Rolnik niemal nic nie może zmienić w swoim gospodarstwie, bo sąsiaduje z zabytkiem
Nic mi nie wolno. Nie było zgody na skup mleka, nie mogę uruchomić farmy fotowoltaicznej ani ściąć drzewa, które sam posadziłem – skarży się Franciszek Flis, emerytowany rolnik z Gałęzowa koło Lublina. Czy jest jakiś sposób, aby zmienić tę sytuację?
Franciszek Flis mieszka z rodziną w Gałęzowie. W 1980 r. do rejestru zabytków zostały wpisane znajdujące się po sąsiedzku dwór, park, stawy i las. Obecnie niewielka część tego terenu należy do Franciszka Flisa. Wpis ten bardzo utrudnia mu życie.
Plan zagospodarowania i wytyczne konserwatorskie nie uwzględniają potrzeb rolnika
– Cokolwiek chcę zrobić koło domu, muszę to uzgadniać z urzędnikami – mówi Franciszek Flis. – Ustawienie płotu, wycięcie drzewa urastają do rangi skomplikowanych przedsięwzięć.
Dlaczego? Zgodnie z prawem prowadzenie na takich terenach działań inwestycyjnych jest możliwe, o ile nie kolidują one z warunkami określonymi dla strefy ochronnej zabytku. Właściciel nieruchomości musi uwzględniać plan zagospodarowania oraz wytyczne konserwatorskie.
W ostatnich miesiącach na tapecie jest sprawa drzewa rosnącego przy drodze powiatowej, nieopodal domu Franciszka Flisa. Emerytowany rolnik mówi, że chce je ściąć, ponieważ przy silnym wietrze gałęzie spadają na drogę.
– Nie chcę, żeby doszło do nieszczęścia. Ale się nie da. Przyjeżdżają korowody urzędników na wizje lokalne. Z gminy, powiatu, od konserwatora zabytków. Sam to drzewo sadziłem, a teraz nie mogę go tknąć, bo trwają uzgodnienia – mówi emerytowany rolnik. – Urzędniczkom konserwatora wyszło, że drzewo ma 130 lat!
Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Lublinie twierdzi, że drzewo „jest w dobrym stanie, przemawiającym za jego zachowaniem”. (…) „Na podstawie tablicy wiekowej można określić, iż drzewo to jest w wieku ok. 130 lat. Stanowi element historycznego układu kompozycyjnego oraz posiada cenne wartości krajobrazowe i przyrodnicze. Planowane jest przeprowadzenie badania rezystografem mające na celu precyzyjne określenie wieku drzewa”.
Wpis do rejestru sprzed pół wieku ma dla pana Franciszka i jego rodziny więcej konsekwencji.
W Gałęzowie koło Bychawy farmy fotowoltaicznej nie będzie
– W 2022 roku okazało się, że nie mogę na swojej działce założyć farmy fotowoltaicznej – mówi pan Franciszek. – To IV klasa gruntu, skłon południowy, wszystko pasuje. Ale urzędnikom nie pasuje. Firma od fotowoltaiki usłyszała w gminie, że plan zagospodarowania nie przewiduje takich rozwiązań – tłumaczy Franciszek Flis.
Właściciel gruntu próbował powoływać się na zapis w planie dopuszczający inwestycje „polegające na budowie infrastruktury technicznej”, uważając, że jest on furtką pozwalającą na budowę farmy. Gmina jest jednak nieugięta: „(…) wraz z wejściem w życie ustawy z 19 lipca 2019 r. o odnawialnych źródłach energii przesądzono, że farmy fotowoltaiczne nie stanowią urządzeń infrastruktury technicznej” – pisze Janusz Urban, burmistrz Bychawy. I dalej: „Każdy mieszkaniec może złożyć wniosek o zmianę przeznaczenia działki w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Wnioski będą rozpatrzone podczas kolejnej zmiany studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gm. Bychawa oraz zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego”.
Dariusz Kopciowski, wojewódzki konserwator zabytków w Lublinie, uważa, że nie byłoby problemem uruchomienie przez pana Franciszka produkcji prądu z ogniw na potrzeby własne. Jednak w kwestii farmy fotowoltaicznej (większej liczby paneli) stoi na takim samym stanowisku co gmina.
Problemy wynikające z sąsiedztwa z zabytkiem pan Franciszek i jego rodzina mają od dawna. Powołując się na plan zagospodarowania, gmina uniemożliwiła modernizację punktu skupu mleka.
Skup mleka dla OSM Krasnystaw musiał zakończyć działalność
– Mój brat prowadził w moich budynkach skup mleka dla OSM Krasnystaw – mówi mieszkaniec Gałęzowa. – W 2002 roku planowaliśmy dostosowanie skupu do zmieniających się przepisów – opowiada. – Nic z tego nie wyszło. Gmina po uzgodnieniach z konserwatorem stwierdziła, że nie pozwala na to plan zagospodarowania. Skup został zlikwidowany, a brat stracił pieniądze wydane na przygotowania do inwestycji.
