Z artykułu dowiesz się
- Jak możemy poprawić zdrowie cieląt
- Zdrowa krowa, zdrowe cielę
- Niedobory żelaza u cieląt
- Gubi nas rutyna na gospodarstwie
- Zbieranie danych na fermie: także o chorobach
- Trzeba patrzeć na stado kompleksowo
- To, co najważniejsze
Z artykułu dowiesz się
Dziś wiedza hodowców i lekarzy medycyny weterynaryjnej w zakresie zdrowia cieląt jest na dużo wyższym poziomie niż jeszcze parę lat temu, ale jej wdrożenie w praktyce jest ciągle niedoskonałe – mówił prof. Tadeusz Stefaniak z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, przewodniczący komitetu organizacyjnego konferencji bujatrycznej we Wrocławiu. Spotkanie po dwóch latach oczekiwania, związanych z pandemią COVID-19, powróciło do kalendarza imprez branżowych w naszym kraju.
Jak podkreślał prof. Stefaniak, jednym z najważniejszych elementów decydujących o zdrowiu cieląt jest dbanie o ich odporność bierną, przestrzeganie zasad higieny i utrzymania zwierząt. Cielęta są tym zdrowsze, im lepiej rosną, bo są dobrze żywione i się w nie inwestuje.
– Każdy hodowca, który potrafi liczyć, wie, że pieniądze wydane na poprawę warunków życia cielęcia w gospodarstwie zwrócą się z nawiązką, kiedy zostanie ono krową – zwracał uwagę przedstawiciel Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
O poprawie zdrowotności cieląt w polskich gospodarstwach mlecznych warto też rozmawiać w kontekście redukcji zużycia antybiotyków do 5.–6. miesiąca życia cieląt. Według prof. Stefaniaka jednym z aktualnych trendów, które wychodzą naprzeciw temu ważnemu problemowi, jest m.in. grupowe utrzymanie cieląt oraz szczególne zwrócenie uwagi na momenty krytyczne w ich odchowie, w tym przenoszenie zwierząt z obory do cielętnika.
– Cielęta powinny być w tym czasie wzmacniane od strony immunologicznej. Mamy możliwości, ale ich nie wykorzystujemy – zwracał uwagę ekspert z UP we Wrocławiu w rozmowie z top agrar Polska.
Biegunki, obok chorób układu oddechowego, stanowią główną przyczynę upadków cieląt w gospodarstwach mlecznych – mówił prof. Alexander Starke z Uniwersytetu w Lipsku (Niemcy). Zaznaczał, że odsetek śmiertelności cieląt nie powinny przekraczać ok. 10%, ale praktyka pokazuje, że w przypadku biegunek z krwią odsetek upadków był dużo wyższy niż 30%. Żeby wykorzystać potencjał genetyczny zwierząt, musimy przede wszystkim zapewnić cielętom jak najlepsze warunki środowiskowe. Bardzo duże znaczenie ma jednak też czynnik ludzki.
prof. Alexander Starke
– Nie zawsze perfekcyjna obora idzie w parze z dobrym odchowem cieląt, bo pracodawca nie dbał o ludzi. Co ciekawe, badania pokazują, że znacznie mniejsza śmiertelność cieląt występuje w stadach, w których cielętami zajmują się kobiety, bo otaczają zwierzęta lepszą opieką – mówił prof. Starke.
W przypadku biegunek musimy zwrócić uwagę na wiele różnych czynników. Oprócz optymalnych warunków utrzymania trzeba sprawdzać, z jakimi drobnoustrojami mamy do czynienia, weryfikować jakość siary, sposób jej podawania, obserwować cały system opieki nad cielętami i wcześnie rozpoznawać choroby. Konieczna jest też ocena pierwotnego stanu i opracowanie celów postępowania, a także sprawdzenie, czy po określonym czasie zalecenia lekarza weterynarii przynoszą efekt.
– Należy zwrócić uwagę nie tylko na sam poród i opiekę nad cielęciem po porodzie, ale też na okres zasuszenia. O cielęciu decydujemy jeszcze przed wycieleniem. Zdrowa krowa da zdrowe cielę, dlatego bardzo ważna jest profilaktyka oraz postępowanie i leczenie krów w zasuszeniu – mówił gość z Uniwersytetu w Lipsku.
