Prawdziwi Rolnicy. Podlasie: gospodarstwo Justyny i Łukasza
07.07.2023autor: Marcin Jajor dr Mirosława Wieczorek
Justyna i Łukasz Maciorowscy w programie "Rolnicy. Podlasie" pokazują, że rolnictwo może być prawdziwą pasją i sposobem na życie. Młodzi, wykształceni i bardzo rodzinni, na co dzień są tacy sami, jak w okienku TV. Jak prowadzą gospodarstwo?
Z artykułu dowiesz się
Gospodarstwo 350 ha i 500 sztuk bydła
Jak połączyć pracę zawodową z gospodarstwem?
Podział obowiązków w gospodarstwie mlecznym
Baza paszowa: silosy zamiast bel
Skrócenie czasu doju i zwiększenie wydajności mlecznej
Plan 4-letni na rok: powiększanie stada
Cielętnik z kurtynami na 200 zwierząt
Ręka i oko pielęgniarki: profilaktyka
Dywersyfikacja przychodów w gospodarstwie
Rolnicy. Podlasie: Czy telewizja pokazuje rzeczywistość?
Gospodarstwo 350 ha i 500 sztuk bydła
Gospodarstwo, które Maciorowscy wspólnie prowadzą w Ciemnoszyjach, Łukasz przejął w 1999 roku. Przez prawie 25 lat niemal dwukrotnie wzrosła i liczba hektarów, i zwierząt. Obecnie uprawiają 356 ha z dzierżawami (w tym 132 ha własnych) i obsługują 176 krów w doju (220 z zasuszonymi, 500 sztuk bydła łącznie).
– Praktycznie całość upraw wykorzystujemy jako bazę paszową dla bydła – 150 ha kukurydzy (kiszonka i ziarno zazwyczaj pół na pół) i 150 ha traw z łąk torfowych (bez podsiewów) plus 60 ha zbóż musi wystarczyć na wykarmienie coraz większego stada. Bez zwierząt, a właściwie bez obornika, sama uprawa na ziemiach V i VI klasy nie miałaby sensu – zgodnie twierdzą gospodarze.
r e k l a m a
Jak połączyć pracę zawodową z gospodarstwem?
Justyna i Łukasz to para na miarę współczesnych czasów. Poznali się… przez Internet, małżeństwem są od 13 lat.
– Nigdy wcześniej nie miałam styczności z gospodarstwem, nie do końca więc wiedziałam, w co wdeptuję – śmieje się Justyna, która na początku upierała się, że nadal będzie pracować w swoim zawodzie (magister pielęgniarstwa i propozycja pracy na uczelni w Finlandii).
– Oczywiście, nie miałem nic przeciwko – potwierdza Łukasz, który dopingował żonę. Jeśli dasz radę, to pracuj zawodowo. Rzeczywistość szybko zweryfikowała plany – przez pierwsze pół roku po ślubie rozwijali usługi, potem pojawiły się dzieci i wspólnie zdecydowali, by plany rozwoju gospodarstwa (szczególnie powiększanie stada) jednak odłożyć w czasie. Gdy dzieci nieco podrosły, po kolei zaczęli realizować swoje pomysły.
Podział obowiązków w gospodarstwie mlecznym
Słuchając gospodarzy ma się wrażenie, że to niemożliwe, by na wszystko starczyło doby… Na pierwszym miejscu jest rodzina i czworo dzieci (Wojtek, Stasiu, Ania i Dawid) w wieku szkolno-przedszkolnym. Wszystkim, co dotyczy zwierząt zajmuje się Justyna – ona też koordynuje prace w oborze, w dojarni i cielętniku. Na barkach Łukasza spoczywa pole i uprawa oraz usługi naprawy sprzętu i ostatni pomysł – stawianie konstrukcji stalowych.
– Już w 2010 rok zarejestrowałem usługi rolnicze i warsztat naprawy maszyn. Pomysł wziął się z potrzeby chwili – chciałem zatrudnić mechanika na umowę o dzieło, do konkretnej naprawy. Kwota mnie poraziła, podobnie jak czas oczekiwania na usługę. Postanowiłem więc stworzyć warsztat dla siebie i to był wtedy strzał w dziesiątkę. Oczywiście, wiązało się to z przekazaniem części obowiązków pracownikom.
Taki podział obowiązków jest praktyczny, bo od razu wiadomo kto za co odpowiada. W tej chwili w gospodarstwie zatrudniają 2 osoby; kolejne 3 do obsługi zwierząt, 2 osoby do prac polowych, 2 mechaników w warsztacie oraz 1–2 praktykantów.
Baza paszowa: silosy zamiast bel
Rozwijając intensywnie hodowlę, gospodarze zaczęli od żywienia. W 2015 roku powstały silosy.
– Bele z naszych łąk nie zdały egzaminu (z każdego kawałka trawa innej jakości). Zwierzęta albo zjadały, albo nie zjadały; jeśli pasza nie smakowała, uzupełnialiśmy treściwą na hali. W takiej sytuacji trudno mówić o stabilnym żywieniu – przyznaje gospodarz.
