Z artykułu dowiesz się
- Jak prowadzić śliwkowy butik ?
- Jakie przysmaki można zrobić ze śliwki ?
- Czy śliwkowy butik się opłaca ?
Z artykułu dowiesz się
"Jesteśmy dynamicznie rozwijającą się rodzinną firmą z Szydłowa, pełną pasji i lokalnego patriotyzmu. Śliwki uprawiali już nasi pradziadkowie, jesteśmy więc kolejnym pokoleniem sadowników. Jesienią po szkole jadaliśmy garus lub ziemianki upieczone w palenisku suszarni, wszystkie ręce w domu zajęte były bowiem zbieraniem i suszeniem śliwek. Dzisiaj, choć sadownictwo bardzo się rozwinęło, a garus jadany jest tylko okazjonalnie, śliwka wciąż jest jednym z naszych ulubionych owoców..." – czytamy na stronie stolicasliwki.pl.
Ze strony startowej dosłownie wylewa się kobalt.
– Tak, tak, kobalcik, kobalcik, jak najbardziej. Albo inaczej royal blue – królewski błękit. To jest właśnie to, kolor 072 z Pantone (firma, która opracowała uniwersalny system kolorystyczny – przyp.red.). Bo i pralina z królewskim smakiem – wyjaśnia Agnieszka Baxter, świętokrzyska śliwkowa królowa.
Pralina jest ze śliwką, więc kolor tła absolutnie uzasadniony. A strona startowa promuje Szydłowiankę, czyli śliwkę w czekoladzie. Wszechobecność kobaltu usprawiedliwia jeszcze i to, że Szydłowianka powstaje w królewskim mieście. Szydłów nazywany jest bowiem Kamiennym Miastem i polskim Carcasonne.
– Dziś już wiadomo, że pierwsze szlachetne sady owocowe, w tym z uprawą śliwki, powstawały na ziemiach polskich przy klasztorach i pałacach. W Szydłowie znajduje się jeden z pierwszych pałaców w Polsce. Należał do Władysława Jagiełły. Trzy lata temu robiono u nas intensywne wykopaliska i zachodzi podejrzenie, że Jagiełło miał przy pałacu śliwy i że te uprawy były jednymi z pierwszych w Polsce, a niewykluczone, że i w Europie – opowiada Agnieszka.
Urodziła się i wychowała w Szydłowie. Chodziła tam do podstawówki, a w pobliskim Jędrzejowie do liceum. Na studia pedagogiczne ruszyła do Kielc, by skończyć je w Krakowie.
– Po studiach odkryłam, że potrzebuję większej dynamiki działania i otoczenia niż zostanie pedagożką. Rytmu biznesowego pojechałam szukać w Warszawie. Znalazłam pracę w agencji reklamowej. Zdobyłam tam ogromne doświadczenie, pracowałam z dużymi klientami. Ta praca dała mi pojęcie o tym, jak można tworzyć marki, jak je potem promować. Mojej szefowej zaproponowano pracę w "National Geographic", a ona zaproponowała mi pracę. Przez szesnaście lat pracowałam w dziale reklamy, marketingu i sponsoringu – opowiada Agnieszka.
W międzyczasie w podróży biznesowej, podczas rejsu po Morzu Śródziemnym dla klientów biznesowych, poznała Gavina, Australijczyka, który wkrótce został jej mężem. Przez kilkanaście lat urodziły się im trzy córki. W 2015 roku, kiedy Agnieszka miała 42 lata, a najmłodsza córka raptem dwa, mąż otrzymał kontrakt na Jamajce.
