Rynek strączkowych: Ach gdyby był bobik – wzdychają przedstawiciele firm paszowych
Nasion roślin strączkowych na naszym rynku jest jak na lekarstwo. Trudno się dziwić, że producenci pasz rozglądają się za alternatywą dla śruty sojowej. Grochu jest troszkę więcej, natomiast soi, pomimo powszechnej kampanii promocyjnej jest wciąż za mało. O łubinie i bobiku można tylko pomarzyć.
Z jednej strony są spore chęci kupujących, z drugiej zaś rolnicy, którzy wyprodukowali ilości mniejsze od całego transportu mają problem ze zbytem. Tylko bowiem bardzo aktywne logistycznie firmy handlowe potrafią zmontować pełny transport łączony partiami od kilku dostawców.
– A co będzie wtedy, gdy jeden z rolników w tak połączonej partii będzie miał gorszy towar, jak to rozliczyć? – pytają retorycznie handlowcy.
– A co, gdy nie daj Bóg transport za taką przyczyną wróci, aż strach pomysleć – dodają.
Niewielu producentów strączkowych ma taki luksus, że ma większe partie towaru.
Najlepiej jest z grochem, tu produkcja jest większa i łatwiej o pełne ciężarówki. Groch żółty kupowany jest obecnie w cenach 800–880 zł/t.
Soi także jest więcej, no i mamy dwóch przetwórców którzy przerabiają ją w zakładach produkcji oleju.
Glencore w Bodaczowie koło Hrubieszowa na Lubelszczyźnie proponuje cenę 1370 zł za tonę soi.
Natomiast Agrolok w swojej fabryce w Osieku koło Brodnicy na Kujawach płaci za dostarczoną soję nawet 1450 zł/t netto.
Firmy handlowe w terenie soję wyceniają po ok 1300 zł/t.
Ach, gdyby był bobik słyszymy w rozmowach z producentami pasz. Wyjątkowo cenią oni sobie ten surowiec, ale najbardziej tęsknimy za tym czego nie mamy.
Gdyby ktoś miał bobik, to może go dziś sprzedać w cenach od 900 do 970 zł/t.
Niestety brakuje także łubinu i jest on jeszcze droższy. Ci, którzy posiadają jeszcze jakieś partie łubinu słodkiego mogą go sprzedać w cenach od 960 zł/t do nawet 1050 zł/t.
Wszyscy kupujący strączkowe jednak zaznaczają, że jeśli masz jakiś towar to powiedz, gdzie leży i ile go jest, to podyskutujemy o cenie.
– Jakoś się dogadamy – dopowiadają handlowcy.
Juliusz Urban Foto. Czubiński