Panie doktorze, żylaki to taki najbardziej „przyziemny” problem chirurgów naczyniowych. I uchodzi raczej za kosmetyczny.
– Ale to nie znaczy, że nie jest poważny. Niewydolność żylna i żylaki to jedno z najpowszechniejszych na świecie schorzeń. Niektórzy twierdzą, że to nie choroba, lecz natura nas, ludzi, którzy byliśmy na tyle krnąbrni, by stanąć na tylnych łapach. Wtedy wzrosło ciśnienie hydrostatyczne w układzie żylnym. Ma pani żylak? Nie ma w tym winy ani zaniedbania. Ciąża także zwiększa ryzyko pojawienia się żylaków. Nie chodzi nawet o ucisk płodu na naczynia. Z badań wynika, że żeńskie hormony płciowe osłabiają ściany naczyń żylnych, powodując ich wiotczenie, a w konsekwencji – rozszerzanie. Żylaki dotyczą również mężczyzn, choć rzadziej. Pogłębia je siedząca lub stojąca praca. Szacuje się, że 60% dorosłych Polek ma jakąś postać niewydolności żylnej, wśród Francuzek ten wskaźnik sięga nawet 70%. Żylaki, w większości, nie powodują poważnego zagrożenia zdrowia ani życia. Choroba przez wiele lat może doskwierać raczej z powodu nieestetycznego wyglądu nóg. Najpierw obserwujemy tzw. pajączki. Z czasem pojawiają się uczucie ciężkości nóg pod koniec dnia („nogi z ołowiu”) oraz obrzęki – zwłaszcza w okresie letnim. W końcu mogą się pojawić zmiany w skórze prowadzące do rozwoju owrzodzenia żylnego. Jest to bardzo uciążliwy problem – przewlekła rana, nie wykazująca cech gojenia, która sączy oraz nieładnie pachnie ze względu na obecność bakterii. Ten stan bywa bardzo krępujący dla chorego i skutkuje często wykluczeniem z normalnego życia, a poza tym bardzo trudno się go leczy. A wszystko to na skutek zastoju krwi żylnej, tak zwanej wenostazy.
Ale krew w żyłach mamy przez całe życie. Dlaczego dochodzi do zastoju i dlaczego akurat chwilę dłuższe jej pozostawanie w jakimś miejscu miałoby mieć tak fatalne skutki?
– W żylakach zalega tzw. brudna, żylna krew – pozbawiona tlenu, za to bogata w uboczne produkty przemiany materii, które zebrała z komórek. Dlaczego krew zalega? Głównie wynika to z wadliwie działających zastawek żylnych. Są to takie dwa płatki wewnątrz naczynia, działające trochę jak drzwi. Gdy są zdrowe przepuszczają krew tylko w jedną stronę. Przy ruchu w drugą – w tym przypadku w dół – stanowią szczelną bramę. Ale ponieważ z biegiem lat naczynia żylne w nogach poszerzają się, płatki zastawki – nawet właściwie działające – oddalają się i tracą na szczelności. Zaczynają działać jak drzwi w kowbojskim saloonie i pozwalają na cofanie się krwi – refluks żylny. Bywa też, że rodzimy się z uszkodzonymi zastawkami,, choć to rzadkie sytuacje.
Krew zostaje i „truje”? W jaki sposób?
– Najpierw krew zalega w większych żyłach. Ale przecież żyły to nie tylko te bardziej widoczne przez skórę naczynia krwionośne. To sieć naczyń połączonych o bardzo zróżnicowanym kalibrze aż do najdrobniejszych naczyń włosowatych – cienkościennych kapilar, które doprowadzają krew do komórek i następnie odprowadzają po bezpośrednim kontakcie z nimi. Kiedy krew zaczyna się cofać, najpierw ciśnienie wzrasta w większych żyłach. A z czasem przenosi się ono do tej sieci naczyń włosowatych. I powoduje, że przez cieniutkie ich ścianki krew zaczyna wylewać się na zewnątrz. Doprowadza to do rozwoju stanu zapalnego w skórze i tkance podskórnej w miejscach o najwyższym ciśnieniu hydrostatycznym, tzn. na goleni nieco powyżej kostki. Skóra pacjenta ulega przebarwieniu i robi się brązowa. Dlaczego? Bo z krwią z naczyń włosowatych wydostają się czerwone krwinki, a one zawierają żelazo. Żelazo w tej przestrzeni utlenia się i daje rdzawy kolor skóry. Wielu pacjentów może ten etap przeoczyć, sądząc że to siniaki po jakimś urazie. Tym bardziej, że w sąsiedztwie nie musi bezpośrednio występować żaden widoczny żylak. W kolejnym etapie mogą pojawiać się w tym miejscu blizny w następstwie zaniku skóry. W zaawansowanej fazie mamy do czynienia z owrzodzeniami – niegojącymi i powiększającymi się ranami, które wymagają ciągłej zmiany opatrunków. Obniża to bardzo jakość życia pacjentów, którzy – gdyby nie stan żył – jeszcze wiele lat mogliby funkcjonować bez ograniczeń. Medycyna uważa, że kiedy mamy do czynienia z objawową niewydolnością żylną, żylakami, a już na pewno owrzodzeniami, należy wdrożyć leczenie zabiegowe.
