Premier Morawiecki już wie, kto jest winny złej sytuacji w rolnictwie
Za złą sytuację w polskim rolnictwie odpowiada Komisja Europejska oraz Rosja, jak również elita polityczna, która przez ostatnie 30 lat wyprzedała polskie przetwórstwo. Ale od 6 lat rządzi PiS, który dba o polską wieś i mimo, że jest źle, to jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Tak można podsumować przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego. Jest tylko pewne „ale” i było je dobrze słychać podczas protestów rolników.
W środę 9 lutego przez Polskę przetoczyło się około 50 protestów rolników, o czym więcej można przeczytać w artykule: „Zobacz naszą relację z protestów rolników z AgroUnii”.
Najwidoczniej premier Mateusz Morawiecki poczuł się wywołany do tablicy, bo w czwartek 10 lutego pojawił się na sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, gdzie przedstawił swoją wizję tego z czego wynikają problemy polskiej wsi i rolnictwa.
Kiedy Unia zgodzi się na dopłaty do nawozów?
– Nie ma co ukrywać, że żyjemy w czasach huśtawki cenowej i inflacyjnej, która została do nas wstrzyknięta ze wschodu i zachodu. Ze wchodu przez ceny gazu, które dyktuje Rosja i Gazprom. Z zachodu, bo mamy wielki wzrost cen energii elektrycznej poprzez ceny uprawnień do emisji CO2. A to się przekłada na wysokie ceny produktów, w tym na nawozy, co boli rolników – wskazywał premier Morawiecki.
Z tego powodu na początku roku rząd skierował do Komisji Europejskiej wniosek, aby jak najszybciej pozwolono nam na dopłaty do nawozów dla rolników. Premier przekonywał, że pewną ulgą dla gospodarzy miała być także zerowa stawka VAT na nawozy, ale na tym rozwiązaniu w ogóle nie skorzystają rolnicy VAT-owcy, stąd pomysł z dopłatami.
Rolnicy: Nie chcemy jałmużny, tylko normalnych cen nawozów. Niech koncerny zejdą ze swoją marżą
A jak do tego typu pomysłów podchodzą rolnicy. Dziennikarze „Tygodnika Poradnika Rolniczego” mogli podczas wczorajszych protestów usłyszeć dokładnie ich zdanie.
- Proponuje się nam dopłatę do nawozów. Chciałabym, żeby została cena nawozów z ubiegłego roku i nikt nie dawała mi jałmużny twierdząc, że mi coś dotuje. Jeżeli rok temu za tonę nawozu płaciłam 1500 zł, a teraz mam zapłacić 5000 zł, to chyba każdy kto na to spojrzy stwierdzi, że nie ma mowy o jakiejkolwiek opłacalności – mówiła podczas demonstracji w Łukowie Agnieszka Domańska, prowadząca gospodarstwo specjalizujące się w produkcji bydła opasowego.
- Nie zgadzamy się na ceny energii, nawozów i paliwa. Państwo powinno obniżyć swoje marże tak, aby cena detaliczna była niższa. Wysokie koszty produkcji surowców rolnych spowodują, że ceny żywności wzrosną a nie chcielibyśmy tego – to już z kolei głos Michała Swędrowskiego, rolnika spod Żnina.
Problemem jest ASF i spadające pogłowie trzody chlewnej
Premier w swoim wystąpienia zauważył, że „problemem numer dwa” jest ASF i spadające pogłowie trzody chlewnej.
– Pragnę po pierwsze zaapelować do wszystkich sił parlamentarnych o wsparcie ustawy, która ma służyć odbudowie trzody chlewnej, bo jest to dla nas bardzo ważny problem. Choć rzeczywiście także tutaj i w Komisji Europejskiej nie mamy wsparcia – przekonywał szef rządu.
Faktycznie, ostatnio Komisja Europejska nie zajęła się propozycją interwencji na rynku trzody chlewnej ze względu na negatywną opinię ze strony Niemiec i Danii, o czym można przeczytać więcej tu : „Producenci świń nie dostaną pomocy z UE. Zablokowali ją Niemcy i Dania”.
Apelowanie o wsparcie ustawy o zwalczaniu ASF jest ze wszech miar słuszne, wszak polska władza prowadzi walkę z tym wirusem jeszcze od czasów Marka Sawickiego (PSL) jako ministra rolnictwa. Jak widać mamy w tym już bogatą historię, szkoda tylko, że pełną porażek i dramatycznych przypadków odbierania sobie życia przez młodych hodowców, którym likwidowana stada i nie wypłacano odszkodowań.
Jeszcze jedna rzecz a propos ASF. Ostatnio polski rząd dogadał się z Czechami w sprawie funkcjonowania kopalni w Turowie za „jedyne” 45 mln złotych. Może w ramach takiej współpracy Czesi dorzuciliby w gratisie korepetycje pt. „Skuteczne zwalczania ASF w praktyce. Jak pozbyć się choroby w 18 miesięcy”. Bo władzom Czech niespełna półtora roku zajęło uwolnienie kraju od ASF – od lipca 2017, kiedy wykryto pierwszy przypadek do listopada 2018, kiedy to kraj ten oficjalnie został uznany za wolny od ASF.
Odbudowa polskiego pogłowia trzody chlewnej nie zależy od dotacji i programów rządowych
Premier wspomniał także o odbudowie polskich stad świń. Takie programy jak „Locha +” są rolnikom utrzymującym świnie potrzebne. Jednak rolnicy, którzy protestowali wczoraj w Środzie Wielkopolską jasno wskazywali, w czym tkwi prawdziwy problem.