– Pracowałam intensywnie. Czasem ja na telekonferencji, a dzieci same, płaczące, na wystawie ceramiki. Czasem taksówka zabierała je do przedszkola, bo nie dawało się inaczej. Kiedy padła propozycja wyjazdu na Karaiby, powiedziałam do męża: "Świetnie! Pakujemy się!". Wiedziałam, że znajdą się szkoły, że nie będzie problemu, w Warszawie dziewczyny chodziły do francuskiej szkoły, więc nie bałam się o nie. Przyjechaliśmy i najpierw musieliśmy oswoić się z obłędnie gorącym i wilgotnym klimatem. Na lato 2016 roku zjechaliśmy do Polski, na wakacje. A na Karaibach właśnie zaczynała się epidemia wirusa Zika. Mieliśmy wracać we wrześniu, ale koleżanka stamtąd doradziła, żeby zostać w Polsce do Bożego Narodzenia. Stacjonowaliśmy w Szydłowie, w moim rodzinnym domu. Zostaliśmy, dzieci poszły do szkoły w Szydłowie – wspomina szydłowiecka dziedziczka śliwkowej tradycji.
Tak się złożyło, że mąż Agnieszki dostał nową propozycję pracy w Europie. Na Jamajkę postanowili nie wracać. Ale dom w Warszawie był wynajęty, więc byli "skazani" na Szydłów.
– Myślałam: "Co ja w tym Szydłowie będę robić? Nie wytrzymam tu!". Patrzyłam też na te nasze średniowieczne mury i śliwkowe sady i zastanawiałam się jednocześnie, dlaczego nikt nic nie robi z takim dziedzictwem. Gavin powiedział, że skoro zostajemy, to żebym rozejrzała się za jakimś ciekawym zajęciem. Pokrążyłam po wsi, bo wtedy jeszcze byliśmy wsią, i odkryłam na środku rynku stary zdewastowany budynek, którego nikt od dawna nie chciał kupić. To był tzw. stary ratusz, zbudowany w latach 60. ubiegłego wieku, ale na fundamentach jeszcze renesansowych. Mąż powiedział, że zwariowałam, ale mi już coś świtało. Poczułam, że muszę wziąć na warsztat śliwkę. I że zrobimy śliwkę w czekoladzie – opowiada Agnieszka.
Postanowiła otworzyć sklepik z jednym produktem. Wiedziała, że sady, które posiada od czterech pokoleń, wystarczą, by ruszyć z takim projektem. Pralinę nazwała Szydłowianką, a sklepik – butikiem śliwkowym. Na potrzeby produkcji Szydłowianki powołali spółkę Purpurowa Dolina. Znajomi podśmiechiwali się, że założyła sklep ze słodyczami na wsi. Śliwka z każdym miesiącem robiła się coraz popularniejsza i zaczęła ściągać turystów. Do Szydłowa przyjeżdżali turyści chcący zobaczyć odnowione mury zamku, ale i spróbować suszonych śliwek, o których wieść niosła się coraz szerzej.
W śliwkowym butiku do pralin dołączyły śliwki suszone, jedne powidła, drugie. Dziś w sklepie jest około trzydziestu produktów. Szydłowiankę w tym roku uhonorowano Perłą na poznańskich targach Smaki Regionów. Agnieszka postanowiła też certyfikować suszoną śliwkę szydłowską. Dziesięć lat temu udało się ją wpisać na listę chronionych oznaczeń geograficznych. Teraz każde gospodarstwo, które chce ją przerabiać, musi certyfikować się oddzielnie. Dziś Agnieszka ze swoją firmą reprezentuje pod godłem śliwki województwo świętokrzyskie.
W ciągu trzech lat uruchomili też sklep internetowy. Znajdziecie w nim dziś chutneye śliwkowe, powidła z kardamonem, śliwkę w occie z cynamonem, kardamonem, w winie, z lawendą, z różą, artystyczne ręcznie robione czekolady ze śliwką i innymi dodatkami, a nawet śliwkowy ketchup. Agnieszka jest zdania, że należy poszukiwać starych receptur na śliwkę, ale umiejętnie łączyć je z nowoczesnością. Średniowieczny przepis powinien otrzymać akcent współczesny.