Pod koniec ub. roku zadzwoniłem do sekretariatu Urzędu Miejskiego w Bychawie, żeby umówić się na rozmowę z burmistrzem Urbanem. Chciałem poznać jego punkt widzenia w sprawach opisywanych przez mieszkańca gminy. Sekretarka wyznaczyła dzień i godzinę. Gdy jednak powiedziałem, że chcę rozmawiać o problemach Franciszka Flisa, powiedziała, że musi się skonsultować z burmistrzem. Po chwili oczekiwania poinformowała, że nie będzie on rozmawiał, ponieważ „nie ma na to zgody pana Flisa”. Poprosiłem o połączenie z burmistrzem, aby bezpośrednio z nim wyjaśnić, o co chodzi. Po kolejnym oczekiwaniu zamiast niego znowu usłyszałem głos sekretarki, która poinformowała, że burmistrz… skonsultuje się z prawnikiem. I dopiero wtedy urząd skontaktuje się ze mną.
Urząd Miejski w Bychawie jak oblężona twierdza
– Zadzwoniłem do sekretariatu, żeby powiedzieć, że nie mam nic przeciwko tej rozmowie – mówi Franciszek Flis. – Ale burmistrz zapadł się pod ziemię. Gdy następnego dnia się do niego dodzwoniłem, stwierdził, że absolutnie nie życzy sobie mojej obecności w trakcie rozmowy. Powiedział, że byłoby to przesłuchanie, a nie wywiad.
Sekretarka przekazała ostatecznie, że burmistrz chce, abym przed ewentualną rozmową z nim przedstawił na piśmie, czego miałaby dotyczyć. W tej sytuacji zdecydowałem, że od razu prześlę do urzędu pytania drogą formalną.
Wracamy do pechowej nieruchomości. Jej część wcześniej należała do krewnego Franciszka Flisa. Podjął on próbę wykreślenia jej z rejestru zabytków. Minister kultury się nie zgodził. Odwołanie od tej decyzji nic nie dało.
Wojewódzki konserwator Dariusz Kopciowski nie miał nic przeciwko spotkaniu z Franciszkiem Flisem w obecności dziennikarza. On i pracowniczki urzędu odpowiadali na pytania emerytowanego rolnika. Konserwator poinformował m.in., że przeanalizował sprawę pod kątem ewentualnego wystąpienia przez niego z urzędu do ministra kultury o wykreślenie działki z rejestru zabytków. Wcześniej pojechał na miejsce, żeby osobiście wszystko sprawdzić.
Wojewódzki konserwator zabytków w Lublinie: Nie ma nowych okoliczności
– Niestety, nie znaleźliśmy żadnych nowych okoliczności o charakterze ustaleń naukowych, które uzasadniałyby taki krok – stwierdza. – Stan faktyczny się nie zmienił. Ale właściciel działki, czyli pan Franciszek, może zwrócić się do ministra o jej wykreślenie z rejestru zabytków, i wskazać nowe okoliczności, które w jego ocenie rzucają nowe światło na sprawę. Bo wykreślenie działki z rejestru to kompetencja ministra, a nie konserwatora. A w razie ewentualnego niepowodzenia procedury można skierować sprawę do sądu.
Czy taką okolicznością może być kwestionowanie przez pana Franciszka rzetelności wykonanego w 1979 r. załącznika graficznego? Według rolnika nieistniejąca już aleja lip prowadząca do dworu została błędnie zaznaczona. To oznaczałoby, że jego nieruchomość nie musi podlegać obecnie ochronie.
– Żyją świadkowie. Moja mama, ja, brat, siostra, siostra cioteczna – stwierdza Franciszek Flis.
W odwołaniu, które skierował do ministra jego bratanek, argument ten był już jednak podnoszony. Franciszek Flis skierował więc do konserwatora zabytków pismo w sprawie sprostowania informacji dotyczącej przebiegu lipowej alei. Deklaruje, że niezależenie od odpowiedzi zamierza złożyć wniosek do ministra kultury i przekonać w nim, że wpis do rejestru zabytków oparty był na błędnych przesłankach.
– To minister decyduje, w jakiej formie zbiera materiał dowodowy w przypadku wniosku o skreślenie nieruchomości z ewidencji zabytków. Zwykle są to oględziny w terenie, kwerenda w archiwach, zdjęcia, ale zdarzały się też przypadki, że były to zeznania świadków – stwierdza Dariusz Kopciowski.
Krzysztof Janisławski
Fot. Krzysztof Janisławski
Krzysztof Janisławski
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Lublina
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Lublina
Najważniejsze tematy