O przeniesienie do strefy różowej wraz z rolnikami starała się powiatowa lekarz weterynarii
Gospodarstwo Wiesława Rosińskiego z Godziszewa w powiecie wolsztyńskim jeszcze do niedawna znajdowało się w strefie czerwonej ASF. Po ponad rocznej walce o uwolnienie z obostrzeń decyzją Komisji Europejskiej gmina Siedlec, w której produkowanych jest ponad 100 tys. tuczników rocznie, znalazła się w strefie różowej.
– Nie udałoby się to wszystko, gdyby nie nasza powiatowa lekarz weterynarii, która była bardzo zaangażowana i czyniła starania, aby rolnicy dostosowali się do wymogów. Nigdy nie odmawiała nam pomocy. Niestety, właśnie została przeniesiona do innego powiatu, nad czym bardzo ubolewamy, ponieważ jest jeszcze dużo pracy do zrobienia, aby utrzymać wysoką zdrowotność stad. Uwolnienie się ze strefy to dopiero połowa sukcesu – mówi Wiesław Rosiński.
Jak podkreśla, ważne, aby teraz nie dopuścić do ponownych zakażeń u świń oraz u dzików. Ułatwieniem dla rolników z pewnością jest brak konieczności pobierania próbek do badań przed wysyłką świń do rzeźni. Jednak w obecnej trudnej sytuacji producentów trzody chlewnej uwolnienie ze strefy, wbrew oczekiwaniom, nie przyniosło znaczącej poprawy w traktowaniu rolników. Zakłady mięsne tak, jak niechętnie odbierały żywiec ze strefy, tak wciąż potrafią odmawiać transportu świń lub przesuwać go w czasie, a i o opłacalnej cenie również nie ma co marzyć.
– Termin ważności świadectwa zdrowia wydanego przez lekarza weterynarii wynosi 7 dni, więc jeśli ubojnia w ostatniej chwili się rozmyśli, musimy starać się o nowe świadectwa, za które trzeba ponownie zapłacić – mówi Wiesław Rosiński.
Rolnik sprzedaje jednorazowo partie około 180 tuczników, jest więc w stanie zapełnić cały samochód, co teoretycznie stawia go na lepszej pozycji niż większość mniejszych producentów świń. Kiedy rozliczał się na wagę bitą ciepłą, uzyskiwały one mięsność 58,5–59%.