Rząd boi się górników, czy przestraszy się protestu rolników?
Wśród naszych Czytelników nie milkną echa uchwalonej przez Sejm RP tzw. ustawy futerkowej. Rolnicy pytają, czy posłowie wiedzą ile waży obowiązkowe 6 metrów łańcucha dla psa? Spore obawy budzi także rola, jaką w nowej, poustawowej rzeczywistości odgrywać będą członkowie organizacji zajmujących się ochroną zwierząt.
Kto poniesie odpowiedzialność za wypadki z udziałem aktywistów?
Co będzie, jeśli buszującego po zagrodzie aktywistę przygniecie buhaj albo z własnej winy wpadnie on do szamba? Kto poniesie odpowiedzialność za takie wypadki? Czy wystarczy OC gospodarstwa? Czy nie zobowiązać ubezpieczalni do rozszerzenia listy wypadków, które obejmują te polisy? Senatorowie, następnie posłowie, którzy będą pracować nad ich poprawkami muszą znaleźć odpowiedzi także na takie pytania. Bo ta ustawa przejdzie!
Za dużo ma bowiem zwolenników wśród parlamentarzystów z różnorakich opcji politycznych. Ale musi być radykalnie poprawiona i ucywilizowana – tak by nie zagroziła w sposób zasadniczy produkcyjności polskiego rolnictwa, szczególnie w sektorze produkcji wołowiny oraz drobiu.
Górnicy walczą o swoje
Tak na marginesie, jak górnicy upomną się o swoje, to rządowe limuzyny szybko jadą na Śląsk, aby złagodzić ich gniew. Bo związki zawodowe górników są bardzo silne, dobrze zorganizowane i mają olbrzymi wpływ na polityków. Zaś rządząca ekipa – niezależnie od swojej opcji politycznej – bardzo się boi protestów pracowników szeroko rozumianej branży węglowej w Warszawie. Bo wtedy warszawskie bruki drżą a dym z palonych opon zasłania widoczność.
Dlatego wygaszanie branży węglowej będzie bardzo łagodne i kosztowne, według modelu niemieckiego a nie brytyjskiego – drastycznej reformy przeprowadzonej przez rząd Margaret Thatcher. Natomiast organizacje zawodowe rolników są bardzo słabe i podzielone.
Rządzący powinni dziękować polskiej wsi
Dlatego jesteśmy głęboko przekonani, że obecna władza, która tak wiele zawdzięcza polskiej wsi i rolnictwu, nie bardzo boi się najazdu ciągników na stolicę i innych form manifestacji rolniczego sprzeciwu. Łezka się w oku kręci jak wspomina się demonstracje organizowane przez Andrzeja Leppera, kółka rolnicze czy też mleczarzy.
To już tylko historia! Szkoda, bo rolnicze związki zawodowe powinny być bardzo silne. Wszak wielu radykałów przyjęłoby z ulgą wygaszanie branży rolniczej w naszym kraju. I tym sposobem pole byłoby w Urugwaju albo na Ukrainie a w Polsce ostałby się jeno stół.
Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
Redaktorzy naczelni Tygodnik Poradnika Rolniczego
Fot. arch. Tygodnika Poradnika Rolniczego
Najważniejsze tematy