Rolnik z Lubelszczyzny ograniczy nawożenie azotem o 1/3. „Prawie całe zboże z 2022 jest w magazynie”
Po fatalnym dla pszenic poprzednim sezonie w gospodarstwie Jacentego Kopery, obecny zapowiada się lepiej. Pytanie tylko czy będzie gdzie i za godną cenę sprzedać ziarno. Małków znajduje się bowiem tuż przy granicy z Ukrainą.
Rolnik z wielkim doświadczeniem, pracuje w branży od 1985 roku
Jacenty Kopera rozpoczął pracę w rolnictwie w 1985 r. – Od zatrudnienia w PGR – wspomina. – Przeszedłem wszystkie szczeble. Byłem zootechnikiem, agronomem, mechanizatorem, kierownikiem PGR. Do ówczesnego PGR-u w Małkowie przeszedłem z Dołhobyczowa w 1997 r. Gdy rozpoczęła się prywatyzacja, zawiązaliśmy spółkę, która wydzierżawiała grunty orne, a następnie stopniowo je kupowała na własność.
Obecnie Jacenty Kopera jest samodzielnym właścicielem gospodarstwa. Prowadzi produkcję roślinną na ciężkich w uprawie glebach – bielicowych, borowinach, rędzinach. Trafiają się też mozaiki z piaskami i glinami. To w sumie 280 ha położonych tuż przy granicy polsko ukraińskiej ziem klasy III, IIIb i IV.
Gleby ciężkie w uprawie, trzeba się ich nauczyć
– Najlepszy kawałek, w II klasie, ma tylko 12 ha – mówi rolnik. Wspomina, że gdy rozpoczynał pracę w Małkowie był wręcz zrozpaczony ziemią, na jakiej przyszło mu prowadzić uprawy. Teraz jest w tej dziedzinie ekspertem. – Gleby minutowe, bardzo ciężkie, do tego dużo kamieni – wyjaśnia. – Potrzeba starannej uprawy i sporych nakładów, żeby uzyskać przyzwoity plon. Oczywiście pod warunkiem, że wszystkiego nie zniweczy susza. Tak jak to stało się w ub. roku – wyjaśnia.
Jacenty Kopera nie przypomina sobie tak złej sytuacji w branży jak obecnie. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze w sezonie 2021/22 w okolicy bardzo dał się we znaki deficyt opadów. – Deszcze często nas omijają, ale poprzedni sezon był wyjątkowo zły pod tym względem – opowiada rolnik. - Pszenice zacząłem siać 15 października 2021 r. Pierwszy deszcz spadł w końcu listopada. Potem odrobinę wilgoci pojawiło się w zimie. A kolejny deszcz przyszedł dopiero w maju. I to było wszystko. Pszenica się nie rozkrzewiła, była niziutka. Zajmuję się rolnictwem kilkadziesiąt lat, a czegoś takiego wcześniej nie widziałem.
Susza fatalnie odbiła się na wysokości plonów
Nic więc dziwnego, że redukcja plonów była potężna. – W ub. roku miałem 120 ha obsiane pszenicą, w tym 50 ha po burakach. Proszę sobie wyobrazić, że ze stanowisk po najpóźniej sianych pszenicach, czyli tych po burakach, zebrałem zaledwie 2,8 t/ha – kontynuuje pan Jacenty. – W sumie średni plon pszenicy z hektara wyniósł w ub. roku niecałe 6 t/ha. Na szczęście na dobrym poziomie plonowały buraki cukrowe i dobrze też płaciły. Pewnie dlatego, że buraki nie są przywożone z Ukrainy.
Kiepskim zbiorom towarzyszył gwałtowny wzrost kosztów produkcji. I jak by tego wszystkiego było jeszcze mało, obecnie nie sposób sprzedać zebranego w ostatnie żniwa ziarna pszenicy i nasion rzepaku. To efekt napływu żywności, w tym przede wszystkim zbóż, z Ukrainy. - Prawie całe zboże zebrane w 2022 r. zostało w magazynach – mówi rolnik. – Podobnie z rzepakiem. W grudniu trochę chorowałem i nie zdążyłem ze sprzedażą przed załamaniem na rynku. A sprzedawać teraz, po takich cenach?
Taka agrotechnika, na jaką pozwala pogoda
W gospodarstwie w użyciu jest zarówno pług jak i głębosz. – Na naszych bardzo ciężkich ziemiach to warunki pogodowe decydują o tym, która technologia w danym przypadku sprawdzi się najlepiej, a nawet, która po prostu jest możliwa do zastosowania – mówi pan Jacenty. – Czasem bywa nawet i tak, że to warunki są decydującym czynnikiem wyboru uprawy. Dajmy na to, jeśli nie da się w miarę terminowo na danym stanowisku posiać rzepaku, to odpuszczamy i wiosną siejemy w tym miejscu groch albo buraki. Do tego wszystkiego dochodzą wymagania ARiMR, która oczekuje, żeby wysiewać poplony. Jeśli jest mokro, to poplon taki jak np. gorczyca spełnia swoje zadanie. Po zaoraniu jest to bardzo dobre stanowisko. Ale jeśli jest sucho, a tak u nas bywa często, to na naszych glebach mamy potem problemy z przeprowadzeniem uprawy i siewu – wyjaśnia.
Jesienią ubiegłego roku pszenice zajęły w sumie 112 ha. – Siewy rozpoczęły się 8 października – mówi Jacenty Kopera. – Poszło sprawnie, każdego dnia jesteśmy w stanie obsiać do 40 ha. Wschody były wyrównane, w trakcie jesiennej wegetacji nie było problemów z agrofagami, chłodna jesień nie sprzyjała wystąpieniu presji szkodników.
