda się zakupić kolejne za kilka miesięcy, czas pokaże. Lochy przez 4 tygodnie po pokryciu przebywają w kojcach indywidualnych, a resztę ciąży w grupach po 5 sztuk.
– Łączenie loch w grupy, nawet tak małe, moim zdaniem im nie służy. Zawsze znajdzie się jakaś sztuka agresywna, odpychają się od koryta, pomimo że mają wydzielone stanowiska żywieniowe – wyjaśnia Leszek Nowak.
Skuteczność inseminacji loch wynosi 95% przy dwóch do trzech zabiegach inseminacyjnych przeprowadzanych co 24 godziny. Prosięta są odsadzane w 28. dniu życia. Od razu w pierwszej dobie mają piłowane kiełki, obcinane ogonki i są kastrowane. Przez dwa tygodnie po odsadzeniu przebywają na odchowalni, a później są przemieszczane do warchlakarni. Co trzy tygodnie do sprzedaży jest przeznaczone 300–350 sztuk.
Pasza podawana prosiętom przy maciorach jest w formie sypkiej, w późniejszym okresie – w postaci granulatu. Lochy z kolei otrzymują koncentraty włókna surowego oraz owies i wysłodki buraczane jako źródło tego składnika pokarmowego. Całość zadawania pasz odbywa się automatycznie.
- W 2017 roku powstała nowa porodówka, by zwiększyć stado loch, od których produkowane są prosięta
- Leszek Nowak z Wyciążkowa w powiecie leszczyńskim produkuje prosięta. Obecnie jego gospodarstwo znajduje się w strefie zagrożonej ASF, co sprawia, że obowiązują go obostrzenia w przemieszczaniu zwierząt. Ognisko choroby wykryto zaledwie 5 km od chlewni Nowaków. Pomimo że gospodarstwo spełnia wszystkie wymagane przepisy bioasekuracji, rolnik nie jest pewien, czy uchroni go to przed wirusem. Z pewnością nie przed skutkami choroby i związanym z tym wyznaczaniem stref. Leszek Nowak na 22 ha ziemi uprawia rzepak, kukurydzę oraz zboża na pasze dla loch. W gospodarstwie jest około 130 macior utrzymywanych w nowej chlewni. Sprzedawane są prosięta o masie ciała 30 kg. Do tej pory trafiały do trzech odbiorców. Jak będzie w najbliższej przyszłości – czas pokaże.
Dominika Stancelewska
Zdjęcia: Dominika Stancelewska, Archiwum