Właściciele zwierząt hodowlanych, by rozwijać się i mnożyć zyski, coraz częściej stawiają na kompleksową obsługę weterynaryjną swoich zwierząt. Lekarz weterynarii wychodzi więc z roli strażaka, który gasi pożary, czyli problemy. W zamian hodowca oczekuje, by skupił się na wyłapywaniu nieprawidłowości, wdrażaniu odpowiednich procedur oraz kontroli i analizie wyników osiąganych przez stado. Wszystko to po to, by uniknąć chorób (= strat). Współczesny lekarz mniej pracuje ze zwierzętami, a więcej z liczbami.
Lekarz weterynarii na dużej fermie
– Zwłaszcza na dużych fermach (ale nie tylko tam), naszą rolą jest przede wszystkim utrzymanie stada w zdrowiu. Zatem nakłady na lekarza, szczepienia i szeroko pojętą profilaktykę itp. należy traktować nie jako koszty, ale inwestycję (w zdrowie), opłacalną dla jednej i drugiej strony. Jeśli zaproponowany przez lekarza, a uzgodniony z hodowcą czy żywieniowcem program zadziała, finalnie ograniczamy nakłady pracy, stresu i czasu. Zużywamy mniej antybiotyków (już za chwilę i w Polsce będą obowiązywać przepisy o ich ograniczeniu), a antybiotyki to przecież koszty, karencja, strata mleka itp. – wyjaśnia lek. wet. Wojciech Tokarczyk, któremy współpracuje ze stadami Ośrodków Hodowli Zarodowej w Kamieńcu Ząbkowickim i w Przerzeczynie-Zdroju.