Rzepakowy rynek w Europie w ostatnich latach był mocno uzależniony od importu, dlatego tym dziwniej wygląda ten sezon kiedy import jest skromy, a dobre pokrycie surowcowe naszych olejarni powoduje, że ceny też nie są za wysokie.
Import w tym roku nie może się obudzić
W tym sezonie, od początku lipca do 27.08.23 r. UE zaimportowała niecałe 374 tys. t rzepaku. Tak niewielki import stanowi 40% ilości przywiezionych w analogicznym okresie ubiegłego sezonu. Myliłby się ten, kto przypisywał by całość zaimportowanych w tym sezonie ilości tylko i wyłącznie Ukrainie.
Okazuje się, że dotychczas najwięcej rzepaku do UE dostarczyła Mołdawia 122 tys. t, Ukraina z ilością 104 tys. t była druga, a trzecia z podobnymi wolumenami jest Australia. Polski w imporcie rzepaku w statystykach na razie nie znajdziemy, ale już w olejach roślinnych, w których imporcie spory czas w poprzednim sezonie Polska była w gronie liderów nasz kraj jest widoczny.
Jak na razie Polska importując 62 tys. t oleju słonecznikowego jest po Hiszpanii drugim importerem w Unii. Import 29 tys. ton oleju sojowego także daje nam drugie miejsce w tym asortymencie, pierwsza lokata tu również należy do Hiszpanii, a w imporcie oleju rzepakowego (9,6 tys. t.) jesteśmy trzecim importerem w UE.
Wszyscy uczestnicy rynku zastanawiają się kiedy ukraiński eksport rzepaku się obudzi i co przyniesie graniczna data 15 września. A tymczasem z Ukrainy dochodzą kolejne optymistyczne dla rzepakowych prognoz informacje.