W swojej prezentacji porównywał krowy z 4-tygodniowym i 8-tygodniowym zasuszeniem. Okazało się, że te pierwsze miały lepszy status metaboliczny, siary było mniej, ale cechowała się wyższą zawartością tłuszczu i białka. Siara zawierała natomiast mniej IGG oraz IGM, ale wydaje się, że nie miało to wpływu na odpowiedź immunologiczną cieląt. Oprócz potencjalnego skrócenia okresu zasuszenia, trzeba przede wszystkim pamiętać o codziennym doglądaniu krów zasuszonych.
Niby znamy procedury, niby je stosujemy, a jednak nadal jest wiele elementów, które warto poprawić. Podstawowy to analiza jakości siary.
O poprawie zdrowotności cieląt warto też rozmawiać w kontekście redukcji zużycia antybiotyków do 5.–6. miesiąca życia cieląt. Jak podkreślał prof. Starke, dziś w Niemczech nie stosuje się już ich rutynowo jak kiedyś, ale tylko w uzasadnionych i ściśle określonych przypadkach. Ze względu na oczekiwania społeczne hodowcy krów modernizują też systemy utrzymania cieląt, które choć mogą znajdować się w indywidualnych budkach, to muszą się widzieć. Jest również tendencja, żeby były utrzymywane w parach, a nawet w kojcach po 5–6 szt.
Prof. Walter Baumgartner z Uniwersytetu Weterynaryjnego w Wiedniu zwrócił uwagę m.in. na niedobory żelaza, które mogą wystąpić nawet u 10–40% zwierząt w pierwszych tygodniach życia. Wśród przyczyn specjalista wymieniał m.in.:
– Objawy kliniczne zwykle są łatwe do zauważenia. Widoczne są blade błony śluzowe, w tym nozdrza, dziąsła i język. Obserwowany jest też gorszy apetyt, opóźniony wzrost, zwiększona podatność na choroby zakaźne. Dodatkowo wykazują niewydolność oddechową – mówił przedstawiciel Uniwersytetu Weterynaryjnego w Wiedniu.
prof. Walter Baumgartner
W badaniach krwi wychodzi anemia – dotyczy to hemoglobiny i zbyt niskiej zawartości żelaza. Podkreślał, że dość często zdarza się, że pomimo prawidłowej zawartości hemoglobiny cielęta miały pewne niedobory żelaza.
Rokowania są dobre do zachowawczego. Jeśli podejmujemy leczenie i podajemy żelazo w 1.–2. tygodniu po porodzie, doustnie od 400 do 1 tys. mg u cieląt (10–20 mg/kg masy ciała), możemy liczyć na dobre rezultaty, które nie niosą ryzyka zatrucia żelazem. U krów zalecane jest podanie 2–4 g siarczanu żelaza doustnie przez 2 tygodnie.
– U zwierząt o wysokiej wartości hodowlanej można rozważyć transfuzję krwi oraz suplementację witaminy C, która poprawia wchłanianie żelaza oraz leczenie przyczynowe w przypadku krwotoków – mówił prof. Baumgartner.
Oprócz podawania żelaza krowom ciężarnych, cielętom należy zapewnić właściwą podaż żelaza w pierwszych tygodniach życia. Jak zaznaczał ekspert, niska zawartość żelaza dotyczy siary, pełnego mleka i niektórych preparatów mlekozastępczych, w których widoczne jest w tym zakresie bardzo duże zróżnicowanie. Te ostatnie powinny zawierać co najmniej 30 mg Fe/kg suchej masy. Wówczas przy pobraniu ok. 6 litrów gotowego pójła cielak pobiera każdego dnia ok. 24–30 mg/sztukę żelaza.
Jak zwracał uwagę ekspert z Uniwersytetu Weterynaryjnego w Wiedniu, aktualnie zaleca się nieco większą dawkę, tj. preparat mlekozastępczy powinien zawierać od 40 do nawet 100 mg Fe/kg suchej masy.