Paszę z silosu krowy wyjadają praktycznie do zera (niedojady dostają opasy), warunki są stabilne, zniknęły problemy z chorobami metabolicznymi.
Skrócenie czasu doju i zwiększenie wydajności mlecznej
Niestety, poprawa żywienia nie pociągnęła za sobą wzrostu wydajności (7 tys. litrów z hakiem). Przynajmniej nie na tyle, ile się spodziewano.
– Nie byliśmy w stanie przeskoczyć bariery 8 tys. kg mleka od krowy, bo… sam proces doju był za długi. Krowy zamiast odpoczywać czy jeść, stały w poczekalni – wspomina gospodyni. Problemem była 15-letnia hala udojowa 2 × 4 autotandem, przewidziana na 60 krów, która na końcu obsługiwała setkę zwierząt. Dój trwał każdorazowo 3–4 godz. (przez 2 osoby). Sytuację uratowała rozbudowa obory i wstawienie nowej dojarki "na tymczasem". Na efekty nie trzeba było długo czekać – przy tej samej genetyce i żywieniu przez pół roku wydajność wzrosła o 2 tys. kg – do 10 tys. kg mleka (5,08% tłuszczu, 3,66% białka) i dalej rośnie (przekroczyła 11 tys. kg). Jedyna różnica – krowy jedzą więcej, bo nie stoją bezproduktywnie w poczekalni i dój trwa krócej.
Gospodarz przygotowuje dwa TMR – "bogaty" na 50 kg mleka (z młótem i soją) i "ubogi" na 28 kg.
Poprawiła się też jakość mleka – nowa dojarnia zlikwidowała pustodój (problem w autotandemie), a gospodarze rygorystycznie pilnują pre- i post-dippingu. Efekt – lks spadła poniżej 200 tys./ml.
Plan 4-letni na rok: powiększanie stada
– Obecnie realizujemy plan 4-letni, który planujemy wykonać w… rok – zdradzają hodowcy. W czerwcu 2022 r. powstał projekt hali 2 × 20 bok w bok z szybkim wyjściem, tzw. długi kanał (na początek 2 × 12 z możliwością rozbudowy) i drugi budynek (w całości wykonany przez gospodarza). W marcu było już 150 krów dojnych (180 z zasuszonymi), w kwietniu wycieliło się 90 jałówek z Niemiec i Czech. Obecnie 70% stada to pierwiastki.
Cielętnik z kurtynami na 200 zwierząt
Po ukończeniu rozbudowy przybędzie krów w doju, a więc na pierwsze miejsce wysunie się budowa pomieszczeń dla najmłodszych zwierząt, bo już w przyszłym roku będzie 100% więcej wycieleń.
– Rozważaliśmy różne opcje, ale w końcu wybór padł na cielętnik z kurtynami – wyjaśnia gospodarz i dodaje: – Stawiając budki musielibyśmy pomyśleć o dodatkowej ochronie przed zimą – koszt dla 100 budek to 350 tys. netto, za niższą kwotę mamy cielętnik dla 200 zwierząt.
Ręka i oko pielęgniarki: profilaktyka
Wykształcenie medyczne gospodyni bardzo się przydaje w gospodarstwie, zwłaszcza gdy trzeba zadbać o zdrowie, rozród czy profilaktykę. Jeszcze parę lat temu upadki cieląt sięgały 30%, teraz poniżej 5%.
– Uczyłam się metodą prób i błędów – przyznaje Justyna. Jak widać skutecznie – za program szczepień (IBR, BVD, rotawirusy) dostała wyróżnienie "Kobiety i innowacje w rolnictwie". Od 2014 r. całe stado jest szczepione na IBR i BVD, co pozwoliło zupełnie wyeliminować te choroby. Wszystkie krowy w zasuszeniu są szczepione i odrobaczane. Koszt profilaktyki rocznej to zaledwie 40 zł na krowę.
– A na stado równowartość 5 jałówek cielnych. To niewiele w zamian za zdrowe zwierzęta i nasz spokój – podkreśla rozmówczyni.
Medyczne podstawy plus podpatrywanie innych zaowocowały zmianą podejścia do odchowu – obecnie wszystkie cielęta dostają siarę w ciągu 2 godz. po wycieleniu (od matki lub z banku, w zależności od jakości). Na siarze/mleku posiarowym są 3 dni, potem przechodzą na preparat mlekozastępczy na 3 miesiące (plus müsli, siano i woda). Odpowiednie żywienie i przyrosty sprawiają, że 14-miesięczne jałówki są gotowe do zacielenia.
Dywersyfikacja przychodów w gospodarstwie
Tak, jak w programie TV i na żywo, hodowcy zarażają pozytywną energią.