Jakie odmiany pszenic najlepiej sprawdzają się w trudnych warunkach gospodarstwa w Małkowie? Zanim nowa odmiana wejdzie do produkcji, jest testowana na poletkach doświadczalnych. – Zawsze na najgorszych ziemiach – mówi pan Jacenty. – Jeśli poradzi sobie w takich niekorzystnych okolicznościach, to śmiało można ją wysiewać na pozostałych stanowiskach.
W ostatnich latach w warunkach gospodarstwa dobrze sprawdzają się m.in.: RGT Kilimanjaro (hodowla Ragt), SY Dubaj, SY Yukon (Syngenta) oraz Hondia i Comandor (Danko). – Wybierając odmiany do doświadczeń a potem produkcji zwracam szczególnie uwagę na mrozoodporność i wysoką odporność na choroby podsuszkowe. Część zbóż jest w gospodarstwie wysiewana po zbożach, a w takich przypadkach choroby podsuszkowe mogą być główną przyczyną spadku plonów.
Przed nawożeniem azotowym aplikowana jest siarka i magnez
Artykuł ten powstawał w styczniu, gdy do nawożenia startowego azotem było jeszcze sporo czasu. – Ale plany nawozowe mamy już gotowe – mówił wtedy pan Jacenty. Podobnie jak w poprzednich latach we wszystkich trzech wiosennych terminach azot zostanie dostarczony roślinom w postaci saletry amonowej. - Wiele lat temu, jeszcze w państwowych gospodarstwach stosowałem RSM – mówi pan Jacenty. – Któregoś razu RSM został rozlany po rosie, poparzyliśmy pszenicę. Zraziłem się i od tamtej pory używam tylko saletry.
Wiosenne nawożenie pszenicy azotem na strat i rozkrzewienie w gospodarstwie poprzedza aplikacja siarki i magnezu. Jeśli warunki pogodowe pozwalają, to odbywa się ono w lutym. – Mamy wysokie pH, stosuję więc siarczan amonu – wyjaśnia rolnik. – A także siarczan magnezu, ponieważ z badań zasobności gleby wynika, że ziemie które uprawiamy są ubogie w magnez.
W bieżącym sezonie mniejsze dawki azotu w oziminach na start
W tym roku wiosenne nawożenie azotem zostanie ograniczone o ok. jedną trzecią w porównaniu do ostatnich sezonów. – W poprzednich latach stosowałem do pięciu kwintali saletry na hektar pszenicy, tej wiosny będzie to tylko 3,5 kwintala – stwierdza plantator. Ograniczone było także, choć nie w takim stopniu, jesienne nawożenie zrównoważonym nawozem wieloskładnikowym pod korzeń. – Zabrakło kilkunastu ton nawozu i już go nie dokupywałem. Taka ilość jaką dysponowałem, została równomiernie podzielona na cały areał – mówi pan Jacenty. Oczywiście oszczędności na nawozach wynikają z przedstawionych wcześniej okoliczności mających ujemny wpływ na sytuację ekonomiczną gospodarstwa.
Nawet cztery opryski przeciw chorobom grzybowym w pszenicy
W gospodarstwie w Małkowie ochrona fungicydowa pszenicy wiosną składa się z trzech, a w pewnych okolicznościach nawet czterech zabiegów. – Był okres, że firmy produkujące środki ochrony roślin mocno promowały dwa zabiegi fungicydowe w zbożach wiosną. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Z moich doświadczeń wynika, że pierwszy zabieg, nawet wykonany środkiem z wyższej półki, utrzyma zdrową pszenicę przez ok. trzy tygodnie. A po tych trzech tygodniach do drugiego zabiegu (w technologii dwuzabiegowej) jeszcze przecież daleko. Spóźniony kolejny zabieg oznacza starty już nie do odrobienia.
Pan Jacenty wyjaśnia, że zawsze stosuje przynajmniej trzy zabiegi, pamiętając przy tym, żeby co roku zamieniać stosowane substancje czynne. – Na podstawę źdźbła, liść flagowy i kłos – wylicza. – Czwarty zabieg stosuję w sytuacji, gdy w czerwcu pada i utrzymuje się jednocześnie wysoka temperatura. W takim warunkach choroby fuzaryjne momentalnie atakują kłos, radykalnie obniżają się parametry zboża, które nie nadaje się nawet na paszówkę. Oczywiście w przypadku zastosowania czwartego zabiegu przestrzegamy okresu karencji między opryskiem a zbiorem. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce 4-5 lat temu.
Aminokwasy standardowo stosowane w pszenicach
– Szukamy różnych rozwiązań poprawiających kondycję roślin, bo powtarzające się w ostatnich latach długie okresy bez deszczu skutkują obniżkami plonów – wyjaśnia plantator. – W przypadku występowania sytuacji stresowych, takich jak brak wilgoci, stosujemy jeszcze dodatkową aplikację aminokwasów. Ale prawda jest taka, że jeśli susza trwa za długo, to nic nie pomoże. Roślina przetrwa w dobrej kondycji dłużej, ale czy na tyle dłużej, żeby dotrwać do deszczu? Z tym bywa różnie.
Krzysztof Janisławski
Fot. Krzysztof Janisławski
Krzysztof Janisławski
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Lublina
dziennikarz "Tygodnika Poradnika Rolniczego", korespondent z Lublina
Najważniejsze tematy