Podobno chińscy medycy od tysięcy lat twierdzą, że jelita to pierwszy czy też najważniejszy narząd w ciele. Jednak trochę przez nas zapomniany, niedoceniany.
– Nie tylko Chińczycy tak twierdzą. To wie już też zachodnia medycyna. Wszystko się kończy na jelitach, a właściwie wszystko się od nich zaczyna. W świecie zachodnim przewód pokarmowy, do niedawna przynajmniej, traktowany był jako narząd do trawienia i wchłaniania. Mamy jelita, ale one co najwyżej burczą. Kojarzymy je jeszcze z zaparciami, wzdęciami, czasem biegunkami. Wielu z nas się tych swoich jelit wstydzi.
A tymczasem jelita są od czegoś więcej niż wchłaniania i burczenia…
– Tak. W jelitach zachodzi ogromna liczba procesów metabolicznych. Zlokalizowana jest tam na przykład odporność. Szacuje się, że jakieś jej 70%. Jeżeli mamy problemy z nawracającymi infekcjami, alergiami czy chorobami autoimmunologicznymi, jak choćby reumatoidalne zapalenie stawów (RZS) czy choroba Hashimoto, to w dużej mierze ma to swój początek w zaburzonej pracy układu odpornościowego związanego z jelitami.
Odporność kojarzymy z przeciwciałami walczącymi we krwi. Czy w jelitach odbywa się jakaś walka?
– Jelita to miejsce pierwszego kontaktu naszego organizmu ze światem zewnętrznym. Jedzenie, picie, leki, które przyjmujemy – wszystko to trafia do jelit. Jelita muszą dobrze rozpoznać, co jest dla nas dobre, a co toksyczne. Co jest obciążające i musi zostać wydalone, a co jest korzystne i powinno przeniknąć do układu krwionośnego. To rozpoznanie jest możliwe dzięki temu, że na całej powierzchni śluzówki przewodu pokarmowego mamy bardzo duże skupiska komórek immunologicznych. Ta praca musi się odbywać właśnie w jelitach, bo krew, do której mają przenikać dalej substancje, musi być jałowa. Do niej mogą się przedostawać tylko woda i składniki odżywcze.
Co się dzieje, jeśli do układu krwionośnego przeniknie coś przez wadliwie działające jelita?
– Nic nie powinno się tam przedostawać, bowiem krew jest płynem, który powinien pozostawać jałowy. Ale jeśli jelita, filtr w nich, nie działają właściwie, do krwi przedostają się fragmenty bakterii, toksyny, niestrawione cząstki pokarmowe czy wirusy. Układ odpornościowy zaczyna wtedy szaleć. Ten układ nie patrzy wówczas, czy to jest nieszkodliwy pokarm, czy wirus, czy bakteria. Atakuje wszystkie te elementy tak samo, nie ma czasu na „myślenie”. Rozwija pełen atak, by nas bronić przed śmiercią. Często, w przebiegu wielu chorób, problemem jest właśnie nie tyle obca w krwiobiegu cząstka, ale to, z jaką siłą zaczyna reagować układ odpornościowy. Z nadmierną reakcją układu odpornościowego walczymy przecież w chorobach autoimmunologicznych, takich jak RZS czy alergie.
Kiedy możemy podejrzewać, że kiepsko działają nam jelita? Część z nas nie choruje na tarczycę ani nie ma alergii.
– Kiedy często chorujemy albo mamy nawracające infekcje jakiegoś typu. Nie chodzi tu tylko o infekcje górnych dróg oddechowych. U kobiet bardzo często zdarzają się zakażenia dróg moczowo-płciowych – zapalenia pęcherza albo pochwy. U kobiet są one wyjątkowo częste, ponieważ odbyt i pochwa są położone bardzo blisko siebie. Jeżeli mamy zaburzenie mikroflory jelitowej, wszystkie te grzyby czy chorobotwórcze bakterie łatwo wędrują z odbytu do pochwy. Zaburzona mikroflora jelitowa powoduje, że te infekcje nawracają. Kobiety mają przepisywany antybiotyk albo lek przeciwgrzybiczy i wydaje im się, że problem rozwiązany. Ale to leczy jedynie objaw, a nie przyczynę, która tkwi w jelitach. Dlatego infekcje wracają. Podejrzenie powinny budzić też nawracające infekcje skóry – grzybicze czy bakteryjne.
Czy ten kiepski stan naszych jelit, a w konsekwencji odporności, to efekt „cywilizacyjny”?
– Kiedyś nie było antybiotyków, leków przeciwgrzybiczych czy przeciw-wirusowych. Zakażaliśmy się, ale układ odpornościowy musiał sobie radzić sam. Część z nas, oczywiście, umierała, ale u całej reszty układ odpornościowy był trenowany. Dawał radę, ponieważ jeszcze nie tak dawno większość populacji żyła na wsiach. Człowiek miał obok krowę, kozę, owcę. One wszystkie miały jakąś florę bakteryjną. Żyliśmy w dużych rodzinach, wielodzietnych, z wieloma osobami obok siebie. Im więcej nas, tym większa wymiana flory bakteryjnej. To działało z korzyścią dla nas. Nie stosowaliśmy też płynów antybakteryjnych. Jelita były dobrze skolonizowane przez właściwe bakterie, a to one są warunkiem, by prawidłowo działała odporność jelitowa.