Kiedy jest ten idealny moment? Czy kiedy żylak wyjdzie po pierwszej ciąży? Kiedy zaczyna pobolewać? Czy kiedy przechodzimy na emeryturę i nie czekają nas już żadne cięższe prace?
– Dawniej obowiązywała szkoła, którą w skrócie można streścić w zdaniu: „Pozwólmy kobiecie urodzić wszystkie dzieci, bo każda ciąża spowoduje nasilenie żylaków, i zoperujmy ją, kiedy skończy okres rozrodczy”. Teraz uważamy inaczej. Operujemy żylaki przed ciążą, po to, żeby była mniej dokuczliwa. Pacjenci oczywiście pytają: „A czy da mi pan gwarancję, że nie pojawi się żaden kolejny żylak?”. Oczywiście, że nie dam. Bo to jak z zębami. Czy jeśli boli nas jeden, to czekamy z leczeniem, aż pojawi się próchnica w kolejnych pięciu? Nie. Biegniemy do dentysty, żeby wypełnić ubytek. Co więcej, nie oczekujemy gwarancji, że już nigdy nie pojawi się nowy. Podobnie jest z żylakami. Możemy, oczywiście, usuwać je w późniejszym wieku, kiedy jest ich więcej. Ale odkładając zabieg, nie ryzykujemy tylko kilku żylaków. Ryzykujemy postęp choroby do etapu, na którym leczenie jest trudne lub wręcz niemożliwe z racji wieku i schorzeń współistniejących. Bo niewydolność żylna nigdy się nie cofa i u wszystkich postępuje z wiekiem.
Ciśnie się na usta pytanie, które pewnie słyszał pan setki razy. Jeśli będziemy usuwać i usuwać te chore żyły, to czy zostaną w nogach jeszcze jakieś naczynia, którymi krew będzie mogła normalnie wracać do serca?
– To bardzo częste pytanie. Odpowiem pewnie zaskakująco. Tak, można usuwać niemal bez końca, bo taka jest fizjologia układu żylnego. Dzieli się on na dwa połączone ze sobą układy – głęboki, który stanowią żyły leżące wewnątrz przedziałów mięśniowych, towarzysząc tętnicom (tych nie ruszamy), i układ powierzchowny – czyli żyły, które leżą w tkance podskórnej. To z nich tworzą się żylaki. Fizjologicznie krew z kończyny odpływa głównie (w 98%) układem głębokim, więc usuwanie żylaków nie jest niebezpieczne. A żył powierzchownych jest bardzo dużo. I jeśli się poszerzą, stanowią pułapkę dla powracającej z kończyny krwi. Usuwamy je więc nie po to, żeby ograniczyć drogę odpływu, ale żeby ją poprawić, kierując zalegającą krew z powrotem do układu głębokiego. Jest jeden wyjątek od tej reguły. Jeśli mamy do czynienia z pacjentem, który nie ma prawidłowo rozwiniętych żył układu głębokiego albo też cierpi na zakrzepicę żył głębokich powodującą ich niedrożność. Operowanie żylaków w takim przypadku byłoby niewłaściwe i mogłoby doprowadzić do likwidacji jedynej drogi odpływu krwi z kończyny. Dlatego przed jakimkolwiek zabiegiem na żylakach niezbędne jest wykonanie badania Dopplerowskiego układu żylnego kończyn dolnych. Ale uważajmy, by wykonał je wykwalifikowany lekarz, i to na dobrym sprzęcie ultrasonograficznym. A najlepiej, jeśli jest to chirurg, który będzie wykonywać zabieg.
Rozmawiała
Karolina Kasperek
O metodach leczenia żylaków napiszemy w kolejnych numerach Tygodnika.
Zdjęcie: archiwum, unsplash