Ciekawy problem poruszył prof. John Mee z Teagasc w Irlandii, który mówił o "ślepocie fermy". Zdefiniował ją jako błędne postrzeganie przez hodowcę, że to, co widzi każdego dnia w gospodarstwie, jest normalne. Ma to dotyczyć zarówno hodowców, jak i lekarzy weterynarii, a dowodem jest niezdolność do zastosowania rekomendowanych procedur, np. prawidłowego odpajania siarą lub ignorowanie kulawizn czy śmiertelności cieląt.
– Opieka nad cielętami coraz częściej znajduje się w kręgu zainteresowania nie tylko samego hodowcy, ale też społeczności danego kraju. Na świeczniku znajduje się m.in. śmiertelność do 2. tygodnia życia, która nie powinna przekraczać 10%, a w praktyce nierzadko sięga 25–30%. Parametrem tym zaczęły się interesować władze Holandii – mówił prof. Mee, dodając, że tak narodził się pomysł ankiety, która wykazała, że 46% hodowców nie było świadomych problemu, 32% miało świadomość, ale nie potrafiło wpłynąć na zmniejszenie śmiertelności cieląt, a 22% było świadomych, ale nie zamierzało wprowadzać zmian.
prof. John Mee
Zdaniem eksperta do "ślepoty na fermie" dochodzi z różnych przyczyn. Istotne jest pomijanie w zapiskach cieląt, które urodziły się martwe lub zdechły przed tym, zanim zostały zakolczykowane. Ich śmierć nie wpływa wprost na skalę produkcji mleka, a więc hodowca ich nie odnotowuje i problem nie istnieje w statystykach.
Przyczyny "ślepoty na fermie" mogą być prozaiczne. Jeden z hodowców wskazał, że po prostu nikt nie porozmawiał z nim na temat odchowu cieląt. Może też wynikać z innej percepcji problemów przez lekarza weterynarii i hodowcę, dla których przykładowo biegunka jest ważna (weterynarz) i czymś normalnym (hodowca).
– Często nie ma też wrażliwości na dany problem. Przykładem mogą być kulawizny, które są powszechne i nikt ich nie zauważa, dopóki nie przyczyniają się do wzrostu lks w mleku – mówił prof. Mee.
Co zrobić, by hodowcy i lekarze weterynarii byli bardziej świadomi? Przede wszystkim zbierać dane. W przypadku cieląt należy wziąć pod uwagę ich odpajanie, transfer odporności biernej i skalę przypadków śmierci.
– Krowy, które są chore i kulawe, nie powinny przebywać w porodówkach, a gdy mimo wszystko do tego dochodzi – kojce nie są odpowiednio czyszczone. Co ciekawe, nie wszyscy hodowcy się z tym zgadzają i przykładowo ok. 20% rolników w Irlandii i Niemczech uważa, że porodówkę można też częściowo przeznaczyć dla chorych krów – mówił prof. Mee. Specjalista wymieniał szereg parametrów odchowu cieląt i porównywał różnice w procedurach gospodarstw. Przykładowo:
– Trzeba uświadomić problem. Potrzebna jest nowa para oczu, która zajmie się BCS i ważeniem cieląt – dobrze, żeby hodowca zlecał te działania komuś z zewnątrz. Trzeba przedstawiać liczby i wartości referencyjne – mówił prof. Mee. Dalsze kroki to analiza danych na poziomie gospodarstwa, regionu i kraju, określenie celów i ich realizacja.
– Ślepota w gospodarstwach mlecznych jest powszechna na całym świecie i trzeba podnosić świadomość w tym zakresie. Najbardziej niebezpiecznym zdaniem jest: zawsze tak robiliśmy. Powinniśmy pokazywać, gdzie dane stado znajduje się na tle innych stad, wykorzystywać technologię do monitorowania i mówić o praktycznym radzeniu sobie z problemami, żeby wiedza była przekazywana z gospodarstwa do gospodarstwa – mówił prof. Mee.
