Pod koniec poprzedniego sezonu polski eksport zbożowy rozkręcił się tak bardzo, że porty bez przerwy dokładają kolejne ilości wysyłanej w świat pszenicy i kukurydzy. Odbywa się to oczywiście z rożnymi przeszkodami, z których nie wszyscy zdajemy sobie sprawę. Najważniejsze jest jednak, jaki wpływ nasz nieprzerwany eksport wywiera na rynek krajowy.
Polska druga, a nawet pierwsza
Od początku tego sezonu do 27.08.2023 r. UE wyeksportowała prawie o 30% mniej pszenicy niż w analogicznym okresie poprzedniego sezonu. Tym razem unijny eksport do krajów trzecich wynosi niecałe 4,5 mln t, gdy przed rokiem przekraczał już 6,3 mln t.
O dziwo jednak Polska na swój pozaunijny eksport nie ma co narzekać, bo nasze firmy handlowe w świat wyprawiły już 928 tys. t pszenicy i 75 tys. t kukurydzy. To niesamowite, kiedy zdamy sobie sprawę, że ponad 20% unijnego eksportu pszenicy jedzie z Polski. I to wszystko generalnie przy udziale portów, bo poza Unię na kołach raczej mamy za daleko.
To są naprawdę spore ilości, zważywszy na fakt, że Polska jest obecnie drugim unijnym eksporterem pszenicy, ustępując jedynie Rumunii (1,26 mln t), a w pokonanym polu pozostawiamy Francję (766 tys. t), Belgię (877 tys. t) i Niemcy (445 tys. t).
Gdy przeanalizujemy dane dotyczące eksportu kukurydzy, to jeszcze bardziej uwidacznia się nasz dominacja. Tutaj z eksportem do krajów trzecich wynoszącym 75 tys. t zajmujemy pierwsze miejsce przed Belgią (49 tys. t), Litwą ( 36 tys. t) i Francją (30 tys. t).