– Nie narzekamy! Nie mamy wysokich zobowiązań, za to dobrą mleczarnię (OSM Giżycko – cena w czerwcu 2,08 zł netto/l). Można byłoby pójść na łatwiznę i postawić oborę na 250 sztuk za 10 mln. A wystarczyło trochę pogłówkować i mamy to samo, ale za mniejsze pieniądze – docelowo możemy doić 250 krów, a wydaliśmy 1 mln zł własnych (2 mln z dotacjami) – przelicza Łukasz i dodaje – Razem z tymczasową dojarką kupiliśmy sobie czas – tę samą liczbę krów doimy o połowę krócej, a ilość mleka rośnie. Nie gonią nas kredyty, możemy więc poczekać, by zasiedlić nowy obiekt do końca.
W tej chwili najwyższy koszt to paliwo, choć i jego cena ostatnio spadła. Maciorowscy granicę opłacalności własnej ustalili na 1,60 zł, przy kosztach produkcji 1 kg mleka w gospodarstwie na poziomie 1,40 zł.
I choć to hodowla jest głównym źródłem finansowania w rodzinie, nasi rozmówcy jak mogą, dywersyfikują dochody. Obecnie usługi są coraz mniej opłacalne (pojawiło się ich w okolicy sporo), ale na znaczeniu zyskują konstrukcje stalowe.
– Szkolenie zrobiłem dla siebie, a że popyt jest duży, obecnie stawiam je też usługowo – zdradza Łukasz. Praktycznie jest to technologia, którą można wykorzystać wszędzie – nie tylko na obory, ale też hale czy magazyny.
Swoją odskocznię ma też Justyna – wraz z córką miesięcznie pieką 50 sękaczy na sprzedaż. W sprzedaży i promocji pomagają filmiki, które kręci na TikToku (10 mln wyświetleń miesięcznie).
Pomysłów Justynie i Łukaszowi z pewnością nie zabraknie. Ale w końcu może doba okazać się zbyt krótka!
Rolnicy. Podlasie: Czy telewizja pokazuje rzeczywistość?
W znanej serii Justyna i Łukasz pierwszy raz pojawili się w serialu w drugim odcinku trzeciej serii, natychmiast podbijając serca fanów.
Wielki kontrast między rzeczywistością i telewizją
– Przygoda z programem Rolnicy Podlasie wzięła się z wielkiego wkurzenia – przyznaje Justyna, która osobiście wysłała do producentów e-maila z opisem swojego gospodarstwa i propozycją, by zaprezentować zupełnie inny model pracy na roli i kompletnie inny obraz kobiety na wsi. Wcześniej Podlasie i rolnictwo przedstawiono bardzo jednostronnie, a kobiety pokazano jako te, które co najwyżej "pomagają" mężom. Twórcy wykazali zainteresowanie, tym bardziej że Maciorowscy już wtedy (3 lata temu) byli znani w środowisku i mieli na koncie małe sukcesy (tytuł gospodyni roku, przedsiębiorczość i innowacyjność w technice rolniczej, liczne nagrody). Po pierwszym odcinku próbnym od razu zapadła decyzja (obustronna!), że będą kolejne!
Ciężka praca
– Nieraz bywa ciężko – przyznaje Justyna dodając, że wyobrażali to sobie zupełnie inaczej. Miało być tak, że przy okazji ich codziennej pracy, telewizja "coś tam" sobie nagra. W rzeczywistości z naszych propozycji powstaje plan dnia i wg niego nagrywany jest odcinek; niestety "przy okazji" często nawet połowy planowanej pracy nie zdążymy wykonać – przyznają nasi rozmówcy. Najgorsze jest to, że do końca nie wiadomo, co finalnie wejdzie do odcinka. Dlatego na każdy czekamy z niecierpliwością i podekscytowaniem.
"Miastowe" podejście do roli
Ciekawym doświadczeniem dla rolników z krwi i kości było zderzenie z wielkomiastowym podejściem do rolnictwa i hodowli.
– Ekipa jest z Warszawy i innych dużych miast, więc nie o wszystkim wcześniej mieli pojęcie. To, co dla nas jest normą i oczywistością, dla nich bywa sporym i czasami trudnym doświadczeniem – wymienia Justyna. Niektórzy jeszcze nie przyzwyczaili się do brudu, zapachu zwierząt i obory. Widać, jak ścierają się - nasze, hodowców podejście do zwierząt i "miastowe". Tłumaczymy, wyjaśniamy, dlaczego tak jest, podkreślając, że te czynności robimy dla dobra zwierząt (np. wczesne oddzielanie cieląt zanim wytworzą się więzi). Sami też się uczymy – akceptacji i zrozumienia dla punktu widzenia drugiej strony. Łączy nas jedno – wspólnie chcemy pokazać widzom prawdziwe rolnictwo.
mj, mwie
Marcin Jajor
<p>redaktor działu top bydło i topagrar.pl, zootechnik, specjalista w zakresie hodowli bydła mlecznego i mięsnego</p>