Produkcja mleka pod bombami - relacja z ukraińskich gospodarstw
Dziś po polach jeżdżą czołgi, a nie traktory. Część pól, także obsianych jesienią, jest zaminowana. Wielu ukraińskich rolników albo bardzo spóźni się z siewami kukurydzy i słonecznika, albo nie zasieje ich wcale. W tamtejszych oborach pozostały jednak krowy, które trzeba żywić i doić. Relację z takiego gospodarstwa opublikował amerykański portal rolniczy AgUpdate.
Rosyjscy żołnierze zarekwirowali zapasy żywności, ale spali na słomie w cielętniku
Chris McCullough opisuje w swojej korespondencji gospodarstwo Dnipro sp. z o.o., którym zarządza Andrij Pastuszenko. Znajduje się ono 20 km na zachód od Chersonia, w miejscowości Nowodmitrowka. Pastuszenko wraz z kilkudziesięcioma pracownikami uprawia 1500 ha gruntów ornych (w tym 500 ha nawadnianych) oraz utrzymuje 350 krów rasy hf, a także około 400 sztuk młodzieży. Na polach uprawia kukurydzę na kiszonkę i ziarno, słonecznik, lucernę na siano, żyto na kiszonkę i jęczmień. Z zakupu pochodzi m.in. śruta rzepakowa, sojowa i słonecznikowa oraz młóto. W dostępnej w Internecie wizytówce gospodarstwa Dnipro (pochodzącej z 2019 r.) wynika, że w 2018 r. zmodernizowano tam produkcję mleka, instalując dojarkę rurociągową. Zimą bydło utrzymywane jest na uwięzi, a od wiosny do jesieni może przebywać na zewnątrz. Wskaźnik zacieleń wynosi 82%. Jałówki na farmie są zapładniane po wyryciu rui. Problematyczne sztuki, których nie można zapłodnić po pierwszej inseminacji lub które przechodzą ciche ruje, traktowane są zgodnie z programem synchronizacji rui OvSynch.
Te okolice Nowodmitrowki trafiły pod kontrolę Rosjan na początku wojny. Dziesięciu żołnierzy pojawiło się w gospodarstwie po 14 marca. Jak relacjonuje Pastuszenko, zarekwirowali zapasy żywności, ale spali na słomie w cielętniku. Jak wspomina ukraiński farmer, Rosjanie nie zachowywali się agresywnie. Kiedy ukraińska armia zorganizowała w tym rejonie kontrofensywę, żołnierze uciekli konfiskując dwa samochody, jajka i mleko. Niebawem pojawili się ponownie, oczekując pomocy w naprawie kilku opon. Pastuszenko odmówił, tłumacząc, że jedyny zakład wulkanizacyjny w pobliżu został przez nich zniszczony.
Sytuacja zarówno rolnika, jak i jego pracowników, nie jest łatwa. Żeby mieć co jeść, biją krowy, pod nóż idzie jedna na dwa dni. Mięsem dzielą się z mieszkańcami okolicznych miejscowości. Podobnie jest z mlekiem, z którego wytwarzają także twaróg, masło i śmietanę, a z jęczmienia robią kaszę.
W ciągu pierwszych 10 dni wojny rozdali mleko o wartości 50 tys. euro
Wyliczenie to wynika z faktu, że przed wojną farma dostarczała mleko do zakładu francuskiej firmy Lactalis w Mikołajowie, która płaciła po 45 eurocentów za litr (2,11 zł/t, przy kursie 4,69 zł/1 euro). Przed wybuchem wojny krowy Pastuszenki dawały dziennie ponad 10 tys. l mleka, co w przeliczeniu na sztukę daje 31,5 l. Wymuszone oszczędnością zmiany w składzie pasz (zwierzęta otrzymują tylko kiszonkę kukurydzianą i lucernę) spowodowały, że dzienna wydajność spadła do koło 6 tys. l (ok. 18 l na krowę).
Ukraiński rolnik został na farmie wraz z 15-letnim synem
Uczy się on w technikum rolniczym w odległym o niemal 350 km Humaniu. Żona z młodszym synem uciekła do Żytomierza, leżącego 100 km na wschód od Kijowa. Pastuszenko obawia się, że jeśli opuści gospodarstwo, to zjedzone zostanie całe bydło z gospodarstwa, którym kieruje.
- Porzucony i zestrzelony sprzęt wojskowy istotnie utrudni prace polowe na ukraińskich oziminach wiosną 2022 roku. Na zdjęciu resztki, prawdopodobnie zestrzelonej rakiety
Andrij Pastuszenko nie jest rolnikiem z wykształcenia. Był wykładowcą uniwersyteckim, gdzie uczył niemieckiego. Kiedy w 2008 r. kilku inwestorów z Niemiec kupiło upadającą farmę pod Chersoniem, farmer najpierw był ich tłumaczem, aby ostatecznie objąć funkcję dyrektora przedsiębiorstwa rolnego.
Wszyscy z 70 pracowników pozostali na farmie, a krowy dojone są dwa razy dziennie
Ponieważ transport do Mikołajewa nie jest możliwy, to z okolicznych miejscowości przyjeżdżają ludzie, którzy odbierają surowiec lub przetwory i rozprowadzają je z pomocą miejscowych kościołów. Tylko raz na początku wojny do gospodarstwa zawitała cysterna, która rozwiozła 4 tys. l mleka po szpitalach w Chersoniu.
Obecnie oprócz tego, żeby przeżyć, największym zmartwieniem Pastuszenki są wiosenne prace
Gospodarz zastanawia się, czy uda się zebrać pierwsze pokosy traw i lucerny na pasze. W czasie wojny udało się wysiać tylko 90 ha jęczmienia jarego. Materiał siewny kukurydzy i słonecznika kupiono już jesienią, ale do dziś nie dotarł do gospodarstwa. Kolejne zmartwienie, to czy uda się przeprowadzić żniwa. Jak zapewnia szef gospodarstwa, paszy powinno wystarczyć do żniw. W zbiornikach z paliwem pozostał zapas oleju napędowego na miesiąc, a to paliwo jest dla wojska towarem chodliwym.
- Znacznie większym problemem niż porzucony sprzęt (na zdjęciu uszkodzona armatohaubica porzucona na ściernisku po kukurydzy) będą dla rolników z Ukrainy pozostawione na polach miny
Pastuszenko w rozmowie z dziennikarzem AgUpdate podkreślił, że negatywne informacje na temat Ukrainy pojawiły się w rosyjskich mediach po 2004 (pierwsza tzw. pomarańczowa rewolucja). Rosjanie przez 10 kolejnych lat byli przygotowywani do następnego ruchu (zajęcie Krymu i Donbasu). Podkreślił, że po 2014 r. zmniejszył się odsetek ludzi posługujących się językiem rosyjskim. Mieszkańcy jego regionu, z rosyjskiego – z własnej woli – zaczęli przechodzić na ukraiński. Zapowiedział też, że jeśli jego miejscowość dostanie się pod okupację rosyjską, to nie zamierza w niej pozostać.
Paweł Kuroczycki
fot. twitter
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 16/2022 na str. 76. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Paweł Kuroczycki
Redaktor Naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
Najważniejsze tematy