Natalia i Mariusz Rumianowie wspólne gospodarstwo prowadzą od 2012 roku. Na początku postawili na bydło mięsne, opasanie którego mocno jednak ograniczają, rozwijając w gospodarstwie hodowlę bydła mlecznego. Obecnie stado liczy prawie 80 sztuk, w tym 38 krów mlecznych i jak na razie hodowcy deklarują, że na takim pogłowiu się zatrzymają, gdyż dalsze jego zwiększanie wymaga odpowiednio dużych obiektów inwentarskich. Aktualnie w gospodarstwie trwa rozbudowa i modernizacja budynku z roku 2012, który był przystosowany typowo pod opasy. Budynek będzie przebudowany i przystosowany dla potrzeb bydła mlecznego.
– Dobudowany zostanie cielętnik, porodówka i część socjalna. Z drugiej strony obiektu jest wiata o wymiarach 8x35 m i tam powstaną kojce dla jałówek i 2-metrowy korytarz paszowy. Takie są plany, ale póki co wszystko jest w budowie i czeka nas jeszcze sporo pracy – wyjaśnia Mariusz Rumian.
Kurs to nie wszystko
Właściciele gospodarstwa od lat pracują nad rozrodem w stadzie. Pan Mariusz 4 lata temu ukończył kurs inseminatora, ale zdawał sobie sprawę, że od razu, po uzyskaniu uprawnień nie będzie skutecznym i nseminatorem.
– Początki były naprawdę bardzo trudne i wykonywane pod okiem i z pomocą lekarza weterynarii. Jednak z każdą kolejną inseminacją było coraz lepiej. Cały czas uczę się i doskonalę swoje umiejętności. W tej chwili przy krowach mam około 80% skuteczności, na jałówkach jest to 50%. Jak sądzę, taki wynik to efekt tego, że przy krowach chodzimy częściej, dzień w dzień i to po kilka razy, a z jałówkami widzimy się trochę rzadziej i zapewne nie wszystkie ruje możemy wychwycić – zastanawia się pan Mariusz.
Zaletą samodzielnej inseminacji, którą już widać w stadzie jest lepsza jego genetyka. Ponieważ hodowca te pieniądze, które miałby zapłacić inseminatorowi za pokrycie dokłada do zakupienia lepszego nasienia.