Transport na kwarantannie, tańszy raczej nie będzie
Na razie transport zarówno zbóż, jak i artykułów spożywczych funkcjonuje bez zakazów wjazdu do kraju, ale na granicach ustawiają się korki. Dotychczas w znanych nam okresach kryzysu transport żywności był traktowany jako priorytetowy i najprawdopodobniej tak zostanie. Ropa potaniała do wartości notowanych zaraz po II Wojnie Światowej, ale jak na razie na obniżkę cen transportu nie ma co liczyć, bo koszty paliwa to nie jest obecnie największy problem firm spedycyjnych.
Na razie do portów przypływają kolejne statki po polską pszenicę, ale ruch handlowy zbożami na eksport może być ograniczany, a przecież to właśnie eksport w tym sezonie wpływał na rosnące na przełomie 2019/20 roku krajowe ceny pszenicy. Na bieżąco pojawiają się informacje o przyjętych przez firmy środkach prewencji, jak pomiary temperatury u kierowców, ankiety dotyczące ostatnich kursów, obowiązkowych maseczkach i ograniczeniach w opuszczaniu pojazdów. Nawet bez ograniczeń formalnych ruch może nieco przygasnąć. Kierowcy tirów mają rodziny i też nie chcą się narażać, a kolejki w portach dotychczas były duże i okres oczekiwania w trudnych warunkach często dochodził do 24 godzin.
Pytani o to, czy pod wpływem taniejącej ropy spadnie cena kursu do portu, dają wyraźnie do zrozumienia, że nie należy na to liczyć.
– Najpierw zapytaj mnie, czy w ogóle pojadę. Szwagier ma home office, handlowcy w koncernach pracują z domów, a my mamy się narażać? Przecież jak się zjedzie do portu kilkadziesiąt aut, to o toaletę nawet jest trudno – mówi jeden z kierowców wożący zboże.
– Jeśli mam jechać i ryzykować – to za godziwą stawkę, więc raczej będzie drożej – dodaje.
Drożejący transport pod wpływem zmniejszenia liczby jeżdżących tirów, przy taniejącej na rynkach światowych pszenicy może za chwilę spowodować ograniczenie eksportu. Tym samym rynek krajowy stanie się bardziej hermetyczny i wyższe ceny zbóż mogą już nie wrócić, nawet przy rosnącym krajowym popycie, spowodowanym większymi zakupami żywności.
Właściciele firm transportowych narzekają, że ich biznes zaczyna się sypać. W domach z powodu kwarantanny lub obaw o zarażenie pozostaje 25% kierowców, samochody stoją w bazie, a raty leasingowe trzeba płacić.
– Co mi z tego, że ratę w banku z powodu koronawirusa mi odroczą, kiedyś będę musiał ją zapłacić, a nasz biznes nie jest tak opłacalny, by liczyć w przyszłości na zyski pozwalające odrobić tak duże straty. Żyjemy z dnia na dzień – mówi jeden ze współwłaścicieli grupy transportowej zajmującej się przewózką zbóż i rzepaku.
– Do Niemiec na razie jeszcze jeździmy, ale popatrz – na granicy z Niemcami stoimy od 18 do nawet 30 godzin. Przecież ja za te godziny stania kierowcy muszę zapłacić, na szczęście wczoraj wydłużono czas pracy kierowców wracających z zagranicy, bo jeszcze płacilibyśmy mandaty – dodaje.
W dłuższej rozmowie dopowiada jednak, że rozwiązanie z wydłużeniem czasu pracy jest niewystarczające. Daje tylko tyle, że jeśli kierowca jest już blisko bazy lub domu to nie musi zostawiać auta tylko może dojechać jeszcze te 100 km i spać w swoim łóżku.
– Na szczęście chociaż na drogach jest trochę luźniej i bezpieczniej, więc mniej boję się tak o swoich kierowców, tylko żeby z portu mi nie przywlekli koronawirusa – podsumowuje kończąc naszą rozmowę.
We środę 18.03.2020 r. Minister Infrastruktury i Budownictwa wprowadził odstępstwa od stosowania przepisów dla kierowców wykonujących międzynarodowy transport drogowy. Te wyjątkowe środki są uzasadnione pandemią zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2.
Zmianom uległy następujące uregulowania:
Wprowadzone nowe normy pomagają w transporcie międzynarodowym, teraz potrzebne są także zmiany dla krajowego transportu artykułów spożywczych. Miejmy nadzieję, że i krajowi spedytorzy nie będą traktowani po macoszemu.
Juliusz Urban
dr Juliusz Urban
ekspert ds. rynku zbóż top agrar Polska, doktor agronomii UP i absolwent MBA UE we Wrocławiu, wiele lat zarządzał skupem u dużego dystrybutora, był prezesem firmy przetwórstwa rzepaku, miał także własną firmę brokerską.
Najważniejsze tematy