W ramach okrągłego stołu uczestnicy spotkania we Wrocławiu dyskutowali o tym, jak w dłuższej perspektywie zmieniać niezadowalający poziom dobrostanu oraz zdrowotności cieląt i krów w Polsce. Opinie były różne. Padł głos, że zmiany powinny być narzucone odgórnie literą prawa i poprzez punkty odbioru mleka potencjalnie przekładać się na wymiar finansowy. O ile bowiem dobrowolny charakter zmian ma przełożenie w efektach na dużych fermach, postępu nie widać w mniejszych gospodarstwach, a te są w zdecydowanej większości.
W Polsce nikt nie zbiera informacji o odchowie cieląt. Dzięki nim hodowca mógłby się porównać z innymi, co stanowiłoby dobrą motywację do zmian – mówili uczestnicy debaty.
– Nie jestem zwolennikiem, by komukolwiek coś narzucać – nawiązywał inny uczestnik spotkania. Jak zaznaczał, ktoś robi coś źle, bo nie potrafi tego zrobić lepiej i właściwym kierunkiem, mającym na celu poprawę wyników w gospodarstwie mlecznym jest rzetelna i kompleksowa edukacja.
– Żeby edukować, trzeba oprzeć się na jakichś danych – komentował prof. Zygmunt M. Kowalski z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, powołując się na ankietę przeprowadzoną wśród polskich hodowców. Najpopularniejsza była w niej odpowiedź: nie wiem, a więc – jak coś można poprawiać, skoro się nie wie, co jest źle? Prof. Kowalski podkreślał, że w raportach wynikowych PFHBiPM znajduje się odniesienie do konkretnych wyników w stosunku do innych hodowców w obrębie województwa czy kraju, ale nie mamy już takich danych w przypadku cieląt i bez nich nie tylko hodowcy pracują po omacku, ale też lekarze weterynarii i naukowcy.
Ważny głos w dyskusji zabrał również m.in. prof. Dariusz Bednarek, który zaznaczył, że przyszłością jest tzw. hodowla precyzyjna. Dziś jest możliwe zebranie od pojedynczej krowy każdego dnia nawet 80 tys. danych, które bardzo szybko można przełożyć dzięki określonym algorytmom – na konkretne informacje, m.in. o tym, co się dzieje z konkretną krową, gdzie się znajduje i czy ma ruję. Hodowca otrzymuje alert, ale może go też dostać cała grupa ludzi, która go wspiera. Ten kierunek w najbliższym czasie będzie się rozwijał.
Dobrym jego uwidocznieniem może być większa popularyzacja odpajania cieląt w automatach, które gromadzą dane m.in. o liczbie odpojów czy objętości pobranego pójła, ale – jak padło w dyskusji – urządzenia te pomimo wielu zalet nadal są stosunkowo drogie, a ich obsługa wymaga zaangażowania ze strony hodowców, co w praktyce nie zawsze się udaje.
W debacie wielokrotnie przewijał się także temat dobrostanu zwierząt i jego definiowania. Zdaniem lek. wet. Stanisława Tomczaka przy ocenie dobrostanu zwierząt w gospodarstwach bardzo często pomija się tak istotne parametry, jak m.in. długość użytkowania krów czy poziom brakowania, kosztem przykładowo wymiarów legowisk czy dostępnej powierzchni na krowę. Z kolei prof. Bednarek mówił, że na hodowlę krów należy dziś patrzeć przez pryzmat żywności, której ze względu na rosnącą populację ludzi na świecie trzeba będzie produkować coraz więcej.
– Dlatego musimy szukać takich koncepcji, żeby stadnie poprawić produkcyjność zwierząt i w ogólnym rozrachunku zysk. Biorąc to pod uwagę, lekarz weterynarii nie może podchodzić indywidualnie do zwierząt. Musi patrzeć na całe stado kompleksowo – mówił prof. Bednarek.
fot. Jajor, Sierszeńska, archiwum
Marcin Jajor
<p>redaktor działu top bydło i topagrar.pl, zootechnik, specjalista w zakresie hodowli bydła mlecznego i mięsnego</p>
Najważniejsze tematy