– Właśnie uruchamiamy muzeum śliwki. Chcemy połączyć w nim historię Szydłowa i przetwórstwa śliwki z obecnymi czasami. Część naszych receptur jest tradycyjna. Powidła szydłowskie robimy taką metodą, jak dawniej – zapiekało się je w glinianych garach. Wkładało się je do pieca, na powierzchni robiła się skorupka i konserwowała powidła do wiosny. Ketchup szydłowski też robimy starą metodą. Otrzymał ostatnio w Świętokrzyskiem pierwszą nagrodę w konkursie "Nasze kulinarne dziedzictwo – smaki regionów". Przepis ma ponad 25 lat, pochodzi od mojej mamy, która robiła całe tony tych przecierów. Powiewem nowoczesności są choćby wszystkie chutneye, które wymyślił mój mąż. Mamy śliwkę w oliwie z ziołami – to hit tego roku, świetna do bagietki i kieliszka wina. Mamy ser sandomierski z suszoną śliwką, nalewki, a nawet piwo śliwkowe. Fani słodkiego mleka też coś znajdą – mamy krówkę ze śliwką – wymienia szydłowska producentka i dodaje, że nie ma Bożego Narodzenia w okolicy bez śliwki szydłowskiej.
Na przełomie kwietnia w tym roku Agnieszka z mężem zorganizowali festiwal "Kwitnący Szydłów", w ramach którego ludzie odwiedzali kwitnące sady. Stawali przy drogach, byli zapraszani do prywatnych sadów i wdychali "śliwkowy eliksir". Agnieszka mówi, że co tam Japonia ze swoim świętem. Kwitnące na biało szydłowskie pagórki wydają się jej teraz nieziemskie. Na kwiecień 2022 roku już planują kolejną edycję. Ale śliwka działa cuda nie tylko zapachem.
– Śliwka przede wszystkim wpisana jest na światową listę superfoods. Czyli może wpływać na poprawę kondycji organizmu. Jest jednym z najzdrowszych owoców, zwłaszcza suszona. Reguluje trawienie, ma mnóstwo antyoksydantów, ale też wzmacnia kości! To odkryli Amerykanie. Kobietom, zwłaszcza w okresie przekwitania, zalecane jest jedzenie od czterech do sześciu śliwek dziennie. Wyciągi ze śliwki dodaje się do leków, do kosmetyków, można ją jeść na ciepło, na zimno, w sałatkach, jako samodzielną przekąskę, jako dodatek do musli, do jogurtów. Jest absolutnie wszechstronna – zachwala szydłowskie złoto Agnieszka i informuje, że w Szydłowie uprawia się czterdzieści pięć odmian owocu. Zbiory zaczynają się w połowie lipca, trwają do końca października. Potem owoce spędzają sześć tygodni w chłodni i świeżą śliwką można cieszyć się do grudnia.
Z nowoczesnych rozwiązań jest coś jeszcze oprócz śliwkowego butiku w pomieszczeniu po sklepie mięsnym. W maju tego roku tuż obok Agnieszka otworzyła śliwkowe bistro Stary Ratusz, w którym serwowała szydłowskie lody śliwkowe sporządzone na suszonej śliwce. Kupicie tam też bistro crunchy super supreme z boczkiem i śliwką wędzoną. To rodzaj pizzy czy focacci. A zanim zdążycie dojechać, możecie wejść na stronę stolicasliwki.pl i kupić już dziś szydłowskie specjały.
Karolina Kasperek
Oprac. Natalia Marciniak-Musiał na podstawie artykułu Karoliny Kasperek pt. W butiku sprzedaje śliwki, który ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 45/2021 na str. 63. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Zdjęcia: archiuwm
Karolina Kasperek
redaktorka "dział "Wieś i Rodzina"
Karolina Kasperek w "Tygodniku Poradniku Rolniczym" prowadzi dział "Wieś i Rodzina". Specjalizuje się w tematach społecznych, w tym poradach dla KGW.
Najważniejsze tematy