Obecnie cena skupu żywca wieprzowego jest tak jak była niemal 30 lat temu. A w tym czasie koszty produkcji i wymagania wobec gospodarstw znacznie wzrosły. Tylko w ostatnim roku koszty paszy wzrosły o ponad 40%, a do tego rolnicy utrzymujący świnie musieli spełnić nowe wymagania bioasekuracyjne.
– Produkcja trzody chlewnej w naszym terenie faktycznie zamiera. Jeżeli, gdzieś jest jeszcze chlewnia, to tylko dlatego, że rolnik wziął dotacje na rozwój produkcji i musi ją utrzymać, żeby nie oddawać wsparcia – mówił Mirosław Jackowski, rolnik spod Środy Wielkopolskiej.
Zatem kluczem do ewentualnej obudowy pogłowia świń nie będą kolejne programy wsparcia, ale normalna cena skupu świń, która pozwoli rolnikom pokryć koszty i choć trochę przy tym zarobić.
Dobrym krokiem może być propozycja Janusza Wojciechowskiego, który podczas komisji rolnictwa zasugerował premierowi, żeby do polskiego prawa wprowadzić przepisy zabraniające płacenie rolnikom poniżej kosztów produkcji. Tylko konkretów jak na razie brakuje.
Brak Narodowego Holdingu Spożywczego to wina Tuska?
W swoim wystąpieniu premier zwrócił także uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt, który niezwykle wpływa na polskie rolnictwo, czyli na przemysł przetwórczy.
– Można powiedzieć, że przez te ostatnie 30 lat różne rządy wyprzedały majątek przetwórczy i dzisiaj przetwórstwo rolne w dużym stopniu znajduje się w rękach zagranicznego kapitału – mówił premier.
Mateusz Morawiecki podawał także, że firmy skupujące z obcym kapitałem zaniżały ceny skupu. Faktycznie tak było i jest, choć polskie firmy z tej samej branży niestety dostosowywały swoje cenniki do tych niskich stawek, a nie walczyły o rolnika dając mu lepsze warunki.
Premier chce to naprawić poprzez… oczywiście program dopłat. Służyć do tego ma m.in. Krajowy Plan Odbudowy.
– Przetwórstwo rolne pomoże skrócić tą przydługą drogę „od pola do stołu”, drogę podczas której najwięcej korzysta ten, który nakleja metki w sklepie, a zdecydowanie za mało rolnik. To jest naszym oczkiem w głowie naszego programu – mówił premier.
Aż dziw bierze, że Morawiecki nic w tym miejscu nie wspomniał o Narodowym Holdingu Spożywczym, o którym wiemy, że prace nad jego powstaniem trwają, i trwają, i trwają. I jedyne co się zmienia to kolejne daty, kiedy NHS ma zacząć działać na rynku. Ta najnowsza mówi, że ma to być czerwiec tego roku.
Co prawda, wiele osób uważa, że państwowy moloch nie będzie pozytywnie dla rolników, ale ostatni przykład z rynku cukru pokazuje, że jednak może być inaczej. Więcej na ten temat w komentarzu „Jak KSC wbiła nóż w plecy Niemcom?”.
Dopłaty bezpośrednie po 2023 roku będą „sukcesem” jak Polski Ład?
Premier w swoim wystąpieniu wspomniał, że jego rząd chce zreformować ubezpieczenia upraw rolniczych oraz w ramach Krajowego Planu Strategicznego chce wyrównać dopłaty bezpośrednie do poziomu średniej unijnej, z czego miałoby skorzystać 95% rolników.
Jednak rolnicy i organizacje rolnicze jasno wskazują, że proponowane zmiany mogą pomóc głównie osobom, które mają niewielki areał i najczęściej go wydzierżawiają, z kolei rodzinne gospodarstwa o areale powyżej 50 ha mogłyby na tych zmianach stracić.
Oby nie skończyło się jak z Polskim Ładem, na którym mieli skorzystać niemal wszyscy, a okazało się, że nauczyciele, policjanci czy ratownicy medyczni otrzymywali mniejsze pensje.
Sieci handlowe – dla rolników ogromny problem, ale niewidoczny w Warszawie?
I jeszcze jedna rzecz, o której premier nie powiedział, a którą rolnicy podkreślali na niemal każdym miejscu podczas protestów. Chodzi o dominację sieci handlowych, przeważnie z obcym kapitałem, które mają ogromną przewagę kontraktową nad rolnikami czy przetwórcami, w tym nad spółdzielniami mleczarskim i bezwzględnie ją wykorzystują. Ziemniaki w markecie są po 3,5 zł za kilogram, a rolnik otrzymuje za nie 50 czy 60 groszy. To tylko jeden z przykładów patologii na tym rynku.
Co prawda, UOKiK co jakiś czas nakłada kary na sieci supermarketów. Ale czy rzeczywiście odstraszają one gigantów od wykorzystywania swojej przewagi? Czy w marketach ziemniaki z Maroka są już odpowiednio oznaczone czy dalej udają polskie? Czy niesłynne retor rabaty w tej czy innej postaci zniknęły już z praktyki handlowców?
A właśnie o reformę i wprowadzenie zdrowych zasad współpracy a nie wyzysku w handlu apelowali rolnicy. Pytanie tylko czy te apele dotarły na Wiejską?
Paweł Mikos, współpraca dkol.
Fot. Kancelaria Sejmu
Paweł Mikos
redaktor strony internetowej „Tygodnika Poradnika Rolniczego”
Paweł Mikos – redaktor strony internetowej „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, specjalista z zakresu kwestii polityczno-społecznych wsi i odnawialnej energii
Najważniejsze tematy