Nie spodziewaliśmy się pandemii, a przyszła. Nie spodziewaliśmy się wojny, a wybuchła. Jaki to ma wpływ na światowe i polskie rolnictwo?
Przypomnijmy w tym miejscu, że w pierwszych miesiącach covidowej zarazy bardzo chwalono polskich rolników i przetwórców za zapewnienie wystarczającej ilości żywności. Chwalili wszyscy politycy, z premierem Morawieckim na czele. Wydawało się nam, że większa część miastowych zrozumiała, że mleko, chleb, kaszę i konserwy mięsne zawdzięczają nie Biedronkom i Kauflandom, a polskim chłopom. Gdy nadszedł czas szczepionek, jakby zapomniano o rolnikach i ich roli w wyżywieniu narodu pozamykanego w mieszkaniach na miejskich osiedlach. Im bardziej szczepienia stawały się masowe, tym bardziej wracano do lidlowej i biedronkowej codzienności. Wypada tu przypomnieć, że przedsiębiorstwa zwane gospodarstwami rolnymi i związane z nimi zakłady przetwórcze, nie zaniechały produkcji, co choćby w przypadku mleczarni było bardzo istotne, bo mleko nie może, tak jak zboże, czekać na przetworzenie. Oznaką normalności było wzmożenie występów Sylwii S., europosłanki z Polski oraz jej „sekty”. Na tapetę wróciły też pochwały związane z tak zwanym Zielonym Nieładem, a nawet połajanki pod adresem eurourzędników, że jest on za mało ambitny.